Ten tydzień minął ekspresowo, tym bardziej, że był krótszy i dziś już zaczynamy weekend. W pracy zebrania mnie zmęczyły, nowa struktura organizacyjna przyniosła trochę zamieszania. A na dodatek mam tak dużo dokumentacji do przygotowania, że nie wiem czy się z tym wyrobię do końca roku – tymczasem chcą to na wtorek! No cóż.. zrobię co w mej mocy, ale moce przerobowe mam mocno nadwyrężone 😉
Wczoraj jak wyszłam rano z domu tak wróciłam o 22.30! Szok jak czas szybko leci. kiedy się chce być wszędzie. Posiedziałam u rodziców, zjadłam obiad, odpoczęłam. Potem pogaduchy z Darkiem i zakup przypraw, których nie może trafić w Niemczech, a bez których nic nie smakuje. Jednak co polska kuchnia to polska 🙂 A później śmignęłam do pubu na spotkanie w babskim gronie. Ponieważ w tygodniu, więc grzecznie przy herbacie. Pośmiałyśmy się, nagadałyśmy, było wesoło i czas umknął. Sylwia miała jechać jeszcze do galerii, w której pracuje, żeby pomierzyć obrazy, to podwiozłam ją żeby przy okazji obejrzeć to szczególne miejsce. Podobał mi się wystrój, ale niektóre obrazy nie zachwycały.. trzeba się chyba znać na sztuce, żeby docenić kunszt.
Smutne święto przed nami, ale przynajmniej trochę się odpocznie, powspomina tych, którzy odeszli i spędzi czas z tymi, którzy są nam najbliżsi… Szkoda, że to życie jest tak skonstruowane, że wszyscy musimy kiedyś odejść. Ale mam nadzieję, że po drugiej stronie czeka nas jeszcze coś dobrego….
Wrzucam coś z muzy, która ostatnio mnie pochłonęła, poruszyła serducho i gdyby nie to, że Bastille gra koncert w Warszawie we wtorek, to bym pojechała posłuchać ich life……