Kolega pokój swój miał, ale i tak część dzieci koniecznie chciała bawić się przy dorosłych i z ich stołu podjadać co lepsze kąski. Po bajce w kinie („Mumie”), przy której średnio się bawiliśmy, ferajna przeniosła się na domówkę i tu już było tak, jak lubię. Z pogaduchami, przy słodkościach, w fajnym towarzystwie i na luzie. Jak wyszliśmy z domu o 11.30, tak odwrót nastąpił o 21, więc na jakiś czas baterie naładowane;)

Dotarło też do mnie, że za 3-4 lata skończy się małoletnie imprezowanie. Sale zabaw, wyjścia z maluchami, trampoliny i bycie mamą małego dziecka. Młodzież będzie już wolała bez nas i w inny sposób.. Tym bardziej łapię każdą chwilę, bo po prostu uwielbiam uczestniczyć w tej dziecięcej radości, w tych zabawach i ekscytacji prezentami. Chyba sama odzyskuję wtedy radość i podoba mi się to niezmiernie.
W niedzielę nadrobiliśmy trochę plenery, po domowej sobocie – 10 tysięcy kroków zrobione, na dwóch spacerach. Spotkanie z moimi rodzicami, prezenty od wnuczka dla dziadków, gofry na drugie śniadanie od nich, w kawiarni. Dzień spokojniejszy, ale też wypełniony po brzegi. I gdy tak spojrzę na te wszystkie spotkania, zabawy, wyjazdy, wyjścia i rodzinny czas, stwierdzam, że nasz Mały Książę ma naprawdę fajne dzieciństwo..