Mieszanka emocji

Weekend był dość intensywny i wypełniony mieszanymi uczuciami. Od rozczarowania w galerii, dokąd pojechaliśmy szukać kurtki na wyprzedaży, ale też zajrzeć co się pojawiło w wiosennych nowościach. A tu jakieś dziwne fasony, koszulki skrywające tylko biust, swetry szerokie i do pępka, wściekle różowe lub zielone spodnie, koszule ze wzorami Van Gogha, a jedyny płaszcz jaki wpadł mi w oko okazał się bezkształtny i całkowicie skrywał jakąkolwiek figurę. Nie wiem gdzie się podziały normalne ubrania i gdzie mam ich szukać?

Po sprzątaniu i gotowaniu wyskoczyłam, w małej przerwie między ulewami, na spacer i zakupy kulinarne. Tu może było lepiej, ale ceny kosmiczne i nie wiadomo z czego już rezygnować, żeby przy kasie zawału nie dostać. A potem pojechaliśmy do kina. Miało być na fajną bajkę o Kocie w butach-Ostatnie życzenie, tymczasem trafiliśmy animowany horror ze śmiercią w tle, z agresją, kosą, walkami, egoizmem i według mnie tak strasznym nastrojem, że cud iż dzieci nie płakały i nie uciekały z kina. Może one bardziej odporne, po tym co serwują im telewizja, youtuby i wiadomości. Ja wyszłam zniesmaczona, absolutnie nie polecam dla 6-8 a nawet i 10 latkówi i zadaję sobie kolejne pytanie, gdzie się podziały miłe dla oka i duszy bajki? Bez przemocy, niosące uśmiech, pocieszenie i po prostu dobre emocje..

Niedziela na szczęście podratowała ten weekend i cała była sympatyczna, z wiosenną pogodą, rodzinnym spacerem, ze smakołykami, przyjemnym filmem i radością Małego z długiej kąpieli. Nacieszyliśmy oczy pierwszymi krokusami, ale że w prognozie widać nadchodzące przymrozki, pozostaje trzymać kciuki by pączki i kwiaty to przetrwały..

Reklama

Szklanka

Z wolnym na wakacje wierzę, że jakoś damy radę.. Ja z tych, co widzą szklankę do połowy pełną. Z uśmiechem do świata, do siebie, do spraw wszelakich i do ludzi – nie zawsze odwzajemnionym, co już mi dynda i powiewa, bo umiem oddzielić przychylnych od nieprzychylnych. I tymi drugimi się nie przejmować (przynajmniej tak bardzo, jak kiedyś).

Z jaśniejszym i dłuższym dniem optymizmu przybywa, a skoro weekend tuż tuż, to relaksu, doładowania baterii i pełnej szklanki życzę..

Wyspana

Relaks, długi sen, odpoczynek od kuchni, spacer po lesie, mały szoping, głaskanie kota, bajka dla całej rodziny i ciacho na deser.. Tak oto prezentowały się weekendowe urodziny Zosi i nasz wspólny czas..

Wichura jakoś nas ominęła, trochę pogwizdało w rejonach strychu, ale już w niedzielę słońce i lepsza pogoda. Także wypoczęci i zrelaksowani możemy ruszać w kolejny tydzień ferii. Poprzedni był dla MK fantastyczną przygodą. Mały Książę miał na półkolonii każdego dnia nowe atrakcje. Grał w ping ponga, pojechał z grupą do kina na „Mumie”, na ognisko z pieczeniem kiełbasek, do parku trampolin i pierwszy raz grał w kręgle. Do tego zabawy na sali, karaoke, układanie klocków, warsztaty pieczenia pizzy i duużo frajdy. Sama chętnie bym z takiej formy spędzania czasu skorzystała:) Przed nim teraz czas z dziadkami, tam już zawieziona sterta planszówek i zaplanowane spacery połączone z placem zabaw. Na jeden z dni Mężu weźmie urlop i jakoś te dwa tygodnie bez szkoły przetrzymamy. Z wakacjami już tak lekko nie będzie..

Chwilo trwaj

Walentynkowy wieczór sympatyczny, z kwiatami, kartkami i wyznaniami miłości (ostatnio MK codziennie powtarza, jak bardzo mnie kocha – chwilo trwaj!). Pojechaliśmy sobie na gofry, a że panie zakręcone i Mężu tylko na latte wylądował, to w ramach przeprosin dla niego wyszliśmy z cynamonowymi wypiekami i pysznym orzechowcem 🙂

Dzisiaj na dokładkę kaloryczne pączki i można powiedzieć, że do pączka mi coraz bliżej. Przynajmniej w obwodzie, bo oprócz słodkości, wraz z zasiadaniem za biurkiem siadł mi też metabolizm. Na laurach.

Może wraz z nadejściem wiosny obudzi się i chęć do ruchu.. W pracy też mam się trochę oderwać od biurka, ale kiedy to nastąpi, czas pokaże. A że ów czas nieubłagany, niedługo do Wielkanocy szykować się będziemy. Na razie jednak do weekendu, który choć ciepły, to ponoć mocno wietrzny się szykuje. Trzymajmy się więc twardo ziemi, a latanie odłóżmy na sen.. Dobranoc 🌙

Miłości

jak najwięcej.. Nie tylko w Walentynki, ale na każdy dzień 🙂 Niech będzie romantycznie, dla tych, co lubią i zwyczajnie, dla tych co wolą tak.. I wcale nie powiedziane, że to święto tylko dla par. Miłość do rodziców jest równie ważna, do dziecka, do świata, do ludzi i.. zdecydowanie siebie też warto pokochać..

IKEA wciąga

Zdrowie MK podratowane na tyle, że półkolonia dojdzie do skutku. Choć obawy mam, czy na pewno skutecznie i do samego piątku, to wyjdzie w trakcie. Na dzień dzisiejszy energia dopisuje, w weekend był humor do tańca, było skakanie na poduszki w ramach zabawy „podłoga to lawa” i był apetyt połączony z brakiem gorączki. Także na plus.

Odpuściliśmy dłuższe spacery i tylko jeden mały, ku dotlenieniu syna, zrobiony. W pozostałe momenty wychodziliśmy na zmianę. Moja zmiana trafiła w sobotę do Ikei, chciałam na szybko, ale wiadomo, „niedasię”. Jeden poziom, oglądany dwukrotnie i dwie godziny lecą.. Ale i talerze dokupione i trzy garnki w komplecie i nawet małą łyżkę do butów upolowałam. Niewiele brakowało, a bym z kaktusami do domu wróciła, tak mnie na kwiecistą wystawę pociągnęło:)

Niedziela bardziej domowa, z bajkami, planszówką, układaniem ubrań w szafie, połączonym z przeglądem wiosennych rzeczy i z pysznościami też. Na weekend zrobiony gulasz z indyka, parówki w cieście francuskim na kolację, a na deser zimowo-wiosenne muffinki. Już bliżej niż dalej i czekamy, aż wiosna z zimą wygra..

Pętelka

Jestem jak w jakimś transie, żyjąc od weekendu do weekendu.. i nawet pisanie ostatnio tak mi wychodzi. Chciałabym częściej, więcej, a tu klops, bo tego czasu ciągle za mało i wybierać trzeba – albo czas z synkiem, zakupy, gotowanie, jazda do rodziców i ogarnianie codzienności.. Albo pisanie, czytanie, czy wyjście do kina, na które jakoś z dziewczynami umówić się nie możemy. Trudno dopasować termin, część chce obejrzeć tańczącego Mike’a, część w klimatach wygranej w totka i zgrać się niełatwo..

Mały zaczyna ferie, ale będą one zupełnie inne od wszystkich poprzednich. Nadal z porannymi pobudkami i pierwszy tydzień spędzony w szkole. Na szczęście z zabawami, z karaoke, wyjściami na trampoliny, kręgle, grilla i na bajkę. Zapowiada się dużo frajdy, ale czy dojdzie do skutku.. zależy od zdrowia. MK bowiem rozpoczął etap kaszlenia i smarkania, a co za tym idzie i plany weekendowe ulegają zmianie. Akcja ratunkowa rozpoczęta, inhalacje zwiększone, leki, syropy i oby na poniedziałek był na chodzie. Inaczej L4 i klops z pętelką, a pętelki wolimy uniknąć. Zdrowia więc i spokojnego weekendu..

Relax

Sobota nie do końca należała do relaksujących, bo choć wyspana, wzięłam się za prace kuchenne, by obiad był na dwa dni i by jeszcze na poniedziałek i wtorek wystarczyło. Zapasów więc narobiłam, ale zajęło to czas do 15.. Potem Castorama, galeria na chwilę i wieczorny spacer w parku. Dzień po prostu zniknął w mig..

Za to niedzielę spędziłam tak, jak planowałam.. Z wypoczynkiem, długim snem, czytaniem książki, po śniadaniu i leniuchowaniem do południa. Po odpoczynku i kąpieli moce i energia wróciły. Mężu pojechał z teściem do kina na Avatara, a ja na spotkanie z koleżanką i dziećmi. Dwa place zabaw, spacer i zwieńczenie zabawy u nas w domu, a że Mama sama została, to jeszcze po wizycie pojechałam do niej z Małym, autobusem. Mężuś nas odebrał i wróciliśmy razem do domu.

I taki czas to ja bardzo cenię:) Można z większymi siłami ruszać w nowy tydzień..

Młynek

Cichosza odeszła już w siną dal, od poniedziałku młynek się kręci, a ja w nim. W pracy próbny zakończony, umowa na rok podpisana i obowiązków coraz więcej. Cieszy mnie to i nadal przeraża, bo jeszcze jako to dziecko we mgle jestem i dużo nauki przede mną. A po pracy wygląda czasem tak.. zamawianie opon, pędem po MK, gotowanie ziemniaków, odgrzewanie kotletów od Zosi (dobrze dostać gotowca na obiad!), wstawianie prania i lecę na zebranie w szkole. Tam duma rozpiera, gdy chwalą syna, który wśród 8 dzieci najlepiej uczących się (na 28 w klasie). Po zebraniu do sklepu, Mężuś pranie rozwiesza i kolację szykuje, ja po powrocie rosół gotuję. O 21 padam na twarz, ale jeszcze rzeczy do szkoły i do pracy, siebie ogarnąć i choć z pół godzinki filmu złapać („Enola Holmes” obecnie) i książkę poczytać (saga bałkańska p. Walczak-Chojeckiej).

Kolejne młynki w podobnym tempie – pędem po MK, obiad, Mały na angielski, Mężu opony wymienia i ekoport ze zwrotem starych opon zalicza, potem zadania domowe z synem, trochę zabawy klockami, kolacja i po dniu. Wczoraj po dziecię, z nim do rodziców, tam obiad, pogaduchy, lekcje, syna do domu odstawiam, sama na duże zakupy lecę, które Mąż potem na górę targa, kolacja, opłaty na luty, chwila filmu, blogi poczytać i w kimono (23.30). Dziś pędem po Małego, jeden obiad grzany na już, drugi od razu gotowany na jutro. I lecę do koleżanki pomóc jej w Excelu, po naukach kolacja, kawałek „Enoli i TU, by wygadać to tempo i wyrazić, jak bardzo się cieszę, że jutro już piątek! 🙂 Sypiam max po 5 godzin.. I tęsknię za wolnymi dniami, czasem dla siebie i spokojnym, długim snem..

Poproszę sen, w cenie jakości..