Skok w Nowy Rok

Pamiętam zabawę z poprzedniego Sylwestra, na 140 osób, z orkiestrą i balowymi sukniami. Teraz wręcz nie do pomyślenia. I okazuje się, że wcale nie mam potrzeby tego powtarzać i szaleć na parkiecie do białego rana. Z przyjemnością piszę się na domówkę, na luzie i bez całej szalonej otoczki. Przygotuję sałatkę meksykańską, poustawiamy przekąski dla Małego, włączymy muzyczne show i może poskaczemy trochę tanecznym krokiem.

I jedyne czego pragnę, to powrotu normalności, mniej stresu i strachu o zdrowie najbliższych. Swobodnego wychodzenia z domu, bez maski. Powrotu bezpiecznych spotkań z rodziną i ze znajomymi. I zdrowia, zdrowia. Niby tak niewiele, a jednak to wszystko, czego można teraz życzyć sobie i innym na ten Nowy 2021 Rok. Także niech się spełnia! 🎉

I tak to

Właśnie dlatego lubię cały ten czas przed świętami. Ten właściwy mija zbyt ekspresowo. Sam klimat grudnia, strojenie domu, światła i ozdoby w mieście. Oczekiwanie.. Potem rach ciach, pogaduchy, kolędy, radość z prezentów, Kevin sam w domu, my na spacerach i pełno smakołyków, po których znowu muszę przejść na odwyk cukrowy.

Ciasta i w tym roku dostaliśmy od Taty, ale pojechały z nami do Zosi. Dzień wigilijny rozpoczęliśmy więc od podróży, która z jednej strony cieszyła, z drugiej smuciła brakiem rodziców i brata. Łączenie on-line nie zastąpi wspólnego świętowania, ale dobrze, że była choć taka namiastka widzenia się z częścią rodziny. U Zosi zresztą też czekały na nas cud, miód i bąbelki. Pod choinką 14 prezentów dla naszej skromnej czwórki, dodatkowe niespodzianki od chrzestnej Małego i masa śmiechu. Do tego same pyszności na stole i na szczęście, przy tym temacie, dobra pogoda za oknem. Spacery dwa razy dziennie, wyjazd do miasteczka obok, ku odskoczni i obowiązkowo las. Dużo lasu.

Świątecznie

Spokojnych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia, wesołych na tyle, na ile mogą być. By przyniosły promyk nadziei, żeby już więcej nie trzeba było ich spędzać bez tych, których kochamy. Świąt niosących wytchnienie zapracowanym, gotującym i sprzątającym. Z rodzinnym ciepłem, bez udawania, z sercem na dłoni i miłymi prezentami pod choinką. I tym, co w Świętach najważniejsze, dla każdego..

Opłatek na ławce

Weekend faktycznie był spokojny, rodzinny, spacerowy i ze świątecznymi filmami. Mały wziął udział w Jasełkach, których w tym roku nie można było obejrzeć na żywo. Dobrze, że choć film jest i dużo zdjęć na pamiątkę zrobionych. Moja wizyta u dermatologa zakończona sukcesem, kremy i szampon już przynoszą efekty. Uszczupliły wprawdzie mocno portfel, ale było warto. Mężuś w piątek odkurzył całe mieszkanie, ogarnęłam zakątki, zrobiłam dwa prania i tyle będzie naszego przedświątecznego sprzątania. Potem to już tylko relaks..

W sobotę wybraliśmy się z bliskimi na spacer. Rodzice i Brat z rodziną przynieśli już prezenty dla nas i dla Małego. Wymieniliśmy się nimi, po części potajemnie, żeby dzieci nie widziały. Mama przyniosła opłatek i jakże znamienne było dzielenie się nim na dworze, w maskach i na dystans, bez przytulania. Może niektórzy przytulać się z rodziną nie lubią, mnie brakuje tego bardzo. Dla Mamy te święta będą jednymi ze smutniejszych, będą wprawdzie we dwoje z Tatą, ale widzę jak przeżywa to, że z dziećmi ich nie spędzi. Miała łzy w oczach i złość na wirusy wszelakie, na obostrzenia, które i w Sylwestra nie pozwolą nam się spotkać. Jakoś trzeba będzie to przetrwać i trzymać kciuki za lepszy, nowy rok. Po spacerze i obiedzie na wynos – na chińszczyznę i odetchnięcie od gotowania też nachodzi czasem chęć – ruszyliśmy ponownie w miasto, oświetlone już, z racji ciemnego popołudnia..

Niedziela natomiast zupełnie inna w klimacie, rozświetlona słońcem, z wędrówką nad rzekę. Z podziwianiem pływających morsów i Małego biegającego po piasku bez wytchnienia. Mogę patrzeć na jego radość nieustannie i słuchać śmiechu dźwięczącego jeszcze dziecięcym głosem. Tak bardzo cieszę się, że mamy dziecko, że dane mi było zostać mamą i poczuć całym sercem ogrom miłości. Bezwarunkowej.

Z tej miłości po powrocie zrobiliśmy obiecaną masę placków ziemniaczanych. Z cukrem dla Małego, z gzikiem (twarogiem ze śmietaną i cebulą) dla Męża, z twarogiem na słodko dla mnie, wersję na słono i z samą śmietanką też. Raz nie zawsze, po ostatnim pilnowaniu menu można zrobić czasami taki kaloryczny obiad. Następna wyżerka będzie już świąteczna, ale wiadomo, że nie ona tu najważniejsza. A my sami, wraz z bliskimi i znajomymi, z którymi spotkać się można by przekazać im choć trochę naszej dobroci..

Odliczanie

Wzięło nas na placki ziemniaczane, nie robione w domu z racji niechęci do tarcia ziemniaków i zapachów, jakimi wtedy mieszkanie nasiąka. Placki jedliśmy okazyjnie, w restauracjach, nad morzem lub innych wyjazdach. Tymczasem okazało się, że wcale trzeć nie trzeba, a i otwarte okno wystarczy. Ziemniaki wrzuciliśmy do miksera, choć można było i do robota kuchennego. Tyle, że robot za duży na niewielką, próbną ich ilość. Na weekend planowany jest więc skok na rynek, po dobre ziemniaki (nie miałam pojęcia, że jest tyle odmian). Cebulę już kupiłam, Mężu chce zrobić tak zwany „gzik”, który jedzono tradycyjnie do „plęcków”, u niego w rodzinie. U nas jadło się głównie z cukrem i śmietaną, ale chętnie wypróbuję wersję z twarożkiem. Na dokładkę chcemy zrobić drugie podejście do pierogów własnej roboty, dla chłopaków z mięsem, dla mnie ruskich. Sprawdzony przepis na ciasto dostaliśmy do koleżanki, dla której pierogi to pikuś. Ale chciałabym jeszcze poznać dobry przepis na mięsny farsz, żeby chłopakom smakowało. Kto wie, może jak nas poniesie, to i z kapustą i grzybami zrobimy. Żeby się do świątecznego menu dołożyć.

Na razie odliczanie włączone i uwierzyć nie mogę, że został tylko tydzień do Wigilii. Pogoda za oknem w ogóle nie wskazuje na zimową porę (+7), ale miasto przybrane choinkami i światłami, więc spacery przy tej aurze są całkiem przyjemne i do Świąt nawiązujące..

Nawet naszego Marynarza ubrano w odpowiedni strój 🙂

A Szczecińska Agencja Artystyczna nagrała piosenkę dodającą otuchy w tym porąbanym czasie. Marynarz i choinka z naszego zdjęcia się tam znalazły i kilka innych zakątków ze spacerów. Choć chciałoby się i w góry pojechać tej zimy, to raczej przyjdzie góry powspominać i tyle. Zakaz przemieszczania się, narodowa kwarantanna, zamknięte hotele, stoki narciarskie i godzina policyjna w Sylwestra. Bezprawnie.

Nic to, jeszcze będzie pięknie, jak śpiewają nasi artyści, poza tym piękno i światło w duszy przecież są i tam niech nigdy nie gasną. Spokojnego weekendu, jeśli choć trochę taki ma szansę być.

Na jarmarku

Dużym zaskoczeniem był fakt, że Jarmark Bożonarodzeniowy został w ogóle przygotowany. Nie wiem na jakiej zasadzie wydano pozwolenie, ale widać było, że ludzie mimo obaw odwiedzali plac ze stoiskami. My zawitaliśmy tam tylko na chwilę i oczywiście w maskach. Zabrakło przepięknej karuzeli weneckiej i pociągu dla dzieci, ale to akurat dobrze. Za to, jak co roku stanęła na miejscu duża, oświetlona od góry do dołu choinka..

Były stoiska ze smakołykami, pierogami, bigosem, z gorącą herbatą czy grzanym winem, oczywiście na wynos, bez stolików. Było też dużo ozdób, świeczników, bombek i ozdobnych pierników. Światełka i choinki dodawały całości klimatu..

A we mnie ta namiastka świąteczna obudziła trochę radości. Wiem, że ta radość taka bardziej przytłumiona, bo o zachorowaniach nadal się pamięta, maski obowiązkowo nosi i odległość stara trzymać. Ale taka dająca nadzieję, że może za rok będzie lepiej, normalniej. Już tak bardzo każdy tego chce. I tęskni się za swobodą, za podróżowaniem i za spotkaniami w pełnym gronie, bez limitów. Zdrowie jednak najważniejsze, a to coś mnie ostatnio od strony okulistycznej i dermatologicznej dopada. Skierowania mam pobrane i zaskakująco dermatologa udało się umówić na ten piątek. Ale żeby nie było tak pięknie, okulista ma termin dopiero w sierpniu. Czeka mnie jeszcze rehabilitacja kręgosłupa, ale to na pewno w nowym roku. Także na razie skupiam się na tym, co już i dostępne, a świątecznego nastroju nie będę sobie umniejszać. Choinka rozświetlona, lampki wszędzie powłączane, ozdoby cieszą oko i odliczanie rozpoczęte.

Szczerbatek

W następnym roku przewiduję wzrost opłat za energię. Iluminacje bowiem sięgnęły nie tylko salonu, ale kuchni i sypialni również. I planuję niezmienność wystroju co najmniej do końca stycznia. Chyba potrzeba ocieplenia przestrzeni i dodania jej kolorów dopadła większość. Mnie w każdym razie intensywniej niż rok temu. Choinka też już ubrana i jak co roku walczyliśmy z częścią lampek, dokupując nowe, żeby jednak oświetlona była całość, a nie tylko po kawałku. Mały ponawieszał swoje prace ręczne, a ja postanowiłam dokupić trochę czerwonych dodatków. Kiedyś czerwony nie pasował do naszych brzoskwiniowych ścian, teraz szare aż się o to proszą.

Święta zapowiadają się zupełnie inne niż wszystkie, co nie znaczy przecież, że gorsze. Choć największym ich minusem będzie fakt, że nie da rady spędzić ich z całą rodziną. Cóż, mam nadzieję, że za rok się uda, a tymczasem grunt, że w ogóle będą i że będziemy razem. Razem przeżywaliśmy też wzniosłą chwilę w życiu Małego Księcia, który obecnie stał się księciem szczerbatym. Pierwszy ząb opuścił szczęśliwie jego szczękę i dumny Szczerbatek wrócił z przedszkola z zapakowanym szczelnie pakunkiem owiniętym chustką i gumką. Albowiem pakunek bezcenny, włożony pod poduszkę, przyniósł od Wróżki Zębuszki kasę – oby w przyszłości nie na aparat korekcyjny. Wypadnięcie było bezbolesne, proste i uprzejmie proszę żeby nowe zęby były łaskawe również prosto rosnąć.

Tymczasem w weekend delektowaliśmy się, oprócz ubierania choinki, wspólnym oglądaniem dwóch części Listów do M, które i synka momentami rozbawiały. Spacerem z całą rodziną, przy ściganiu Bratanka śmigającego na rowerku i Małego na hulajnodze. Zajadaniem się rybą domowej roboty, z kapustą kiszoną i chińszczyzną na wynos. Trafił się jeszcze niespodziankowy Jarmark Bożonarodzeniowy, którego miało nie być, a jednak był. Ale relacja z owego kolejnym razem. Teraz pora ogarnąć poniedziałek, bo po weekendzie zawsze jakoś się tak wszystkiego nazbiera.

FB i inne klimaty

Będę bogata! Tak, tak. Znajomi nie poznają mnie w czapce. Szczerze powiedziawszy, sama siebie w czapkach nie poznaję. Wiele, wiele lat nie nosiłam ich w ogóle. Byłam całkowicie antyczapkowa, do momentu zapalenia zatok. Jakoś w grudniu, tamtego roku, dopadł mnie mega katar, była ropa z nosa i ból czoła. Na dokładkę nie miałam smaku i węchu przez dobry tydzień (kto wie, czy to nie było TO) i pamiętam z jakim zdziwieniem jadłam potrawy, których smak tylko w pamięci miałam. Nie pomagały żadne leki, ani krople do nosa, potem przeszło samo.

Tymczasem w tym roku (odpukać oczywiście, tfu tfu i sól przez lewe ramię) trzymamy się dzielnie. Łącznie z Małym, który do przedszkola pomyka w podskokach od ponad trzech miesięcy i z radością bierze udział we wszystkich zabawach czy konkursach. A że panie przedszkolanki są pełne pomysłów, co i rusz trzeba szykować stroje na przebranie (dynia, Spiderman, Zorro, niedługo pasterz na jasełka), prace plastyczne i łapać zdjęcia ze strony przedszkola ku upamiętnieniu tych chwil. Z tej okazji właśnie, nie było innej opcji i fecebooka założyć wypadało. Albowiem omijało mnie wiele wiadomości, nowości, że o uwielbianych zdjęciach z synkiem nie wspomnę. Opierałam się długo, ale tak.. Ta da. Wreszcie dołączyłam do posiadaczy FB.

Ale żeby nie było, zamierzam korzystać z niego tylko w celach informacyjnych i domyślam się, że i w szkole ta droga będzie niezbędna. Do grupy dołączyłam i jestem na ten przykład na bieżąco z wiadomością, że Mały otrzymał 3 miejsce za swojego Miśka (na całe przedszkole). I z tą, że trzeba określić wolne terminy między Świętami, gdyż panie mają wtedy szansę na urlop. A że u nas z wolnym nie ma problemu, to szykują się dwa tygodnie laby. Przystrajamy więc nasze gniazdko na ten świąteczny czas i można powiedzieć, że popłynęłam w temacie ozdób. Zaszalałam z kwiatowymi gwiazdami betlejemskimi (sztuk 3), podświetlaną choinką, świecącą w oknie gwiazdą, świecznikami, lampkami, dużym Mikołajem przy balkonie i naklejkami na okna i drzwi. W weekend ubieramy choinkę i mocujemy łańcuchy, ale już w mieszkaniu klimat ocieplony i rozświetlony, więc choć dla oka zrobiło się bardziej optymistycznie..

Mikołajkowo

Główne strojenie choinkowe i światełkowe przełożyliśmy na następny weekend. W ten bowiem postanowiliśmy pojechać do Zosi. Żeby poświętować Mikołajki i żeby odwiedzić ją teraz, gdyż nie wiadomo, co się będzie działo w dalszych terminach. Zawiozłam fioletowy stroik, który bardzo jej się podobał, dowieźliśmy karmę dla zwierzaków, gdyż sklep zoologiczny w okolicy zamknął podwoje i została możliwość zakupu tylko karmy z marketu. A wiadomo, że o jedzenie psiaków i kociaków też trzeba dbać. Zosia zadbała też o nasze smakołyki i aż na dwa dni odpuściłam sobie pilnowanie menu. Choć oczywiście starałam się trzymać przerwy i nie przesadzić ze słodyczami. Nie było łatwo, bo Mikołaj przyniósł Małemu masę słodkości i opędzać się od nich trzeba było. Mały wyczyścił dokładnie buty, a rano zerwał się i cud, że dał się namówić na ubranie, bo inaczej w piżamie już by leciał do korytarza. Ucieszył się z kolejnych figurek lego do kolekcji, nowego modelu na podobieństwo żółtej łodzi podwodnej Beatles’ów (kiedyś może doceni jej ponadczasowość ;)), z gazet z komiksami i zadaniami, a nawet z ciepłych skarpet w renifery.

Ja natomiast ucieszyłam się z pięknej pogody, słońca, ciepłego popołudnia i długich spacerów po lesie. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę było dotlenianie wśród igliwia, wędrówki z widokami pól, łapanie kropel roztopionego śniegu.

Biegi Synka, jego uśmiech i to poczucie wolności, bez maski i z pełnym oddechem. Wieczorem Lego Masters, budowle z klocków, głaskanie psa i kota, degustacja słonego karmelu z Zosią i pogaduchy o wszystkim i o niczym. Odpoczęliśmy, baterie naładowane, obiad z ogórkami własnej roboty, na wynos. I tak zaopatrzeni możemy ruszać w nowy tydzień.

Stroimy się

Zanim jednak nowy rok, to fajny miesiąc przed nami. Grudzień lubię prawie tak, jak czerwiec. Z pominięciem aury, jest klimat, są prezenty i smakołyki też będą. Na pewno nie w tradycyjnym wymiarze, ale jakieś się przecież wykombinuje. Do domu zawitały stroiki (ostatnie darmowe), a wraz z nimi zapach iglasty i wygląd przedchoinkowy. Z choinką poczekamy do połowy grudnia, choć gdyby ode mnie zależało, już bym ją stroiła i wieczornymi światełkami pokój ozdabiała.

Kalendarz adwentowy napoczęty i nadgryziony. Mały z zapałem otwiera kolejne okienka i pochłania czekoladę. Na szczęście po śniadaniu i przed myciem zębów. Choć gdyby mógł, zjadłby wszystkie 24 w jeden dzień i tyle by widzieli. Ja natomiast słodyczy zajadam mniej, trzymam się tego z racji zdrowotnej, więc dzięki temu jest łatwiej. Nabyłam za to kalendarz na 21 rok, przepisałam wszystkie ważne daty, terminy lekarskie, opłaty za auto, kończące się umowy i inne takie. Prezenty porobione, w większości już zapakowane, choć czekamy jeszcze na jeden zestaw lego dla Małego. List do Mikołaja wysłany, z prawdziwym znaczkiem i tym razem z polskim adresem w Srebrnej Górze. Ten do Laponii chyba nie dotarł, bo coś zero odzewu 😉 Mój list do Mikołaja wysłany mailem i czekam z niecierpliwością na realizację wymarzonych perełek. Zwłaszcza jednej, książkowej. Mały tymczasem szykuje się do Jasełek (powtarza rolę pastuszka – codziennie! o losie) i na jutrzejsze poszukiwanie prezentów w przedszkolu. Dzisiaj ucieszył się, a następnie rozczarował garstką śniegu.. „Mamuś, taki mały śnieg jest nudny! Nie można z niego nawet tyciego bałwana zbudować!”. I tak to. Może jeszcze odwiedzi nas nienudny śnieg, choć z prognozy wynikają jakieś dodatnie plusy temperaturowe i na razie się nie zapowiada. Spotkałam się więc z Mamą na mroźny jeszcze spacer i pogaduchy o naszych codziennościach i sprawach wagi większej również. Tak dotarło do mnie, że rodzice nigdy do końca nie wiedzą i wiedzieć nie będą, co się u ich dzieci dzieje. Dowiedzą się tylko tyle, ile im powiemy, chyba, że niektórzy czytają blogi latorośli, podglądają instagramy, bądź inne fejsbuki choć i tu wszystkiego się nie napisze. A jak jest u Was? Bliscy czytają Wasze blogi? Rodzice, partnerzy, znajomi? Mój Mąż czyta, ale rodzice, brat i większość znajomych nie wie, że piszę. Głównie wiedzą ci, zapoznani tutaj, których doceniam niezmiernie i cieszę się, że są! Miłego strojenia się, na grudzień 🙂