Nowy Rok..

I tak oto nadchodzi 2016 rok, niesamowite jak ten szybko minął.. Ale nic dziwnego, wypełniony był po brzegi każdego dnia, to i czas zasuwał w ekspresowym tempie. Działo się dużo i intensywnie, pierwsze razy naszego Synka – uśmiech, słowa mama i tata, piersze kroki, zabawy, wyjazd na basen i najważniejsze pierwsze urodziny. Był jego chrzest, wakacje nad morzem i nad jeziorem. A dla nas – pierwsza rocznica ślubu, kolejny festiwal czytania z aktorami, kiermasz książek, nowi znajomi, Dzień Mamy, Taty, wspaniałe Święta i w ogóle masa wrażeń i emocji 🙂 

 

Były też i trudniejsze dni, trochę nerwów do opanowania, czasem zmęczenie, uczenie się opieki nad dzieckiem, trudy karmienia i myśli o przemijaniu.. Stałam się wrażliwsza, czasem wręcz nawet zbyt łatwo o łzę w oku. Ale to wszystko razem, te wszystkie przeżycia, składają się na mnie, na rodzinę, na nas. Cieszę się, że dane mi jest przeżywać macierzyństwo, ale też i trochę odetchnęłam, że możemy już czasem wyjść z domu i choć w trakcie drzemki, pobyć też we dwoje..

 

Udało się wreszcie wyjść do kina! Mały po drzemce został u Dziadków, a my musieliśmy jechać trochę dalej, by dopasować godzinę seansu. Listy do M 2″ odrobinę słabsze niż część pierwsza, ale i tak mnie wzruszyły historie tam opowiedziane. A już zwłaszcza dotyczące dzieci 😉 Klimat filmu udało się utrzymać, było lekko zabawnie, trochę zaskakująco i miło. Tak dawno nie byłam w kinie, że czułam się odświętnie, tym bardziej, że zasiedliśmy na miejscach vip-owskich, gdyż wszystkie inne były już zajęte. Miło było przytulić się do ramienia Męża i poczuć się jak na randce. 


Za to teraz część przygotowań do Sylwestra już za mną. Spotykamy się z Iwoną, jej mężem i Amelką, oraz Darkiem u nas w domu. Będzie dwójka dzieci, więc energicznie, z pilnowaniem szklanek i talerzy, a do tego dużo ruchu. Oby tylko maluchy przetrwały fajerwerki, choć o ich spaniu zapewne będzie można zapomnieć i oby to był wesoły czas 🙂

 

Niech się darzy w tym nadchodzącym Nowym Roku!

Niech szczęście sprzyja i zdrowie

I niech się spełniają marzenia!

 

Happy New Year!! 🙂

 

 

2016 przybywa :)

Reklama

I po świętach..

Ależ ten czas szybko umknął! Przyniósł jednak ze sobą kilka dni w ciepłym – dosłownie (12 st. C) i w przenośni – klimacie, w rodzinnej atmosferze, a tych smakołyków było tyle, że zapasów jeszcze na kilka dni.

 

U Rodziców spędziliśmy cały wieczór wigilijny, aż się wracać nie chciało, tak mi było błogo i nastrój miałam wesoły 🙂 Choć i bez wzruszeń się nie obyło, kiedy to składaliśmy sobie życzenia przy opłatku.. swoją drogą Małemu tak opłatek zasmakował, że z chęcią jadłby go na kolację. Uwielbiam Święta, ten czas, te potrawy i tę przytulność.. I oczywiście nie ma to jak zaskakujący prezent od Mikołaja, a że w tym roku byliśmy grzeczni, to cała rodzinka zadowolona.. Przybyły też nowe kosmetyki, kobiece drobiazgi i e-booki od Męża, uchwyt samochodowy do telefonu dla niego, paski do spodni i myszka komputerowa, która jakoś bardzo szybko okazała się niezbędna. Że o czekoladkach, ptasim mleczku i innych rarytasach nie wspomnę. Dzięki Mikołaju 😉

 

 

 

 

mikołaju

 


 

Na trzydniowym wyjeździe też było fajnie. Zosia zajęła się Wnukiem i mieliśmy czas wyskoczyć do Damiana na pogaduchy, czy na mały spacer w poszukiwaniu kolejnej skrytki, ukrytej w murach starej kaplicy. Nadrobiliśmy wieczorne oglądanie filmów w TV, choć większość się powtarzała. Ale że brak tv w domu, to można było trochę posiedzieć przed ekranem. Tym bardziej, że kino nam się przesuwa – „Listy do M 2” grają teraz w porze drzemki Syna i na razie nijak nie idzie tego obejść 😉

 

Za to udało się obejrzeć szósty sezon „Downton Abbey” i przenieść się znowu w rejony angielskiego zamku, gdzie śledzimy losy szlachty i służby tam żyjącej. I oczywiście znalazłam czas na czytanie książki – teraz pochłaniam „Irenę” pani Kalicińskiej i Grabowskiej. Świetnie napisana, choć trudna, relacja matki i córki, które przez brak spokojnych rozmów i szczerości nie potrafią się ze sobą porozumieć. Książka wartościowa, chciałabym, żeby przeczytała ją też moja Mama (choć na szczęście nasze relacje są bliskie) i pożyczyłabym ją Kasi, która do swojej mamy ma wiele żalu. Czasem takie opowieści dają dużo do myślenia.. 


A skoro już przy książkach jestem, to nie mogliśmy się oprzeć i kupiliśmy dziecku w prezencie „Pszczółkę Maję”, pięknie wydaną, z bajkowymi obrazkami i opowieściami o jej przygodach. Przy okazji skusiłam się wreszcie na „Mikołajka”, którego uwielbiam, a jakoś ciągle go brakowało w naszej kolekcji. Aż się chce samemu powspominać takie bajki, powrócić do Kubusia Puchatka czy Muminków. Z przyjemnością będę czytać Synowi historie, które mam nadzieję, tak zaczarują jego dzieciństwo, jak i moje 🙂

 

 

 

 

baju baj

 

 

 

 

Tymczasem ruszam z nim teraz do swojej Mamy, na pogaduszki poświąteczne i by zobaczyć jej uśmiech na widok Wnuka. Mężu będzie miał chwilę na porządki w akwarium i odpoczynek po wczorajszej podróży. 

Wigilijnie

Najlepszym prezentem dla nas jest trzytygodniowy urlop Męża 🙂 fantastyczny czas dla rodziny, dla dziecka.. wszystko można ogarnąć, poukładać, wyjść razem i osobno, pogotować na spokojnie i bawić się z Małym. Katar już prawie opanowany, może jeszcze ze dwa dni i chłopaki będą jak nowi. Całe szczęście bo jednak zdrowie najważniejsze, jak jest to i wszystkiego można dokonać. 

 

Wczoraj odwiedziła nas Beata z rodzinką. Udało nam się trochę pogadać, posłuchać opowieści o Danii, choć strasznie mało tego czasu mieliśmy.. Miło było ich zobaczyć, wyściskać, złożyć życzenia. Synek dostał w prezencie swoje pierwsze, „dorosłe sztućce” 🙂 Garnął się do Beatki bardzo i nawet do Łukasza wyciągał ręce, a widział go pierwszy raz świadomie. W domu zresztą zawsze odważniejszy. Z Oliwerem układali kostki – a jest teraz co układać, bo kolekcja nam się powiększyła! Zaczęło się tak niewinnie od jednej sztuki, a tu teraz cały zestaw..

 

 

 

 

kolekcja

 

 

 

 

Jutro już Wigilia, tradycyjne lepienie pierogów z Mamą, Tatko szykuje moją ulubioną rybę w cieście, będzie pachniało barszczem, kompotem z suszonych śliwek i tylko żałuję, że nie pojem kapusty z grzybami 😉 Za to rodzinne spotkanie rekompensuje wszystko, mam wrażenie, że tego czasu mamy coraz mniej i chłonę każdą możliwość spotkania z rodzicami.. Będą też dni w rodzinnych stronach Męża, radość obu babć i Dziadka z Wnuka, prezenty, choinki do podziwiania i oczywiście masa smakołyków.. 

 

 

 

 

nasza choinka


 

 

 

WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM ŻYCZĘ

PIĘKNEGO CZASU Z BLISKIMI

DUŻO MIŁOŚCI I RADOŚCI KAŻDEGO DNIA

RAMION DO KOCHANIA

DUCHOWEJ STRAWY WŚRÓD DAŃ INNYCH

I WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE

NA CO DZIEŃ I OD ŚWIĘTA :))

Przedświątecznie

Święta tuż tuż, a tu jak na złość zadomowił się u nas katar. Mąż przywiózł, znad morza 😉 Tym razem jednak Syn przejął ów podarek z całym „niedobrodziejstwem” inwentarza. I tak jestem pełna podziwu, że prawie 14 miesięcy nie chorował na nic. Teraz wprawdzie lekarsko stwierdzono tylko przeziębienie, ale co się Mały namęczy (a my wraz z nim) to jego (i nasze). Katar nie tylko utrudnia oddychanie, ale i spanie. W sumie już nie pamiętam, kiedy przespałam całą noc, tylko jakoś nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. Na szczęście apetytu Mały nie stracił, a wręcz przeciwnie zachwycił się dorosłą wersją dań, jaką już mu serwujemy. Makaron, gotowane warzywa, lane kluski, jajka na twardo, mięsko drobno krojone, twaróg z owocami, rosół dla zdrowotności, leniwe pierożki i trochę pieczywa, które z chęcią jadłby do każdego posiłku. A najchętniej jadłby już dokładnie to samo co my 😉 No ale na to musi jeszcze trochę poczekać..

 

 

 

 

am

 


 

 

Za to dziś mimo kataru, szalał po pokoju montując i ubierając z nami swoją pierwszą choinkę! Rok temu był taki malutki, że tylko ręką sięgał po bombkę i chyba nawet jeszcze świat jawił mu się czarno-biały. Te Święta będą już przeżywane razem z nami, z całą paletą barw, zapachów, smaków i przy dźwiękach kolęd. Jak się ma w rodzinie Mamę chórzystkę, to śpiewów przy wigilijnym stole się nie uniknie 😉 Przynajmniej w jej wydaniu, bo reszta jakoś tak mniej się do śpiewania rwie. Za to ja znowu planowałam zagrać „Cichą noc” na gitarze, ale sprzęt już tak rozstrojony i czasu na trenowanie brak, że raczej pozostanie to w strefie planów..

 

 

 

 

choina

 

 

 

 

Dobrze, że z prezentami dla wszystkich się wyrobiłam i nie muszę stać w tych ogromniastych kolejkach. Paczka wysłana i już otrzymana 😉 Prezenty dla Zosi i Tomka czekają schowane w szafie. Amelki zaskoczone drobiazgami, a Kasia zachwycona ręcznie malowaną bombką ukrywającą w swym wnętrzu aniołka. Wiem, że lubi aniołki, więc dla każdego coś miłego. Robienie prezentów sprawia mi ogromną radość! A już najbardziej cieszę się, kiedy trafię w gusta albo zaskoczę obdarowywanego tym, że pamiętałam o czym kiedyś tylko wspomniał, lub o czym marzył. Cóż, cała tajemnica tkwi w tym, by umieć słuchać i wyłapywać te małe marzenia choćby wypowiadane były dawno temu.. 

 

Prezenty prezentami, ale i mieszkanie wypada ogarnąć. Był dylemat, czy przed choinką, czy po – i jednak dobrze, że z odkurzaniem poczekaliśmy do jutra, bo się igieł nasypało. Za to rzuciłam się dziś do mycia framug okiennych i odczuwam to boleśnie w kręgach. Dlatego większe porządki może zostawię sobie na wiosenny czas, a teraz tradycyjne pranie, odkurzanie i umycie łazienki z kuchnią. Czekamy na wizytę przybywającej z Danii Beaty z rodzinką i zaczynamy debaty sylwestrowe. Możemy sobie pozwolić na późne planowanie, bo i tak na bal się z Dzieciem jeszcze raczej nie wybierzemy, a że Dziadkowie robią domówkę u siebie więc my będziemy mieli domówkę z Małym – jedyny dylemat – czy będzie to nasz dom, czy może nie nasz? 🙂 Zobaczymy..

Pędem prąd

Nowy tydzień rozpoczęty, a ja jeszcze jedną nogą w weekendzie stoję.. a to za sprawą telefonu od dostawcy prądu. Namawiają na zmianę umowy – a wiadomo, jak człek nie lubi takich zmian i zawirowań. Jakoś się tak dzieje, że jak już raz się podpisze, czy to z telefonią komórkową, czy z internetem, gazem, prądem to już wygodnie jest, jak jest. Wprawdzie warto się rozejrzeć za nowymi ofertami, bo naprawdę można przegapić jakieś okazje. Ale chyba większość nieufnie patrzy na promocje – po których następuje nagły wzrost cen – na wiązanie się umowami wieloletnimi, które niby gwarantują nam niezmienność ceny. 

Pani przy rozmowie zapytała się mnie czy chcę umowę na 3 lata? A czy ja wiem, co będzie za 3 lata? zapewne podwyżka, bo cóż może być innego 😉 To już chyba lepsze są te bezterminowe z miesięcznym wypowiedzeniem.. przynajmniej głowa spokojna. Bo kieszeń i tak będą nadwyrężać, w ten czy inny sposób. 

Skoro już o prądzie mowa, to przypomniało mi się, jak w weekend wskoczyłam na rower i wraz z innymi generowałam prąd rozświetlający choinkowe lampki 🙂 

 

 

 

 

jedziemy z tym prądem!

 

 

 

 

 

Pomysł przedni i przy okazji trochę ruchu. Miałam zaprawę przed poszukiwaniem prezentów i wędrówkami po sklepach. Już prawie mam wszystko skompletowane. Dostałam wczoraj „wychodne” od moich chłopaków i mogłam na spokojnie pobuszować w regałach. Hmm powiedzmy, że „spokojnie” 😉 bo przedświąteczny szał ogarnął i półki uginające się od towaru (wraz z cenami!) i ludzi, którzy między tymi półkami biegają. Na szczęście łatwiej się robi zakupy, kiedy się wie, czego się szuka. Jeszcze jedno wyjście i powinnam mieć temat prezentów zamknięty.

 

Dzisiaj do Wnuka przyjechała Babcia, żebym mogła uzupełnić lodówkowe zapasy. Mężu nad morzem złapał katar i wygrzewa się teraz pojony multiwitaminowym sokiem. Cudem Synek nasz jeszcze się przed choróbskami trzyma, ale nie wiem czy ryzykować szczepienie, kiedy w domu jednak panuje przeziębieniowa atmosfera. Trzeba będzie jechać do pediatry i się go poradzić. Ale dziś jeszcze do Rodziców, na pogaduszki i po cotygodniową dostawę chleba, żeby do końca tygodnia Mąż miał z czego robić kanapki do pracy. Potem nareszcie jego urlop i nasz rodzinny czas.. aż by się z chęcią wyjechało wspólnie w jakieś góry, a najlepiej do SPA na regenerację 😉

Renifer

Uwielbiam ten przedświąteczny czas, pewnie piszę to co roku, ale tak jest i już 🙂 Nie przeszkadzają mi pojawiające się zbyt wcześnie ozdoby, ciągle te same świąteczne piosenki, masa zabawek zdobiąca półki na Mikołaja, a zbliżający się Jarmark Bożonarodzeniowy cieszy ciągle tak samo. 

Zanim jednak jarmark, najpierw były odwiedziny u Hani – gdzie faktycznie odpoczęłam. Hania z przyjemnością zajęła się Małym, a i jej córka rąk od niego oderwać nie mogła. Tylko czekać aż zrobi mamę babcią 😉 Synek po początkowej fazie zapoznawania się z terenem rozkręcił się niesamowicie. Chodził przy kanapie, podawał dziewczynom zabawki, pokrzykiwał i był przeszczęśliwy, że wszyscy dookoła niego latają. Ja mogłam trochę odetchnąć, napić się herbaty i pogadać o trudach i radościach obecnej codzienności. 

W piątek Mężu jechał od razu po pracy do Świnoujścia na firmową imprezę, więc tak musiałam rozłożyć siły i zajęcia, by wystarczyło na cały dzień, bez jego wsparcia. Syn natomiast postanowił zmienić układ dnia, obudził się już o 5 i do 8 szarżował, bawił się i spać nie chciał. Jak wreszcie padliśmy tak pobudka była dopiero o 11,30 i zanim ubieranie i śniadanie, to już pół dnia miałam z głowy 😉 Po spacerze wybrałam się z nim do Amelek, jako że i one miały jeszcze dzień bez taty. Razem zawsze raźniej. Dzieci ruszyły do zabawek, a my na pogaduchy i oglądanie nowych kozaków i sukienek Iwony. Przy okazji oczywiście omawianie karmienia, opieki i wspominanie naszych życiowych perypetii. 


W sobotę chwilę posiedziałam u Rodziców, gdzie Mały mógł poszaleć z Dziadkiem, a potem wraz z Mamą pojechaliśmy na Jarmark Bożonarodzeniowy. Dołączyła do nas Kasia przywożąc gorącą herbatę z miodem i cytryną. Rok temu Syn jechał jeszcze w gondoli, więc niewiele widział z tego co się na jarmarku działo. Tym razem zachwycały go ozdoby, zdziwiony był na widok wielkiej choinki, Mikołaja z białą brodą i pierwszy raz oglądał prawdziwego renifera 🙂 

 

 

 

 

renek

 

 

 

 

Atrakcją dla dzieci była też wenecka karuzela i to darmowa, więc kolejki do niej ogromne! Prawie takie same jak do darmowej waty cukrowej 😉 Synek wyciągał ręce do tych kolorowych samochodów i koników i miał ogromną ochotę się pokręcić, mało z wózka nie wyskoczył..

 

 

 

 

karuzela

 

 

 

Ale dla nas najważniejszy był występ chóru, gdzie Mama odśpiewała kolędy, przy których dopiero nastrój zrobił się prawdziwie świąteczny.. Mężu powrócił znad morza trochę późnej, a że nie załapał się na wczorajsze atrakcje, to dziś pojedziemy tam, razem z Amelkami i Mirkiem który wrócił właśnie z Norwegii, jeszcze raz. Mikołaj czeka!

 

 

 

Mikołaj ze świtą

Zmęczenie materiału

Z reguły energia mnie rozpiera, każdy dzień mam wypełniony po brzegi i ciągle mi mało, a to czasu, a to spotkań, spacerów, koncertów czy książek, które aż do mnie wołają 🙂 Po ostatniej, ciekawej prozie Nurowskiej, wciągnęłam się w powieść historyczną z czasów Chrobrego, a przy okazji wynalazłam wśród książek Taty, powieść o młodych latach Sienkiewicza. Jest tyle książek, które chcę przeczytać, do których chciałabym czasem nawet wrócić, ale szkoda mi czasu, bo już następne czekają w kolejce. 


Zawsze żyłam pełną parą, w podróży, wśród znajomych, na imprezach. Teraz też kiedy tylko możemy, to wychodzimy choć nie jest to już takie proste, jak kiedyś bywało. A do tego czasem po prostu nie ma siły. I już nawet nie chodzi o bolący kręgosłup, czy że Małego trzeba przed wyjściem nakarmić, przewinąć i ubrać – co wymaga dużej gimnastyki 😉 Bywa, że najnormalniej w świecie, już po połowie dnia, kiedy nastaje drzemka to i ja padam. Jak usiądę, to nie chce mi się nawet wstać z kanapy. Nic dziwnego, skoro codziennie za Synkiem biegam, układam, pilnuję, sprzątam, bawię się w pociąg, uczę słów, pokazuję świat, gotuję, a wszystko z nim, kręcącym się przy nodze. Przewijam, wycieram buzię, przy okazji próbuję umyć siebie, włos jakoś ułożyć, a nie ma jak, bo Mały chce by mu poświęcić 100% uwagi i ani na chwilę nie lubi zostawać sam. Wszystko rozumiem, wiem że to taki etap. Że dziecko czuje się bezpiecznie tylko, gdy jest ktoś przy nim. Ale myślałam, że wystarczy by być w tym samym pokoju, a tu najlepiej jakby się cały dzień z nim bawić, siedząc tuż obok na dywanie, a najlepiej trzymać go na kolanach.. uff 🙂

 

Wiem wiem, kiedyś będzie mnie wyganiał z pokoju i mam się cieszyć tym etapem, który teraz jest. I cieszę się niezmiernie, tylko od czasu do czasu przychodzi najnormalniejsze w świecie zmęczenie. Dobrze, że tylko czasami.

 

 

Okulista za nami, wszystko jest dobrze tylko mamy chronić oczy dziecka przed ekranami, oglądaniem bajek na laptopie i trzymać z daleka od tabletów. Ha! Teraz to jeszcze możliwe, tylko jak tego dokonać w przyszłości? Takie mamy czasy, że większość dzieci już w przedszkolach mają własny tablet. A i sama w sklepie widziałam taki, nawet z myszką, dla dwulatka. Pozostaje ograniczać i pilnować, a najlepiej biegać z nim za piłką, chodzić na basen i jeździć w plener kiedy tylko się da. To akurat lubimy. 

 

Biorę dzisiaj Malucha na spacer, bo słońce świeci wręcz wiosennie. Choć temperatura lekko mroźna, to zdrowa taka pogoda i powietrze orzeźwiające. A po spacerze łapię jakieś ciastka i ruszam z nim do Hani w odwiedziny. Pogadamy sobie trochę, obejrzę jej mieszkanko po remoncie. Ubiorę się w coś nowego, umaluję i odetchnę, po całym zabieganym dniu. Przy okazji naładuję baterie na kolejne 😉

 

 

 

 


Podróż przedślubna?

Czemuż by nie 🙂 Nigdzie nie jest napisane, że musi być poślubna.. tym bardziej, jak panna młoda już z tak zwanego „odzysku”, miała już i ślub i podróż po. Na spotkaniu, w przytulnym zakątku – jak dla mnie nie był to pub, tylko restauracyjka

 

 

 

 

rest

 

 

 

 

 Łukasz omówił cały plan wylotu i spędzenia miesiąca z ukochaną w Stanach. Po przylocie chwila na miejscu, a potem podróż do .. Peru! Jak się uda – Machu Picchu i po tygodniu powrót w okolice Orlando, najpierw Święta, a w nowym roku skromny ślub nad jeziorem udzielony przez koleżankę z uprawnieniami. Po powrocie do kraju, wiosną, ślub kościelny w Polsce i impreza nad naszym jeziorem, znad którego się wszyscy znamy. Niech im się szczęści! 🙂

 

 

Fajnie było się zobaczyć w innych klimatach niż ogniskowe, pogadać, pośmiać się. Prócz naszej ekipy pojawili się też moi Rodzice i ich znajomi, którzy znają mnie od dziecka. Tatko przeczytał wiersz Broniewskiego o miłości, na której spełnienie główny bohater długo i czasem w nerwach, musiał czekać 😉 Panowie wypili piwko, Agnieszka (następna w kolejce do zamążpójścia – złapała bukiet na naszym weselu 🙂 ) z bolącym gardłem pozostała przy herbacie, a ja wracałam autem. Mały jak zwykle zachwycał towarzystwo, najpierw w roli obserwatora, później już nie usiedział w miejscu i zaczął zwiedzać lokal. Byliśmy w nim praktycznie sami, jeśli nie liczyć dwóch pań, które pod koniec pojawiły się by coś zjeść. Sympatycznie było i gdyby nie pora kąpieli i karmienia pewnie zostalibyśmy dłużej.

 

 

A tak w moment nadeszła sobota, a wraz z nią umówiona opieka Dziadków i Brata nad naszym Szkrabem. Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty 😉 Synek spędził bez nas 2,5 godziny! I jaka była moja radość kiedy mogłam go znów przytulić i kiedy widać było jego uśmiech na nasz widok. Ani razu nie zapłakał, zjadł ładnie obiad, bawił się, wędrował po mieszkaniu Dziadków, pobierał nauki chodzenia od Wujka i spisał się na medal. Ja chyba bardziej, to krótkie rozstanie przeżywałam, niż on. Mężu już przyzwyczajony, chcąc nie chcąc prawie codziennie przez 8 godzin.. ja się stresowałam, czy wszystko dobrze pójdzie. Choć wiadomo, że to zupełnie co innego dać dziecko do dziadków, niż do żłobka, czy pod opiekę obcej niani. Grunt, że podkład pod nasze pierwsze wyjście do kina, zrobiony. Może jeszcze przed Świętami uda się tak wszystko zgrać, żeby każdemu pasował termin. 

 

 

Co do terminów, to zbliża się wizyta Dziecia u okulisty. Dziś pojechaliśmy się przypomnieć i potwierdzić datę. A niedługo Mężowa impreza wigilijna w firmie. Dbają o pracowników, bo ponoć w planach jest wyjazd nad morze, z hotelem, szwedzkim stołem, tańcami i procentami bez limitu 😉 Na dokładkę, jak się górze nie odwidzi, może skapną jakieś bony. W tym przedświątecznym czasie bardzo by się przydały. Do mnie dopiero zaczyna docierać, że niedługo zostanę całkowicie bez wypłaty. A wtedy każdy grosz będziemy kilka razy obracać w dłoni, zanim go wydamy. Mam nadzieję, że damy radę ze wszystkim i że decyzja o wychowawczym jest naprawdę dobrą decyzją..

Futro?

Zamówiliśmy dziecku do wózka śpiwór wyłożony futerkiem, a tak żeby ciepło mu było i żeby nie motać go w te dwa koce. Tymczasem za oknem 10 stopni na plusie i słońce od samego rana. Pogoda dziś iście wiosenna i aż się ze spaceru wracać nie chciało 🙂 Zgrzałam się w swetrze i mowy nie ma o żadnym futrze.. W te wcześniejsze wietrzne dni to jeszcze, pół godziny i zwiewaliśmy do domu, a dziś i dwie godziny było mało na słońcu. Tym bardziej, że zagadałam się z Amelkami, że maluchy sobie rękę na powitanie podawały i że było tak sympatycznie.. Ale jakby nie patrzeć, futro poczeka chyba do stycznia, choć i tu słuchy dochodzą, że ma być plus. Ja tam nie mam nic przeciwko cieplejszej zimie, jedynie śniegu by się trochę przydało, żeby z Synem na sanki ruszyć i żeby w ogóle zobaczył, co to śnieg. Ale do tego jednak potrzeba trochę innej aury. Zobaczymy jak ta zima się nam zaprezentuje..

 

 

Z atrakcji dni ostatnich, do obitego i bolącego palca doszedł katar w charakterze wodospadu. Dopiero co moja Mama przestała kichać, potem Mężulka złapało, a teraz ja nie rozstaję się z chusteczkami i kroplami do nosa. Odpukać, jakimś cudem Mały trzyma się w tym wszystkim bez kataru i mam nadzieję, że tak zostanie. Szykuje nam się w grudniu szczepienie MMR i musi być na nie zdrowy, no musi i już. 


 

Wczoraj zajechałam z nim do Dziadków, miałam wyjść żeby został trochę bez mamusi, ale najnormalniej w świecie nie miałam siły by gdzieś łazić po sklepach, czy osiedlu. Wujek zabawiał chrześniaka, Babcia podawała zabawki, a Dziadek puszczał po podłodze – ku uciesze Wnuka – auto na dużych kołach, robiące masę hałasu. Ja trochę odpoczęłam, a Mężu w tym czasie miał szansę ogarnąć wreszcie akwarium. Uporządkował pięknie rośliny i zmienił aranżację. Korzenie są teraz w innym ustawieniu, zrobiło się przejrzyście i tylko rybek coś mało – trzeba będzie zrobić zarybianie 😉

 

 

 

odmiana

 

 

 

 

Ruszam jutro na kontrolę, byłam pół roku po porodzie, teraz minął rok, warto się przebadać i podpytać o to i owo. Z jednej strony chciałabym już skończyć karmienie, ale z drugiej to chyba dzięki niemu Syn jest zdrowy, mimo naszych katarów. Ze żłobka już zrezygnowaliśmy, dziś babka zadzwoniła i tylko zostawiłam sobie furtkę, w razie jak później w przedszkolu będą przerwy wakacyjne. Będzie alternatywa i fajne zajęcia, bo mają tam i plastykę i rytmikę i różne zabawy na wolny czas.  

Do skarbonki, dla znajomych, każdego dnia dorzucamy po trochę. Reszta ekipy ma się dołożyć tuż przed spotkaniem z przyszłym panem młodym. Panna, po przejściach, czeka na ukochanego w Stanach i choć dobrze jej się tam wiedzie, to jednak po powrocie tutaj będzie bez pracy. Przyda się wtedy każdy grosz do ich wspólnego gniazdka, tym bardziej, że planują powiększenie rodziny 🙂 Moi Rodzice też się wybierają na owe „kawalerskie” więc nie pozostaje nam nic innego, jak zabrać Małego ze sobą. Będziemy przez to krócej, ale ważne, że się pojawimy i złożymy życzenia.