Kto by się spodziewał, że znalezienie noclegu w Warszawie zajmie mniej niż godzinę. I to w naprawdę dobrej cenie, w granicy tej wakacyjnej nad morzem. Na dokładkę tuż przy Starym Mieście, które będzie można zwiedzać bez przemieszczania się autem czy środkami komunikacji. Miodzio.
Jeśli jeszcze połączyć to z planami zapoznania dwóch (a może i trzech) fantastycznych blogerek, z którymi od jakiegoś czasu koresponduję intensywnie u siebie na bologu i na ich stronach.. to radość urasta do rangi tej dziecięcej, ze spontanicznymi podskokami i uśmiechem od ucha do ucha! 🙂
Oczywiście nigdy nie jest tak pięknie, jakby się chciało i dzień przed wyjazdem dziecię nasze ląduje na glebie. Na szczęście część upadku amortyzują kolana i ręce, ale zakończenie efektownego telemarku na hulajnodze wypada centralnie na czole w formie dorodnej śliwy. Można powiedzieć, że Mały dorobił się trzeciego oka i efekt końcowy jest piorunujący. No cóż, należy cieszyć się z faktu, że głowa, ręce i nogi całe, uśmiech po łzach wrócił i można rozpocząć majówkę.
Jak zwykle z przytupem i z porannym katarem Małego (czemuż mnie to nie dziwi?), który mam nadzieję zostanie ugaszony w zarodku przez zmianę klimatu i umknięcie przedszkolnym zarazkom. Gorzej, że nie unikniemy pierwszomajowych korków i pochodów (oby spokojnych w swym wydźwięku). Mimo tych niedogodności wizja przepięknych Łazienek Królewskich, Kolumny Zygmunta, Pałacu Kultury i Nauki, Złotych Tarasów czy Bulwarów nad Wisłą.. napawa mnie ogromną radością i dodaje skrzydeł 🙂 No to, komu w drogę, temu spokojnej trasy..
Zdjęcie moje, auto przypadkowe.