Ależ było błogo w ten wyjazdowy weekend.. Sennie, sielsko, spacerowo. Strzelający ogień w piecu, śmiech w kinie, zabawy z kotem i nowa koszula w kartę, na wiosnę. Na nią jednak jeszcze trochę poczekamy, bo w niedzielę u Zosi sypnęło śniegiem.

Niby niewiele, ale jednak zimowe opony bardziej się przydadzą. Już zamówione i czekamy na dostawę, by wreszcie uwolnić moje autko z dojazdówki.
Mały szczęśliwy, wyspany, uczy się samodzielnego mycia pod prysznicem (u nas jest wanna) i może jednak część ferii spędzi u babci. Zobaczymy, bo choć radzi sobie z dbaniem o siebie (dziś nawet sam przygotował kolację), to jednak emocjonalnie nie do końca jest gotowy na pierwszy wyjazd bez rodziców. I chce i boi się.. Jak każdy, przed nieznanym..