Uśmiech :)

Niby tylko trzy dni minęły od weekendu, a tyle się wydarzyło..

Zdążyłam rzucić wyzwanie prasowaniu – machnęłam żelazkiem przez 8 koszul i 24 koszulki przypłacając to wprawdzie bólem kręgosłupa, ale efekt prasowania mnie zadowolił. Zrobiłam pranie, ugotowałam żurek i jajka do niego. Przymierzam się do grochówki dla Męża, bo ostatnio ciągle tylko krupnik i pomidorowa – zalecane głównie matce karmiącej. Dla siebie machnę dla odmiany jakiś barszcz żeby uniknąć smaka na groch 😉

 

Wydarzyła się wizyta u pediatry, kontrolnie i by zawieźć szczepionkę na pneumokoki – cena drastyczna, ale jednak uważam, że trzeba i warto. Tradycyjnie było też ważenie i Mały przybiera prawidłowo, waży już 6,7 kg.. Zanim się obejrzymy dojdzie do dziesięciu! 

 

I co najważniejsze – wydarzył się pierwszy śmiech naszego dziecka! 🙂 Nie tylko sam uśmiech, jakim raczył nas w ostatnich tygodniach, ale prawdziwy śmiech. Taka radość cudowna, jaka zdarza się przy wygłupach. Taki śmiech, który raduje serce, rozmiękcza je i wręcz wzrusza.. Czasem jak się będę złościć, że Synek marudzi, czy ciężko go uspokoić to zamierzam przypomnieć sobie ten wpis i to zdjęcie.. Bo radość i śmiech dziecka to najwspanialszy dźwięk na świecie! A jeszcze kiedy Dziecię przesypia 7 godzin pod rząd – jak dzisiejszej nocy – to już w ogóle można mówić o pełni szczęścia 🙂

 

 

A co w planach na najbliższe dni? 

Regały w piwnicy ustawione, więc biorę się do pakowania w kartony książek na wynos (czekających na wiosenny kiermasz) i do odgruzowywania szaf z rzeczy „przydatnych na później”. 

 

W planie czytanie – nie wytrzymałam długo bez książek, a że na czytnik przyjdzie mi czekać jeszcze ze trzy tygodnie, więc podskoczyłam do biblioteki. Wypożyczyłam trzy sztuki i już wczoraj przy wieczornym karmieniu pochłonęłam pół opowieści „Halo, Wikta” –  napisanej z humorem, o córce gangstera, którą szokuje każdy dzień i świadomość jakie prowadziła życie. Pozostałe książki też zapowiadają się ciekawie, byle tylko był czas na ich czytanie..


W planach jeszcze do obejrzenia kilka kostiumowych filmów, farbowanie Mamie włosów i pogaduchy we dwie, zbliżająca się rutynowa wizyta z Synkiem u ortopedy, zapowiedziane odwiedziny przyszłej chrzestnej i mam nadzieję kilka spacerów jeśli pogoda będzie dopisywała.. Oby nadal było na plusie, nie tylko temperaturowo 🙂 Miłego!

Królewskie klimaty

Znowu pochłonął mnie filmowy świat.. tym razem kostiumowy, w klimatach Trzech Muszkieterów, z intrygami na królewskim dworze. Pełen pasji, niespodziewanej miłości, bogactwa, biedy i tajemniczości. Taka jest właśnie zaskakująca opowieść p.t. „Markiza Angelika”

 

 

 


 

 

 

 

 

 

Drugim z podobnych filmów były „Kochanice króla”, ale mniej mi się podobało.. w Markizie jest więcej akcji i energii, natomiast Anna i Maria od początku do końca otoczone były dramatem.. Podsumowanie było jedno – nie ma co igrać z królem. Tak jest.

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla odskoczni obejrzałam sobie ponownie „Nowszy model” i „Co się zdarzyło w Las Vegas”, oba filmy sympatyczne więc można do nich od czasu do czasu wrócić.. Aż w szoku jestem, że prawie każdego dnia mam czas obejrzeć jakiś film. Mały przesypia teraz każdą noc, a my razem z nim, na dokładkę w dzień też często ma drzemki. Dzięki temu są siły na zakupy – trzeba było zapełnić pustą już lodówkę – i na spacery, w coraz dalsze rejony. Porobiłam też opłaty, poukładałam bieliznę w szufladach, przymierzając wcześniej każdą sztukę i odkładając to, co już nie pasuje. Pogadałam z dwiema koleżankami, jedną zwolnioną z pracy, a drugą która w niej została i opowiada jaki jest ciąg dalszy ludzkich tam perypetii. Dużo się dzieje przez ten czas jaki mnie nie ma w firmie. Jeszcze przez okres mojego macierzyńskiego pojawi się tam pewnie wiele zmian. Mam jednak nadzieję, że moje stanowisko dotrwa do mojego powrotu.. 

 

 

Staram się o tym za dużo nie myśleć i cieszę się danym mi czasem, który mogę spędzać z naszym Synkiem. Wzywa już, więc zmykam karmić i tulić i kąpać niedługo 🙂

Wieczór czas zacząć..

Dziadki

Nowy tydzień pędzi dzień za dniem i nawet noce szybko mijają, bo ostatnie przespane po 5 godzin 🙂 Odstawiliśmy leki na kolkę po tym, jak aptekarka poleciła mi przyjmowanie probiotyku. Zdziałało to chyba jakieś cuda, bo choć w dzień czasem Młody zapłacze, to w nocy śpi jak aniołek. Dzięki temu czuję się rano wyspana i pełna chęci do działania. 


Jako, że nadszedł Dzień Babci i Dziadka – u nas obchodzony w jednym terminie – to w prezencie wywołałam naszym świeżo upieczonym dziadkom zdjęcia z Wnuczkiem. Wczoraj pojechaliśmy w odwiedziny i do ciasta dowieźliśmy też i ciastka od nas. Rodzice bardzo się cieszą, że zostali dziadkami, ale wydaje mi się, że nie do końca mają chęć by ich tak nazywać 😉 No cóż.. nie da się jednak ukryć tego faktu, że się nimi stali. Na szczęście duszą czują się ciągle młodzi. Ostatnio dużo imprezują, o wiele więcej niż my! Mama miała już dwa występy chóru, w którym śpiewa. Odtańczyli już też jeden karnawałowy wieczór, a drugi przed nimi. Na dokładkę szykuje im się i trzecia impreza ze znajomymi w domu. Do tego dwa razy w tygodniu śmigają na kurs tańca towarzyskiego, a w każdy weekend spacerują do lasu, dokarmiają koty, wędrują z kijkami i już planują wiosenne SPA nad morzem i remont całego mieszkania. Takie to są te naszego Synka „dziadki” 🙂

 

Babcia Zosia również czynna zawodowo, do tego spacerowa z psem i bawiąca kota w domu. Przybędzie do Wnuczka dopiero w lutym, ale i na nią czekają już wspomnieniowe fotki. Piszę wspomnieniowe, bo Mały rośnie jak na drożdżach i już nie wygląda tak samo jak na tamtych zdjęciach. Wyrasta szybko z ubranek i wchodzimy już w rozmiar o oczko wyższy! Jak przyjedzie to nie będzie mogła uwierzyć ile już zmian zaszło – rzęsy urosły, pojawiło się więcej włosów na głowie, buźka już taka bardziej niemowlęca niż noworodkowa i w ogóle duży ten nasz chłopak się robi.. 

 

Pomiędzy opieką nad Szkrabem zajęliśmy się tematem piwnicy. Solidne drzwi zostały już w niej zamontowane i można będzie niedługo poznosić rzeczy mało używane, które ledwo mieszczą się w domu. Szukaliśmy w Castoramie regałów, ale okazało się, że na allegro będzie dużo taniej. Zamówione regały dziś przybyły, pozostaje je tylko poskręcać i dom odetchnie, a ja wraz z nim kiedy pozbędę się z jego przestrzeni rzeczy zawalających szafy. Uwielbiam mieć przestrzeń nawet tam. Staram się oddawać stare ubrania, robić co jakiś czas czystki w szufladach i na półkach. Segregować papiery, nieaktualne zawozić latem do spalenia w ognisku, a ważne mieć poukładane w teczkach. Kiedy wszystko ma swoje miejsce i nic nie wala mi się po kątach, wtedy i we mnie nastaje ład i czuję się spokojna. Dziś wzięło mnie na sprzątanie, o 6 rano umyłam łazienkę bo taka byłam wyspana i pełna energii 🙂 Później wzięłam się za szafy, układanie koszulek, spodni i rzeczy wszelakich. Niecierpliwie czekam na nową komodę, bo już bym chciała poprzenosić część rzeczy, których do piwnicy znieść nie można, za to zawalają mi szafy ubraniowe, gdzie kompletnie być nie powinny. No cóż, cierpliwym trzeba być i tę cierpliwość ćwiczyć..

 

A że Synek właśnie usnął, to dla odpoczynku po porannym szaleństwie włączam sobie film – dzisiaj „Wielkie oczy” Tima Burtona – w ramach nadrabiania poniedziałkowego Kina Kobiet – polecany przez dziewczyny jako zaskakujący i wart obejrzenia..

 

 

 

 

 


Przymroziło

Było wiosennie, a tu znienacka ciach i się ochłodziło, wprawdzie nie są to jeszcze typowe zimowe temperatury, ale już dziś poczułam chłodek.. 

Ostatnie dni przeplatane spacerami i spotkaniami. W piątek podjechaliśmy do sklepu akwarystycznego zakupić bojownika do naszego akwarium. Nie byle jaki to okaz – halfmoon się zwie i jak rozłoży swój ogon i płetwy, to wygląda bajecznie. Jest niebiesko-czerwony i ma dwie panienki do towarzystwa 😉 Jako, że było po drodze, Synek odwiedził Dziadków. Pogadaliśmy trochę, Dziadki ponosili na rękach, wycałowali i nacieszyli się Wnuczkiem. 

 

W sobotę od rana lekki przymrozek, ale słońce cały dzień i aż się rwałam na spacer. Powędrowaliśmy nad jezioro, dopadłam łabędzia na sesję zdjęciową

 

 

 

 

łabi

 

 

 

 

i skorzystałam z urządzeń ćwiczebnych, których coraz więcej pojawia się w okolicy. Super to sprawa taka darmowa siłownia. Można się rozruszać, zwłaszcza po dłuugim czasie bez ćwiczeń. Choć jeszcze te moje ruchy ostrożne i delikatne to jednak czuję, jak powoli wraca mi energia. To poczucie wzmacnia jeszcze widok wagi spadającej z miesiąca na miesiąc 🙂 Jeszcze 3,5 kilo w dół i dojdę do wymarzonych wymiarów!

 

 

 

Wieczorem odwiedził nas mój Brat, porobić mi ustawienia w laptopie, który coś zaczął się zawieszać i nie łączyć mnie czasami z netem. Miałam tak dobry dzień, że zachciało mi się upiec ciasto z brzoskwiniami. Wprawdzie najprostsze z możliwych, ale dla mało piekącej kobiety i to jest wyzwaniem. Ciacho byłoby lepsze gdybym miała piekarnik z termoobiegiem, ale mimo lekko przypieczonego spodu okazało się godne podania na stół 🙂

 

 

 

 

 

ciacho z brzoskwiniami

 

 

 

 

 

A dziś był spacer w większym gronie – Sylwia skrzyknęła ekipę i spotkaliśmy się w parku na pogaduchy, gorącą herbatę i pseudo obiad, bo żadna dziś nie gotowała. Przybyła Beata z synem na rowerach, Katarina z córką i Dorka, Hania no i Sylwia z synem siostry. My zajechaliśmy gondolą z naszym Skarbem, który jak zawsze przyciąga uwagę wszystkich pań, nawet tych najmniejszych 😉 Super to było spotkanko, jak zawsze każda miała dużo do opowiadania, a to o dzieciach, o facetach, żłobkach i przedszkolach. A najlepsze były debaty o dietach prowadzone znad hamburgerów (dla mnie wersja okrojona), grzanego piwa z goździkami, herbacie owocowej i zapiekanek. W końcu dziewczyny były usprawiedliwione – spacer był? Był. A jeść trzeba 😉

Dziewczyna na rowerze

Jest tak ciepło, że faktycznie na tym rowerze można nadal śmigać i nawet opon na zimowe nie trzeba wymieniać 😉 Ale nie o jazdę chodzi, a o sympatyczny babski film, który obejrzałam podczas drzemki Syna.

 

 

 

 

 

 

„Dziewczyna na rowerze” nadaje się idealnie na zimowy wieczór. Ostatnio z braku książek do czytania oglądam filmy – jeden dziennie się udaje 🙂  E-book’a zamówiłam, ale oczekiwanie może się przeciągnąć niestety nawet do miesiąca.. Na wieczór zostały mi gazety, kupione jeszcze do szpitala na czas poporodowy, w którym miałam jednak inne zajęcia.

 

 

A ostatnio moje zadania to sprzątanie mieszkania na raty – przeczytałam, że najlepiej stosować zasadę 6×15 czyli sprzątać przez 6 dni po 15 minut dziennie, żeby uniknąć porządkowania 6 godzin przez 1 dzień. Coś w tym jest, bo do krótszego sprzątania łatwiej się zmobilizować.

 

Do działań dołącza się gotowanie szybkich obiadów, prawie między karmieniem, a przewijaniem. Upiekłam niedawno filety z kurczaka w ziołach, dla Męża smażone kotlety, a dziś gulasz do ziemniaków lub kaszy gryczanej. Kasz jem teraz bardzo dużo – jęczmienna, gryczana, pęczak i kuskus goszczą na moim stole za radą poradników, traktujących o diecie przy karmieniu piersią. Marcin za kaszami akurat nie przepada, więc te nasze obiady trochę się czasami różnią. 

 

 

Co do Męża to nie wyobrażam sobie, jak bym dała radę z obecną codziennością bez niego. Podziwiam kobiety samotnie wychowujące dzieci, jeszcze dobrze, kiedy mają wsparcie mamy czy kogoś z rodziny, ale jak są całkiem same, to to jest naprawdę ciężkie wyzwanie.. Szacunek! Mąż pomaga jak tylko może, przewija, zabawia, śpiewa do ucha i usypia Synka na męskim ramieniu – bo moje ramię szybko odpada. Wstaje w nocy by podać dziecko do karmienia, przytula mnie i dodaje sił kiedy już mi się wydaje, że tych sił nie ma. Jest wspaniały! choć wiadomo, że nie idealny, bo ideałów nie ma, ale jednak bardzo blisko tego ideału się znajduje 🙂 


I z tym optymistycznym akcentem wrzucam kolejną babską lekką komedię „Mąż idealny” z Jennifer Aniston i zmykam podgrzać obiad, a później na spacer dotlenić siebie i Maluszka..

 

 

 

 

 


Wiosna czy zima?

Wczoraj było 11 stopni na plusie 🙂 A niedługo połowa stycznia! W domu storczyk zakwitł pięknym kwieciem, ogrzewanie zakręcone, a w pokoju 22 stopnie i pierwszy raz zimą sypiam w krótkim rękawku.. 

 

 

 

 

 

styczniowy storczyk

 


 

 

Ostatnie noce przespane po 4-5 godzin (chyba wreszcie lek działa!) więc energia dopisuje, a pobudki zaskakują wyspaniem..


Mąż (obudzony znienacka nad ranem po 5 godzinach snu):

„Nic nie pamiętam! Karmiłaś drugi raz w nocy?”


Żona (patrząca nieprzytomnym wzrokiem na śpiące swe Dziecię):

Nie karmiłam! ostatnio o 1 godzinie. Tyle śpi?? Budzimy go 🙂

 

 

I tak oto od trzech dni piękne noce nie spędzają snu z powiek -żeby nie zapeszyć. Te 5 godzin zdarzyło się raz, raczej są to 4 pod rząd, ale po pobudkach co godzinkę lub dwie to niesamowita odmiana.. ***Czarymary niech już tak zostanie ***

 

Spacery też już są coraz dłuższe, ostatnio na piechotę dotarliśmy nawet do Euro AGD, by pooglądać czytniki książek. Po nalocie na bibliotekę, kiedy podczas ciąży przeczytałam 90 sztuk różnych knig (a z wszystkich jakie pamiętam nie wliczając bajek w dzieciństwie – 607 sztuk), stwierdziłam że nie mam tam już zbytnio w czym wybierać. Z kolei po ostatnich prezentach, przeczytanych w 3 dni, ślad został jedynie na uginającej się od książek półkach. Uwielbiam książki. Mam do nich niesamowity szacunek i pasję. Uwielbiam czytać. Ale nie mieszczę się już na regale.. poza tym zakup książki za trzy dychy, którą pochłonę w jeden wieczór jest dość kosztowny. Tym bardziej, że ja bym chciała kupić na dzień dzisiejszy ze dwadzieścia super nowych tytułów.. Dlatego dojrzałam do jednego wydatku, za to na 11 tysięcy książek! Tyle bowiem obecnie posiada w swej e-bookowej bibliotece mój Tatko – równie zapalony czytelnik jako i ja 🙂 Decyzja więc zapadła. W poniedziałek zamawiam więc czytnik i kropka.

 

 

Za oknem słońce, naprzemienne z chmurami, ale jest dość ciepło… Idziemy na kolejny spacer. Na ostatnim utkwił mi w oczach jarmarkowy balkon..

 

 

 

 

jarmarkowy balkon

 

 

 

 

A podczas dzisiejszej trasy poza parkiem, dość daleko, natknęliśmy się na płot z różami.. Stwierdzam, że ludzie mają ciekawe pomysły…

I z tym optymistycznym akcentem ruszam do obejrzenia sympatycznego (wbrew tytułowi) filmu „Aleksander – okropny, straszny, niezbyt dobry, bardzo zły dzień”, a wszystkim życzę miłych dni na nowy tydzień 🙂

 

 

 

 

 jak płot do róży

Granica

Spacer po lesie wyszedł nam dość krótki, bo zanim Mały się obudził, najadł i został ubrany w te wszystkie ciepłe warstwy, to moi rodzice byli już w drodze powrotnej. Ale kawałek się z wózkiem przespacerowali i powspominali czas, kiedy tak wędrowali ze mną i z moim bratem. Ten czas tak szybko umyka, że mama dotąd nie może uwierzyć, że już i ja jestem mamą.. Do mnie też to jeszcze nie do końca dociera 😉 Mam momenty kryzysowe, przy nocnym karmieniu, albo kiedy nie mogę swobodnie zrobić czegoś w domu, bo Synek już płacze i chce na ręce, a tych rąk ja właśnie potrzebuję. Nie mówiąc już o wyjściu z domu, które stało się całkowicie podporządkowane jemu i wszystko jest w stresie i na szybko i najlepiej jakbym jednak została. Nawet widok lodowiska, które mijaliśmy w lesie mnie rozbroił, bo oczywiście chciałabym pośmigać na łyżwach – tymczasem gojąca się rana jeszcze wyklucza aktywność sportową, a do tego trzeba by zaraz wracać, bo zimno i karmić trzeba.. 

 

 

 

 

 chciałoby się na lodowisko

 

 

 

 

Ale spokojnie, czasem sobie pomarudzę, jednak kiedy patrzę na śpiącego Maluszka, kiedy trzymam jego małą rączkę w mojej dłoni, albo kiedy uśmiecha się do mnie i gaworzy po swojemu, to serce mi mięknie.. i szepczę mu do ucha, że go Kocham i obiecuję, że przetrwam te trudniejsze momenty, byle tylko rósł zdrowo i był radosnym dzieckiem :*


Swoją drogą, to niesamowite jak szybko rośnie! Waży coraz więcej i wyrasta momentalnie z ubranek. Dopiero skończył dwa miesiące, a wygląda jakby miał pół roku. Podniesiony na ramieniu unosi wysoko głowę i potrafi ją tak długo trzymać, rozglądając się dookoła. Rzęsy mu urosły takie fajne i wodzi tymi swoimi pięknymi oczyskami po pokoju, ciekawy świata, nas i wszystkiego co go otacza. Uśmiecha się już świadomie, przywołuje okrzykami żeby go zabrać z łóżeczka, a po kąpielach zawijany w ręcznik tak się cieszy i gada po swojemu jak najęty 🙂 Jest przecudowny!


 

Coraz więcej jest też tych jego „pierwszych razów” – była już pierwsza kąpiel, pierwsza Wigilia, był pierwszy Sylwester, a ostatnio po raz pierwszy był za granicą 🙂 Na szczęście bardzo blisko i szybko wracaliśmy, bo zakręceni młodzi rodzice nie pomyśleli, że przy kontroli dziecko musi mieć swój dowód! Pojechaliśmy do najbliższej niemieckiej apteki po Lefax i SabSimplex, leki na kolkę, która nadal daje się we znaki (czasowo pomaga kateter – rozmowyzM – dzięki za jego polecenie :)). Espumisan i Bobotic nie dają rady. Ale to, że blisko, dla władz nie byłoby wytłumaczeniem. Jak były dowody papierowe, to wpisywano fakt posiadania dziecka na kolejnej stronie, tymczasem teraz musimy Małemu dowód wyrobić i kropka. Tym bardziej, że zwiedzanie i podróżowanie powinien wyssać z mlekiem matki, bo my już marzymy o wakacjach z Synkiem i wyjazdach gdzie tylko się da 🙂  

 

 

 

 

 

graniczne Loknitz