Ostatnio coś się nostalgiczna zrobiłam dużo myślę o przemijaniu i pędzącym czasie. Wychodząc dziś z Akademii Sztuki spojrzałam na świat innymi oczami i nie za sprawą wizjera. Za sprawą pasji, radości z utrwalania chwil, tworzenia wspomnień dla dziecka. Gdybym miała możliwość zapisałabym się na ową Akademię i studiowała dla przyjemności. To zapewne słomiany zapał, ale choć przez parę godzin artystyczna część mej duszy miała niezłą frajdę. Po kursie nie tylko otworzyły mi się oczy. Otworzyły się możliwości, wreszcie zrozumiałam różne pojęcia, ustawienia i ich znaczenie. Jestem tak pozytywnie nakręcona, że aż mnie energia rozpiera. Ta fotograficzna i nie tylko 🙂

I wcale nie oznacza, że wszystko wiem i zdjęcia staną się od razu lepsze. Wręcz przeciwnie, to dopiero mały skrawek, początek drogi do testowania, próbowania i zabawy z aparatem. Na kurs przybyło nas 10 osób, większość z lustrzankami, dobrymi obiektywami, ale część kompletnie zielona co z tym sprzętem robić. Jak używać, co i gdzie naciskać, jak czytać skróty. Pan Kamil miał dużo cierpliwości do naszej, zagubionej w tych odmętach, grupy. Zaczął od historii malarstwa, początków fotografii, camery obscura i tłumaczenia zasady działania aparatów. Bardzo się to później przydało, wyobraźnia umiała przetworzyć pojęcia przysłony, czasu naświetlania, czułości matrycy na światło, zmiennej ogniskowej czy głębi ostrości. Ha i nareszcie wiem, jak czytać drabinkę światłomierza. Zabawa przednia.
![pierwsze w trybie [ M ] pierwsze w trybie [ M ]](resources/P1020377.JPG)
Okazało się, że większość parametrów miałam dobrze ustawionych, część za sprawą Brata, który lepiej się na tym zna. Resztę zaczęłam ustawiać sama, na dzisiejszych ćwiczeniach w plenerze. Łapaliśmy obiekty w ruchu. Skaczącą postać, ustawiając dłuższy i krótki czas naświetlania, operując czułością i przysłoną, żeby zobaczyć jak to działa. Portretując na tle liści z dużą i małą głębią ostrości. Oraz rozmywając tło za jadącym samochodem. Po wielu wielu próbach udało mi się złapać wreszcie to auto. I to jako jedynej! Aż sama byłam w szoku.. choć oczywiście, nie jest to efekt idealnej ostrości, ale aż mi serducho urosło po gratulacjach od pozostałych.

Potem były zadania na statywie w studiu, powielanie postaci, zabawa ze świetlnymi smugami i zapewnienie, że z każdym pytaniem możemy pisać kiedy chcemy, już po kursie. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie trwające w domu katary, których lepiej na zdjęciach nie uwieczniać 😉