Przybył czytnik. Jak na razie oswajam się z nim powoli, mając wgraną do czytania tylko instrukcję obsługi 😉 Ale już widzę, że warto to przeczytać, bo opcji jest tyle, że idzie się pogubić. To, że mogę obejrzeć tam czarno-białe zdjęcia, zajrzeć na pocztę i poczytać blogi kiedy tylko znajdę się w internetowym zasięgu, to jedno. Mogę też rysować i dzielić się opiniami o książkach – jeśli wreszcie zdecyduję się założyć facebooka – choć skoro do tej pory żyłam bez tego, to może i dalej się da? Opinie na lubimyczytać na razie mi wystarczą. Najważniejsze, to zacząć czytać na owym sprzęcie – bo o to przecież tu chodzi najbardziej. Ciekawe czy dam radę przestawić się z książki papierowej – jakoś czuję, że nie będzie to łatwe.. Dziś zapełnię pamięć setkami tytułów i oby znalazło się wśród nich dużo fajnych, bo już się doczekać ich nie mogę. Skończę tylko te pożyczone z biblioteki i na jakiś czas przerzucam się na „nowe”.
Z filmów „Love, Rosie” okazał się dla mnie taki sobie, lekka obyczajówka, trochę wyssana z palca i trochę za długa jak na takie perypetie, dobrze że film nagrany lekko i przyjemnie więc dotrwałam do przewidywalnego końca 😉 Potem wrzuciłam trochę dramatu w postaci „Pani Bovary”, a dziś planuję znowu wejść w królewski świat „Złotego wieku” u Elżbiety.
Potomek przestawił się teraz na płacze dzienne, bo chyba dziąsła zaczynają szykować się do zębów. Ślini się mocno i wkłada do dziobka wszystko co znajdzie w swoim zasięgu 🙂 Głównym smakołykiem są jego własne ręce, nasze palce i gryzaki wodne które najlepiej stale mieć w pobliżu. Byliśmy też po raz pierwszy u dermatologa. Po pozbyciu się ciemieniuchy skóra została sucha, a i na nogach coś się wysuszyła – chyba po nietrafionym płynie do kąpieli. Płyn już zmieniony na apteczny, a za balsam z lipidami dałam tyle, że głowa boli. Więcej niż za swoje kosmetyki – bo oczywiście lekarze polecają najdroższe firmy, a dziecku się nie odmówi.
Za oknem cudo – słońce i 8 stopni na plusie od kilku dni. Wyrywa się we mnie wszystko do spacerów i coraz większe chęci mam na wyjazdy w plener. Szykuje się pierwsza, wiosenna, mała podróż Dziecia w rejony nadmorskie, ale czy do morza dotrzemy to zależy tylko od niego. My już nogami przebieramy i tylko na termin czekamy.. Na razie wstępnie jesteśmy umówieni z Sylwią na niedzielny spacer do parku. A pozostałe babeczki szykują wypad na Women’s Day z okazji tradycyjnego marcowego Dnia Kobiet. Mam nadzieję, że uda mi się do nich dotrzeć, żeby trochę potańczyć, bo ostatnio czyniłam to dwa tygodnie przed porodem, a teraz wreszcie miałabym swobodę ruchów 🙂