Zanim kinowe spotkanie, działo się w weekend mocno imprezowo i wyjazdowo. Pierwsze były urodziny koleżanki Małego, świętowane w ogrodzie, na działce. Tam oto zamieszkał syn mojej koleżanki, wraz z żoną i dwoma córkami. Dom całoroczny, a latem idealne miejsce wakacyjne. Gdzie można rozłożyć basen i szaleć od rana, do wieczora na dworze. Wśród własnych warzyw, drzewek i kwiatów. Dzieci były zachwycone i niespodzianka się udała, bo jedna z jubilatek nie wiedziała, że przyjedzie jej ulubiony kolega. Druga za mała, by cokolwiek jeszcze kojarzyć, ale gdy oswoiła się z gośćmi rozbawiła się i ona.
Pani domu nastawiona na zdrowe żywienie sama zrobiła pyszny tort, naszykowała sałatkę brokułową z migdałami, upiekła udka z ziołami, zrobiła lemoniadę ze świeżych owoców i postawiła trochę słodkości. W tym warstwową galaretkę, w słoiczkach, która znikała w ekspresowym tempie.
A w niedzielę od rana małe pakowanie nad jezioro i cały dzień świętowanie imienin mojego Taty. Rozpoczęte na plaży, tym razem w cieniu – bo po drugiej dawce szczepienia. Pfizer był w miarę łaskawy, u mnie zero efektów ubocznych, u Męża wieczorne dreszcze i gorączka, ale na drugi dzień już wszystko ok. Załapaliśmy się na obiad z dwóch dań i desery, przeplatane zabawami z Bratankiem, graniem w piłkę z Małym i partie szachów – w drewnianej odsłonie, które przy okazji syn załapał w prezencie od dziadków. Szachy wiekowe, rzeźbione, pamiętam jak sama uczyłam się na nich zasad. Teraz nie ma zmiłuj, nowy tydzień szachami rozpoczęty i tyle dobrego, że choć raz Mały dał mi wygrać. Dosłownie i łaskawie 🙂 Powrót z podróży to podziwianie letnich krajobrazów i sycenie oczu słonecznymi widokami (zdjęcie zza szyby samochodu, mało ostre, ale klimat z trasy złapany)..