Upadek

Ćwiczę dzielnie, trzy razy w tygodniu.. ale jeśli nie uda mi się pokonać uzależnienia od słodyczy to, prócz lepszej kondycji, nic z tego nie będzie. Nie mogę mieć w domu nic słodkiego, a ciężko to zrealizować przy dziecku, które domaga się choć cukierka dziennie. Staramy się więcej mu nie dawać (sobie też), ale i w przedszkolu na słodkie się załapie i u dziadków. Oby później nie musiał przechodzić cukrowego odwyku, jako i ja. Zaczęłam nawet pić herbatę z białej morwy, która obiecuje regulację poziomu cukru we krwi i zmniejszenie łaknienia na słodycze. Mam jednak świadomość, że wszystko zależy od mojej słabej-silnej woli.. Żesz kurcze.

 

Kurcze jeszcze większe, gdyż albowiem popełniłyśmy z Hanią błąd idąc do kina na trzecią część, kultowego kiedyś, filmu „Kogel mogel”. Słowo kiedyś ma tu ogromne znaczenie. Nie wiem, co się z tym kinowym światem porobiło, że trudno teraz stworzyć ciekawy scenariusz. Bez traktowania widza, jak półgłówka, który przymknie oko na niesmaczne sceny. Który niby ma się śmiać, gdy wcale śmieszno nie jest. Wręcz przeciwnie, było straszno (a bilety wyprzedawane na pniu, na tydzień w przód i sale pełne po brzegi). Drewniane dialogi, sztuczna gra aktorska – Jerzy Turek w grobie się przewraca, a i dobrze, że pani Celińska nie wzięła w tym filmie udziału. Pomysł z dyskoteką w stodole, marihuana, policjanci imbecyle, tu fallus, tam lesbijskie pocałunki, w tym wszystkim Mucha, Skrzynecka w panterkach obwieszona złotem i Goździkowie na haju niszczący ogrodowe krasnale.

Miałam chęć wyjść w połowie, czego dawno w kinie nie czułam. Owszem nie spodziewałyśmy się filmu wysokich lotów, ale tak niskich też nie. Wyszłyśmy po seansie zażenowane i zniesmaczone.. Smutne jest też to, że części zapewne się podobało i że świat jest teraz chowany na prymitywnych i banalnych programach telewizyjnych, na niskim poziomie, banalności i żenadzie do przesady. Ale cóż, o gustach ponoć się nie dyskutuje..

A teraz należy iść do kina na jakiś dobry film, z przesłaniem, z dobrymi wartościami i świetnie zagrany, żeby zatrzeć ślad..

 

 


Reklama

Wybrany

Wreszcie, po wielu przemyśleniach, analizach i czytaniu opinii, telefon wybrany (bez szczegółów, bo nieistotne) i może już w środę powrócę do elektronicznego świata. Obecny świat ze starym sprzętem nawet nie daje mi znać, że przyszedł sms, mimo iż dźwięki poustawiane i powinno grać. Nic to, ważne żeby nowy sprawnie działał i nie trzeba było robić zwrotów. Bo coś ostatnio te internetowe zakupy mi nie szły. Jeszcze rzutem na taśmę zamówiłam dwa podkłady do przetestowania i dwie bazy, wygładzającą i matującą. Bardzo dziwna sprawa z tymi moimi podkładami, która jednak całkiem mnie zadowala. Mojej cerze nie pasują te z wyższej półki cenowej. Ani lorealki, ani revlony się nie sprawdziły, może ewentualnie bourjois ale to dobre, że zamiast w cenie 70 zł można go w necie kupić za 25 z dostawą. Natomiast bardzo fajnie catrice, maybelline i ingridy. Te ostatnie wręcz wytrzymały działania ćwiczebne i twarz się nie świeciła. Wiem już więc jakie marki mogę używać (przynajmniej na obecny czas) i jakie kolory mi pasują. Na lato wyższy numer koloru też by pasował, choć akurat wtedy bardzo rzadko się maluję (ważniejszy dobry krem) i daję skórze odpocząć. Zwłaszcza jeśli jest szansa na kąpiele w jeziorach, morzach czy choćby basenie. 

 

 

Ale do lata jeszcze trochę, a zima uraczyła nas wczoraj śniegiem. Jednodniowym, bo już dziś po nim śladu nie ma. Spadło go jednak wczoraj tyle, że mogliśmy ruszyć na sanki i nacieszyć się radością zjeżdżającego z góry smyka. Mały uwielbia ten sport, sam już nawet wdrapuje się z sankami pod górę, sam potrafi odepchnąć się nogami i zjechać w dół. Czasem to mnie trochę przerasta, jak szybko dziecko się uczy i zmienia. Jeszcze niedawno nie potrafił chodzić, mówić.. a tu już alfabet wyrecytuje, w karty pogra, biodrami w tańcu zakręci i tak mocno kopie w piłę, że gole same mu do bramki wpadają. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jego zdrowie, żeby siły miał, energię i mógł działać bez tych ciągłych kaszlów i katarów.

Na nowy tydzień jest już trochę planów, może uda się spotkanie z Hanią i jakieś kino z Bluberką. Mamę trzeba zawieźć do lekarza, wybrać prezent dla koleżanki przedszkolnej, bo jest kolejne zaproszenie na urodziny do kulkowa. Tacie podrzucić auto, żeby mógł swoje oddać do naprawy. Przerobić sznurki w spodniach Małego, na wygodną gumkę i umówić się z koleżanką, która chce oddać spodnie narciarskie po swoim synku. Nasze niedługo będą sięgać nad kozaki, a że liczę jeszcze na śnieg w lutym, to bardzo by się dłuższe przydały.

Parametry

Jak człek zaczyna poszukiwania jakiegoś sprzętu, to robi się w danej dziedzinie specjalistą. Czyta, przegląda, dokształca się.. a to przy lodówce nagle poznaje zasady działania no frost, a to przy odkurzaczu, że są modele z różnymi filtrami, albo z telefonami.. Które to mają różne pamięci RAM, pojemności akumulatorów litowo-jonowych, systemy operacyjne, procesory cztero lub ośmiordzeniowe, przekątne ekranów, rozdzielczości, itd. Jestem na bieżąco. Czytam, oglądam, jeździmy po sklepach by naocznie obejrzeć dany model. A i tak kupić w necie, bo różnice cenowe kolosalne. Jeszcze trochę to potrwa, choć to tylko telefon to przywiązuję się do niego bardzo i ważne bym mogła dostosować jego wnętrze tak, jak preferuję. Oczywiście na miarę możliwości finansowych i dostępności rynkowej, bo często bywa tak, że podoba mnie się coś, czego nie ma (podobnie jak z wizjami ubrań) 😉 

Co do ubrań, to poszukiwałam ostatnio wygodnych spodni dresowych dla smyka. Jakoś tak w przedszkolu dziury robią się na kolanach, albo nagle się okazuje, że nogawka sięga do pół łydki i trzeba szybko ratować image dziecięcia. Spędzając trochę czasu na przedszkolnym korytarzu pooglądam i posłucham różnych opowieści. O markowych strojach, zakupach przebrań karnawałowych, czy zajęciach dodatkowych. Trochę jestem przerażona faktem, że zrobiła się jakaś nagonka na zajęcia poprzedszkolne dla 3 czy 4 latków. Rodzice zapisują takie maluszki na karate, na piłkę nożną, angielski czy tańce w profesjonalnych szkołach.. I ja w sumie nie mam nic przeciwko, tylko jestem za trochę późniejszym wiekiem na takie latanie. Widziałam jak mama popędzała czteroletniego synka, bo zaraz ma trening.. Może i lubi piłkę, czy pływanie.. ale chyba najbardziej lubi czas z mamą i tatą, wspólną zabawę, granie w tą piłkę z nimi, trochę spaceru, czytanie razem bajek..

A może się mylę..

Trafiony zatopiony

Synek powrócił do przedszkola stęskniony zabaw i towarzystwa znajomych dzieci. Ja za to mogłam wrócić do porannych ćwiczeń z Edytą, pogaduch i prócz sprzątania i gotowania, również nadrabiania zaległości filmowych. Obejrzałam wreszcie wzruszający „Carte Blanche” z Andrzejem Chyrą, który w poprzednich latach jakoś mi umknął. A przede mną jeszcze film z Jennifer Lopez „Teraz albo nigdy”, z Mężem do obejrzenia  „Pierwszy człowiek” z Gosilgiem, komedia z akcją „Red” i najnowszy, nagrany z rozmachem „Aquaman”. Najbardziej jednak czekam na film „Zabawa zabawa”, który niedługo schodzi z kinowych afiszy, ale że grany jest o późnej godzinie, to dziewczynom nie pasuje wybrać się do kina. Spróbujemy złapać go na Kulturze Dostępnej, albo obejrzę w internecie, bo tak czy siak chcę zobaczyć..

Zrobiłam zakupy dla nas i dla chorej Pauli, która z dwójką również chorych dzieci została uziemiona w domu. Mąż z Tadziem wyjechali do rodziny, dzięki czemu uniknęli anginy, ale i możliwości wsparcia osłabionej mamy. U Małego zostały jeszcze resztki kaszlu, katar pojawia się po spacerze, ale ogólnie forma dobra. Apetyt i energia dopisują i dziś wyskacze się maluch na balu karnawałowym przebrany za Zorro. Swoją drogą dzieci nie mają pojęcia kto to jest ów Zorro, ale to jedyne przebranie jakie jeszcze mieliśmy na stanie. Zostało po słynnym balu przebierańców organizowanym dla ekipy przez Sylwię. Działo się wtedy, oj działo. Prócz szalonej imprezy miałam pierwsze symptomy ciążowe, choć jeszcze nie byłam świadoma, że jestem w ciąży drugi miesiąc 🙂

Tymczasem minęły ponad cztery lata od tamtych szaleństw i teraz mam atrakcje innego rodzaju. Na ten przykład Mały – gotowy do wyjścia, ubrany w polarową bluzę, narciarskie portki, czapkę, szalik i kozaki – oznajmia (nie pierwszy raz), że natychmiast musi kupę! (nie ma co szukać piękniejszego słowa). Ja akurat z telefonem w dłoni, pisząc na szybko smsa do Męża rzucam się do akcji ekpresowego rozbierania, oczywiście w okolicy toalety. Efekt do przewidzenia. Sekunda i telefon zatopiony! Na szczęście nikt jeszcze na tronie nie zasiadł. Ale woda zdążyła dostać się do systemu, rozłączyć możliwość dzwonienia i zablokować dostęp do wszystkiego. Nawet nie można odblokować ekranu. Jednym słowem zostałam odcięta. 

Obecnie przeniosłam kartę do starego mężowego smartfona, małego i działającego jak żółw. Nie mam WAppa i dostępu do zdjęć. Na szczęście numery miałam zapisane na sim (w odręcznym notesie też), a wszystkie ważne daty i najbliższe wydarzenia zanotowane w papierowym kalendarzu. Jak widać warto być przezornym i ubezpieczonym na każdą ewentualność, nawet od WC.

Podkład podkładowi

Niektóre kosmetyki wyglądają tak cudnie, że idealnie do zdjęć się nadają i kuszą jak słodkości.. Jednak sam wygląd to jedno, a właściwości nie każdemu pasują. Poszukiwania podkładu trwają, prócz lorealków przetestowałam też drogeryjne i w miarę na mą kieszeń dostępne produkty. Czytam intensywnie porady i oglądam tutoriale pań borykających się z podobną cerą. Zapisuję marki podkładów, korektorów i numery kolorów, żeby więcej nie trafiać na zbyt jasne. Ciemniejsze mogą się przydać na lato, jednak warto sprawdzać odcienie w sklepie, niż kupować na oko w necie. Potrzebny mi jeszcze dobry krem na dzień, zmniejszający widoczność porów i matujący, do stosowania pod podkład. Zaczyna się z tego wyłaniać klarowny obraz całości, a testowanie kosmetyków i makijaż sprawiają mi coraz większą radość.

 

 

 

podkłady

 

 

 

Tymczasem swoboda w domu okrojona, ale tydzień strajku w przedszkolu się kończy, więc od poniedziałku nadrobię ogarnianie przestrzeni. Udało mi się z Małym dwa razy dotrzeć na ćwiczenia, gdzie bardzo mu się podobało. W międzyczasie odwiedziła nas Edyta, której brakowało wspólnych pogaduch na treningach. Ona ćwiczy o poranku, my z racji wolnego nie zrywamy się tak wcześnie. Debatowałyśmy o bieżących wydarzeniach i oczywiście o kosmetycznych nowinkach, a że nabyła u mnie jeden z podkładów, cieszyła się ze spotkania podwójnie. Mały dostał serię książek wyjaśniających zawiłości tego świata, a w piątek jeszcze słodkości od Moniki, z którą też udało się umówić. Poszłyśmy na spacer, bo wreszcie wyszła po trzech tygodniach chorowania obu jej maluchów. Mamy serdecznie dość wirusów, katarów i kaszlów! Niby tydzień bez przedszkola, a u nas jeszcze brak pełnego spokoju. Ponoć po infekcji u dzieci długo oczyszczają się oskrzela i jedziemy na syropie wykrztuśnym, bo nic innego nie pozostaje. 


Wybrałam się też na spotkanie z panią dietetyk, która omawiała problemy zapotrzebowania kalorycznego, suplementacji (wit. D, C, Omega 3, resweratrol) i niezbędnej aktywności fizycznej, by jakoś się to wszystko dobrze kręciło. Kręci się zresztą coraz lepiej, mogłam podnieść obciążenia i ostatnio bez problemu robię dodatkowe rowerki czy orbitreki. Jeszcze spacer z chłopakami po parku i nawet nie czułam wyrzutów sumienia po deserze w kawiarni. Czeka nas wieczorem spotkanie u dziadków na ciacho, z okazji ich święta. Wcześniej występy Mamy chóru, na które na pewno pojadę, a później wnuczek sprezentuje zrobione laurki. I zleci ten weekend w moment, nowy tydzień rozkręci się w dużym tempie, a co przyniesie.. zobaczymy..

 

 

 

dziadków

Sprzeciw

Nie da się przejść obojętnie nad tym co się stało, tak blisko nas, w takim czasie, który sprawia, że wtedy wierzy się w ludzi. W ich dobre serca i chęć niesienia pomocy innym. Nie wyobrażam sobie WOŚPu bez Owsiaka w roli głównej i nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie rozpaczy dzieci, żony, po stracie ojca i męża. Zamordowanego na oczach innych, ludzi świętujących, cieszących się że robią coś dobrego, że biorą udział w akcji, która powinna jednoczyć nas wszystkich. Nie da się o tym nie myśleć..

 

Spędzam czas na czytaniu wiadomości, dużo tego czasu, z dzieckiem w domu, z codziennością która jakby teraz w zawieszeniu. Trzeba żyć dalej, ale to co się stało napawa buntem i chęcią wykrzyczenia sprzeciwu.. przeciw złu, przeciw nienawiści i tym podziałom, które zawsze rozwalają nasz kraj. Przykre to i bardzo smutne.. Tak bardzo bym chciała, żeby kraj, w którym przyjdzie dorastać memu dziecku był lepszy, wspólny w dążeniu do dobrego rozwoju i bezpieczny. Chciałabym.. 

 

Synek już zdrowy, odsypia przekaszlane noce, czasem nawet do 10. Potem zasnąć nie może i zapętla się nam noc z dniem. Ja też chodzę niewyspana, ale z nadzieją że w następnym tygodniu unormuje się poranne wstawanie i normalny tryb dnia. Gotujemy razem obiady, Mały wrzuca wszystko do garnka, odmierza, dosypuje. Myje ziemniaki, chce kroić już warzywa, dolewać wodę i obierać jajka. Jest coraz bardziej samodzielny, dosięga do włączników światła i lubi się czuć potrzebny i pomocny. Po trzech dniach wreszcie wyszliśmy z domu, na mały spacer i na moje ćwiczenia. Jest w sali kącik dla dzieci, z kolorowankami i układankami. Na sali ćwiczeń można pobiegać i bawić się piłką. Na czas zamknięcia przedszkola mam zamiar powtórzyć z nim takie wyjście, dzięki temu nie stracę tygodnia.

 

 

 

kosmetyczne


 

Dla oddechu i relaksu od domu spotkałam się wczoraj z Bluberką, podjechałyśmy do kolejnej galerii w poszukiwaniu pasujących nam kosmetyków. Nie obyło się bez rozmów o bieżących wydarzeniach, o pracy, dzieciach i marzeniach.. Lubię te nasze spotkania, bo dobrze nam się rozmawia i mamy podobne podejście do ludzi, muzycznych pasji i książkowo-filmowego świata. Szkoda tylko, że kosmetyczne zdobycze nie cieszą aż tak, jak powinny. Co tu się dziwić, na tle takich dramatów jakie się dzieją tuż obok nas, trudno się radować i żyć spokojnie..

Radość i smutek

Śniegu ni widu, ni słychu.. ale na urodziny pojechaliśmy. Gorączka minęła, a resztki kataru i kaszlu nie przeszkadzały Małemu w energicznym szaleństwie. Na dokładkę z niespodzianką, bo będąc od rana na łączach z mamą Tadzia załatwiliśmy, że i on mógł się z nami wybrać. Był zaproszony, ale że mieli wyjechać, Paula odmówiła rodzicom jubilatki. Tymczasem wyjazd się przesunął i Tadziu mógł poświętować. Niespodzianka polegała na tym, że Mały nic nie wiedział. Tadziu został zapakowany do naszego auta, a synek poinformowany, że w samochodzie czeka na niego dużo radości. I faktycznie radość była wielka, tym bardziej, że poszliśmy jeszcze z Tadziem do moich rodziców na pogaduchy i zabawy z dziadkami 🙂

Chłopaki całą drogę nawijali do siebie, bawili się, a w kulkowie wariowali bite dwie godziny. Z małymi przerwami na sok, bo na jedzenie szkoda było czasu. Zaproszono 26 przedszkolaków (nawet nie chcę wiedzieć ile to kosztowało), plus zaprzyjaźnione dzieci, więc ponad 30tka ich skakała, zjeżdżała i biegała – nie do zdarcia. 


A cała ferajna rodziców, podzielona na grupy debatowała na temat strajku w przedszkolach i szkołach. Który to strajk ma trwać od poniedziałku do końca przyszłego tygodnia. I dla niektórych stanowi ogromny problem, bo nie każdy ma możliwość zapewnić dziecku opiekę babci, cioci, czy wziąć zwolnienie w pracy. Nasłuchałam się o różnych sytuacjach, gdzie np matka po tygodniu nieobecności w firmie traci klientów, a mąż dopiero co zaczął pracę 2 stycznia i kto mu teraz da wolne. Oczywiście nauczycielki wspieramy, ale mam nadzieję, że na tygodniu się skończy. U nas wolne to nie problem, jeszcze na dokładkę dziecię się spokojnie dokuruje, ale wierzę, że dla niektórych zamknięte przedszkola są dużym utrudnieniem. Była nawet wersja zapisywania dziecka do sal zabaw w marketach na kilka godzin, rzucona żartem, ale bez uśmiechu..

 

Z Blubrą za to i z uśmiechem zrobiłyśmy nalot do galerii w przyjemniejszym celu. Pogadania i skorzystania z zimowych wyprzedaży. W drogerii, za sprawą Margi, skusiłyśmy się na świetny tusz do rzęs z serii age perfect. A potem już tylko obserwowałam, jak Gosia wpada do sklepu, wybiera torebkę, do kasy i załatwione. Potem do księgarni i sklepu z akcesoriami ozdobnymi po różne rarytasy, rach ciach i wybrane. U mnie podejmowanie decyzji zakupowych wymaga dłuższej ilości czasu i przejrzenia kilku ofert sklepowych. Muszę popracować nad swoim zdecydowaniem i pewnością podjętej decyzji 😉

Nad tematem myślałam w wannie podczas późniejszego, domowego SPA.. było ciepło, z pianką, goleniem, maseczką z glinki, pedicure’m, manicure’m i pachnącymi balsamami na zakończenie..

Jeszcze przelew na WOŚP i taki weekend to ja w pełni popieram. 

 

Update:

Jednak nie w pełni popieram 😦 Atak który wydarzył się w Gdańsku podczas tak wspaniałej akcji, jest potwornym koszmarem. Dopiero co cieszyliśmy się, z dużej sumy zebranych na WOŚP pieniędzy, pomocy dla dzieci, dobroci i zjednoczenia.. a tu łzy i rozpacz z powodu śmierci prezydenta Gdańska. I nie ważne, czy był to atak polityczny, czy szaleńca, który niby nie wie, co czyni. To straszna tragedia, rozpacz dla rodziny, a dla mnie nad ludzkością, bestialstwem i tym, co się dzieje z naszym krajem 😦 Wszystko się we mnie buntuje i krzyczy.. opamiętajcie się z tą nienawiścią, z tymi podziałami, medialnymi nagonkami i podjudzaniem. Proszę.. Życie jest takie krótkie, może być takie piękne, zwłaszcza kiedy sobie pomagamy i stoimy po dobrej stronie. A tą stroną powinna być miłość, dobroć i okazywanie serca.. Nic więcej nie trzeba..

 

 

proszę..

Ćwiczenia

Ćwiczenia połączone z gadaniem to jednak frajda. Czas mija nie wiadomo kiedy i zanim się człek zorientuje zrobił pięć dodatkowych orbitreków i kilka jazd na rowerze więcej. Teraz do znajomości z Edytą dołączyła Paulina i jeszcze jedna koleżanka, której imienia nie znam. Zaskakujące jest też to, jak dużo osób przychodzi ćwiczyć rano. Przed pracą, przed innymi obowiązkami. Tak jest o wiele lepiej, niż kiedy człek po robocie wymęczony, a tu jeszcze trzeba nogami przebierać. Choć pamiętam czas, kiedy śmigałam na fitness właśnie po pracy, cztery razy w tygodniu i ze śpiewem na ustach. Nie miałam wtedy żadnych obowiązków, mój przyszły Mąż mieszkał jeszcze u siebie i przyjeżdżał na weekendy. Cóż więc było robić popołudniami – trenowałam intensywnie. Teraz zapał jest, ale sił trochę mniej, kolana i kręgosłup dają o sobie znać, no i czas trzeba dostosować do obowiązków domowych. Choć ponoć na chcącego nic trudnego.

 

Zostało mi jedno popodróżne pranie, mieszkanie w miarę ogarnięte, nadrobiłam „Narodziny gwiazdy”. Nawet kurze zdążyłam powycierać przed wizytą kolędową (która w tym roku jakaś ekspresowa). Mężu, mam nadzieję, dziś odkurzy. A ja będę mogła pośmigać po sklepach z Blubrą. Bardziej dla towarzystwa i chęci obejrzenia wyprzedażowych towarów, niż dla ich kupowania. Ale kto wie, może trafi się jakaś perełka.

Lodówka zapełniona, wkręcam się powoli w gotowanie co dwa dni i tylko jedno mnie martwi.. Zdrowie rodziców, których dopadł jakiś wirus i nawet się z nimi spotkać nie możemy po dwóch tygodniach nieobecności. I katar u Małego, który po tygodniu w przedszkolu powraca, jak jaka zmora. Oczywiście po katarze w kolejce czeka kaszel, więc trzeba szybko działać, żeby nie przepadły urodziny u przedszkolnej koleżanki. Prezenty z kolekcji Krainy Lodu zakupione, teraz jeszcze by się ta MOC przydała i trochę śniegu ku polepszeniu klimatu wizualnego i zdrowotnego..

 

 

 

śniegu

Powroty

Dopiero co było tak.. 

 

 

zima

 

 

A już kolejna tona prania przede mną, zakupy uzupełniające lodówkę za nami, chłopaki w pracy i przedszkolu, a ja ogarniam mieszkanie, dosuszające się ciuchy i próbuję złapać oddech na ćwiczeniach. Nie jest to łatwe, bo jakoś po dwóch tygodniach przerwy kondycja, mimo górskich spacerów, siadła. W sumie nie tylko kondycja ma wpływ, ale też świąteczne obżarstwo i osłabienie po przeziębieniu.

Urlop zakończyliśmy pysznościami w Harnasiu, żeby i tu choć jeszcze poczuć góralskie klimaty. Porcje jednak jak dla drwala i bokiem mi teraz wychodzą. Zapisałam się na spotkanie w temacie bardziej dietetycznego i zdrowszego jedzenia. Muszę wziąć się za siebie, zmniejszyć porcje pochłaniane na raz, pilnować przerw między posiłkami i jakoś racjonalniej dobierać składniki. Mężuś śmieje się, że do lata damy radę, a potem na wakacjach znowu rozluźnienie kulinarnych obyczajów 😉 Łasuchy to jednak mają ciężko, zwłaszcza gdy na wolnym dopadną pyszną jadłodajnię, gdzie dobrze karmią.. No cóż, dziś jeszcze łazanki z kapustą, a od jutra wracamy do zup i lżejszych potraw..

 

 

 

łakomczuchy

W górach

Nie wiem, czy to uzdrowiskowe moce wody mineralnej z naturalnych źródeł Domu Zdrojowego. Czy górskie powietrze, chłód od śniegu, czy duże ilości spacerów pod górkę.. grunt, że moje zdrowie się polepszyło, a Małego unormowało na plus. Nogi za to schodzone i cieszę się, że na Stóg Izerski można było wjechać luksusową kolejką gondolową, bo w życiu bym się na ten szczyt nie wdrapała. Zwłaszcza, że śniegu tam była masa.. Na samej górze choinki jak z baśniowej krainy. Całe białe i ciężkie od śniegu. Trzeba też było uważać, żeby noga nie zeszła z udeptanej ścieżki, bo od razu zapadało się prawie po pas. Mały przeszczęśliwy, ganiał, hasał i robił orzełka machając zapamiętale rękami i nogami w śniegu. Widoki więc niesamowite, zarówno dziecięce, jak i górskie. 

 

 

 

zima w górach

 

 

 

Ogrzaliśmy się w schronisku, przy herbacie z sokiem malinowym, pogryzając paluszki i obserwując narciarzy w ciężkich butach i profesjonalnych strojach. Kusiło mnie, żeby choć raz założyć sprzęt i zjechać choć z kawałka tej góry.. Ale jednak chłopaki musieli by na mnie zbyt długo czekać, bo to i dużo zachodu z ubieraniem, wjazdem na górę, zjazdem i zdaniem nart. Może gdy Mały będzie większy, spróbujemy pojeździć wszyscy razem. Na razie zjazd gondolą, a potem piękna noc przespana od 24 do 8 rano! Aż uwierzyć nie mogłam. Pierwsza od niepamiętnych czasów.. Po niej dzień spacerowy, niespieszny, trochę pod parasolami, bo do padającego śniegu dołączył deszcz. Żeby go uniknąć i nie spędzić reszty czasu przed telewizorem w pensjonacie, zadzwoniliśmy po darmowy transport do sympatycznej karczmy. Połączyliśmy czas obiadowy z salą zabaw, którą drewniana chata przebijała inne restauracje. Dziecię nasze mogło się wyszaleć, a my zjeść góralskie porcje, które zdecydowanie muszę zacząć spalać. Same spacery, nawet pod górę, tu nie wystarczą.

 

 

 

śniegowa góra