Planetarny przyjeżdża jutro, a w sumie za chwilę już dzisiaj, ale zakładam że nieprędko uda mi się z niego skorzystać;) Wakacje zobowiązują, a czas na nich zasuwa jeszcze szybciej, niż gdy dziecię do szkoły chodziło. Mam bowiem do zagospodarowania czas Małemu, żeby się nie nudził, nie siedział z nosem w tablecie, czy przed telewizorem i robił coś co mu frajdę przyniesie.
Także plażowanie wstępnie zaliczone – i tu właśnie metki mnie się w oczy rzuciły – bo naprawdę najpiękniejszy strój plażowy, czy kąpielówki trochę tracą, gdy wystaje z nich materiałowa (czasem książkowa) płachta mokrego, białego i przyklejonego do pleców lub do nóg materiału. A widok taki nagminny. I ja rozumiem, że ludzkość dzieli się na tych, co metki natychmiast po zakupie odcinają (to ja) i tych, dla których są cenną wiedzą o sposobie prania, rozmiarze i marce ciucha. Ewentualnie takich, którym to zwisa i powiewa, czy metka jest, czy jej nie ma. Jednak gdy jest, fajniej, gdy siedzi w środku;)
Po plażowaniu był dzień z placem zabaw w roli głównej, a że dziś pogoda deszczem słońce przegoniła to dwie mamy się ugadały, że zorganizują zabawy domowe. Najpierw u nas, z racji pakowania się w tej drugiej rodzinie, a co za tym idzie bałaganu przedwyjazdowego, który każdy wie jak wygląda i ile przestrzeni zajmuje. Dzieciom ta przestrzeń niezbędna, także było szaleństwo dywanowe, korytarzowe i strzelanki w sypialni. Trzech chłopaków potrafi się rozkręcić z pomysłami. Na kolejne zabawy umówiłyśmy się w połowie lipca, gdy już znajomi z wojaży powrócą.
Tymczasem i my plany urlopowe poczynić chcemy, bo nam wszystkie noclegi z fajnych miejsc znikną. Tak to po pandemii większość w rozjazdy ruszyła. I w sumie dobrze, dość zamknięć w murach i jeśli jest możliwość, z wakacji korzystać trzeba. Materac tylko na to czeka:)
