Dopiero co pisałam o ironii losu, a tu taka sytuacja rodem z czytanej obecnie i nagminnie Chmielewskiej – Poumawiałam się na jeden dzień, Dziadki czekają na Wnuka, Beata czeka na transport i pomoc przy wyprowadzce, Mężulek wiezie swoje 19 letnie auto na wymianę klocków hamulcowych. Ogarniam w domu wszystko, żeby wyrobić się na czas, karmię Syna przed wyjściem, ubieram spódniczkę, coby nie wyglądać wiecznie jak chłopak, w spodniach i pędem do auta. Montuję Małego w nosidełku, przypinam pasy, zasiadam za kierownicą, przekręcam kluczyk i….
słychać tylko cichutkie cyk 😉
No cóż.. każdemu może się zdarzyć nie wyłączyć tylnej małej lampki, którą zapalałam i gasiłam by rozbawić malca w sobotniej podróży. Widać owe gaszenie zatrzymało się na zapalaniu. Isn’t it ironic?
Telefon do Męża, rajstopy do zdjęcia, by uchronić przed oczkiem i oczekiwanie, aż akumulator choć trochę się podładuje. Beata bierze taxi, po godzinie montaż akumulatora, jadę do Rodziców, a oni już wyszli sobie na spacer. Nie ma lekko, na szczęście w końcu wylądowaliśmy u nich w domu i mogłam odsapnąć po tej całej akcji..
A że kulinarnie dziś miało być, to z czystym sumieniem rzeknę, iż muffinki ze śliwkami w niedzielę udało się upiec i nadawały się nawet do jedzenia! Ha, przepis Tessy i porady Atojaxxl baardzo się przydały. Wprawdzie ten mój wypiek nie jest najwyższych lotów i nie tak atrakcyjny wizualnie jak obu Bożen, ale grunt, że zjadliwy i urósł choć trochę. Wydaje mi się, że powinien bardziej, ale dobre i tyle 😉
Z nowości spróbowałam jeszcze sałatki z komosą ryżową, poleciła mi to zdrowe cudo Agata, koleżanka zapoznana nad poniższym jeziorem, w wieku jeszcze nastoletnim. Para się ona obecnie zdrową żywnością, nauczaniem tańca w Ameryce i ogólnie pojmowanym zdrowym trybem życia. Szkoda, że w Ameryce, bo w grudniu wychodzi za ten mąż i gdyby to było tu, mogłabym zadać szyku, jak sekretarka Bożeny w koronkach.
Tymczasem komosa ryżowa, zielone oliwki z migdałami, curry i ogórki gruntowe. A na obiad dziś, z okazji Dnia Chłopaka (prezenty przekazane o poranku), pieczone udka kurczaka obsypane papryką, ziołami prowansalskimi z dodatkiem ziemniaczków i mizerii. Jak szaleć, to szaleć. Zjemy, Mąż do pracy, Mały na warsztat przewijaniowo, karmieniowo, ubrniowy i znowu w auto, po Beatę by pomóc w przewozie ostatnich już toreb, a potem do Dziadków. Obym nie miała deja vu sprzed dwóch dni, bo nie tylko będę upieczona ale i ugotowana 😉