Goście wprawdzie nie przybyli (przełożone na weekend), ale na nudę nie narzekam. Ogarnianie w domu nie ma końca, a już wybieranie kolorów farb niejednego potrafi wykończyć i do zawału doprowadzić 😉
Niby nic, szary kolor.. a co się nastałam przy pojemnikach, co się naoglądałam folderów. Co się nakłóciłam z Mężem, aż o mało dziecięcia nie zagubiliśmy w tym wszystkim! W naszym ferworze poszedł sobie w regały i nagle serce w gardle, gdzie jest Mały?? Uczucie potworne, aż mi krew odpłynęła, a na jego widok otoczonego zatroskanymi ludźmi ulga prawie do omdlenia.. Jak widać, przy dziecku farb nie należy wybierać.
Mały ponoć powiedział jak ma na imię, ale nie chciał powiedzieć jak brzmią nasze imiona. Na szczęście był blisko, nie zdążył się rozpłakać i tylko potem musiał się nasłuchać o pilnowaniu rodziców i nieznikaniu z naszych oczu. A i my już z czerwoną lampką w głowie, że w sklepach trzeba być jeszcze bardziej czujnym przy ruchliwym trzylatku. Tak czy siak po farbę pojechałam na drugi dzień, ale za to po wcześniejszym przetestowaniu 5 próbek na ścianie i wspólnej ostatecznej decyzji. Uff..
Dla relaksu i korzystając z wolnego, odwołanego przez chrzestną wieczoru, spotkałam się z Kasią w kawiarni na pogaduchy przy herbacie. Teraz nawet w tygodniu takie miejsca tętnią życiem. Ludzie wychodzą poza domy, delektują się gorącą czekoladą, ciastem, nawet całymi rodzinami z różnych okazji lub bez nich. Jeśli tylko znajdzie się do tego wyjścia chęć. Bo zimą częściej jednak chce się zakopać pod kocem w domu..
Żeby temu zapobiec, umawiamy się wstępnie z Kasią na łyżwy. Co nam z tego wyjdzie to się okaże, ale jak coś lodowisko już czynne i łyżwy czekają. Nasze dziecię natomiast pochłonięte ostatnio ciastolinowym prezentem od wujka. Wraca po przedszkolu i od razu chce lepić, wałkować i tworzyć. Przy naszej pomocy oczywiście, bo tylko wtedy pieczone w pudełkowym piekarniku i smakowane prosto z talerza plasteliny mają najlepszy smak (mniam) 😉