Obżarstwo ma swoje granice. Nawet jeśli w brzuchu jest miejsce, a oczy nadal chcą.. to zdecydowanie jest nią przygryzienie dziąsła między górną i dolną ósemką. I wcale nie z łakomstwa. Tak jakoś. Niefortunnie.
Pozostały świąteczny czas u Zosi, ciasta codziennie przed nosem, spacery ku zdrowotności, spotkanie z Natalią i Damianem, smakołyków pełne torby prezentowe.. A tu spuchnięte dziąsło jako ten znak odgórny, że szlaban jedzeniowy wskazany. Szczerze przyznam, że z sił opadam i cierpliwość tracę do tych moich przypadłości. Jak nie kolano, kręgosłup czy zawroty jakoweś, tak teraz buzia się nie domyka (nie od pogaduch, ktore utrudnione). Zgroza dla łasucha i gaduły 😉
Poza tym fajnie, przytulnie, dokoła podziwiane dekoracje, zza okien nadal widać biesiadujących.. ale na wieczorne spacery niewielu chętnych. Z racji babcinej opieki nad wnukiem, skoczyliśmy do pobliskiego kina. Bardziej by zmienić otoczenie, bo sam film „Pech to nie grzech”ani humorem ani dobrą fabułą nie grzeszył. Za to randka z Mężem zaliczona i na dokładkę, w kolejnym dniu, wyprzedaże poświąteczne. O dziwo obniżki cen nie takie fikcyjne, dzięki czemu wróciłam z nowym swetrem, ocieplanymi szarymi botkami i beżowo-metalicznym cieniem, ku błyszczącej sylwestrowo powiece.
Sylwester tuż tuż, makijażowe tutoriale na topie, wstępne zaopatrzenie zrobione (oby dziąsło odpuściło, bo pozostanie się upić) i powoli odliczamy do słynnej północy..
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :))