Cichosza

Ależ było błogo w ten wyjazdowy weekend.. Sennie, sielsko, spacerowo. Strzelający ogień w piecu, śmiech w kinie, zabawy z kotem i nowa koszula w kartę, na wiosnę. Na nią jednak jeszcze trochę poczekamy, bo w niedzielę u Zosi sypnęło śniegiem.

Niby niewiele, ale jednak zimowe opony bardziej się przydadzą. Już zamówione i czekamy na dostawę, by wreszcie uwolnić moje autko z dojazdówki.

Mały szczęśliwy, wyspany, uczy się samodzielnego mycia pod prysznicem (u nas jest wanna) i może jednak część ferii spędzi u babci. Zobaczymy, bo choć radzi sobie z dbaniem o siebie (dziś nawet sam przygotował kolację), to jednak emocjonalnie nie do końca jest gotowy na pierwszy wyjazd bez rodziców. I chce i boi się.. Jak każdy, przed nieznanym..

Reklama

Spokojnie niespokojnie

Z ostatnich nowości – przecięłam oponę zahaczając o wystający, ostry, krawężnik. Chwała temu, kto wymyślił mobilną wulkanizację, bo choć Mąż mógł mnie poratować, to jednak nie od razu i na dokładkę po dziecko musiał jechać do szkoły. Przyjechał więc pan z lewarkiem pneumatycznym i w 10 minut temat był załatwiony. Czeka mnie teraz zakup i wymiana opon i tylko nie wiadomo czy na zimowe jeszcze jest sens, czy może od razu w letnie wskoczyć;) Za oknem chłodek, ale gdy słońce zaświeci to już wiosenne klimaty czuję..

Mimo wszystko trwa jeszcze karnawał, rodzice śmigają na imprezę, Mały po balu w pirackim stroju, a i tworzenie karnawałowej maski zaliczone (jak co roku, od pięciu lat)..

My jednak bardziej pracowicie, domowo i szkolnie obecnie żyjemy. U syna kończymy pierwszy semestr, ocena opisowa wystawiona i w sumie już pięć szóstek i jedna piątka na drugi semestr wpadły do dziennika. MK tak nas przyzwyczaił do ładnych ocen, że jak dostanie kiedyś 4 będzie płacz i zgrzytanie zębami;) Ale na razie weekend przed nami, relaks, odstresowanie po pracy, może jakieś kino i snu jak najwięcej. Miłego więc..

Dziecięca domówka

Kolega pokój swój miał, ale i tak część dzieci koniecznie chciała bawić się przy dorosłych i z ich stołu podjadać co lepsze kąski. Po bajce w kinie („Mumie”), przy której średnio się bawiliśmy, ferajna przeniosła się na domówkę i tu już było tak, jak lubię. Z pogaduchami, przy słodkościach, w fajnym towarzystwie i na luzie. Jak wyszliśmy z domu o 11.30, tak odwrót nastąpił o 21, więc na jakiś czas baterie naładowane;)

Dotarło też do mnie, że za 3-4 lata skończy się małoletnie imprezowanie. Sale zabaw, wyjścia z maluchami, trampoliny i bycie mamą małego dziecka. Młodzież będzie już wolała bez nas i w inny sposób.. Tym bardziej łapię każdą chwilę, bo po prostu uwielbiam uczestniczyć w tej dziecięcej radości, w tych zabawach i ekscytacji prezentami. Chyba sama odzyskuję wtedy radość i podoba mi się to niezmiernie.

W niedzielę nadrobiliśmy trochę plenery, po domowej sobocie – 10 tysięcy kroków zrobione, na dwóch spacerach. Spotkanie z moimi rodzicami, prezenty od wnuczka dla dziadków, gofry na drugie śniadanie od nich, w kawiarni. Dzień spokojniejszy, ale też wypełniony po brzegi. I gdy tak spojrzę na te wszystkie spotkania, zabawy, wyjazdy, wyjścia i rodzinny czas, stwierdzam, że nasz Mały Książę ma naprawdę fajne dzieciństwo..

Proszę wejść

Po łyżwach były jeszcze odwiedziny u moich rodziców i umawianie się na niedzielne świętowanie Dnia Babci i Dziadka. Mały przygotował dla nich laurki i zdobione słoiki z cukierkami z dawnych lat (w trzech sklepach na nie polowaliśmy). Niestety wyjście na gofry będzie bez drugiego wnuczka, bo się biedny rozchorował.. Pamiętam ile spotkań i my musieliśmy odwołać, jak nam dziecię co i rusz chorowało. Dziś na szkoleniu o radzeniu sobie ze stresem dowiedziałam się, że dzieci idące do przedszkola chorują nie tylko przez wirusy. Dokłada się do tego ogromny stres, gdyż adaptacja do przedszkola trwa ponoć cały rok. Dopiero po tym czasie dziecię czuje się spokojniejsze, nabiera zaufania do pań i w sumie za tym spokojem idzie też lepsza odporność..

U syna z odpornością już lepiej, dlatego jest szansa, że i na urodziny do kolegi Małego dotrzemy. Wczoraj inny przyszedł do nas w odwiedziny i dziecię nam się zestresowało faktem, że może być wyśmianie z braku posiadania własnego pokoju, Trochę się natłumaczyłam, że pokój przecież jest jego, tylko nasze łóżko jeszcze w nim stoi. Na razie więc wstęp do sypialni mamy dostępny, bo MK zaprasza nas do „swojego pokoju” serdecznie.. Ale, że absolutnie nie chce zostać w nim na noc sam, to korzystamy i jakoś nie spieszy mi się do czasu, gdy pojawi się „nie” w zdaniu ze zdjęcia. A może się nie pojawi? Ja rodzicom nie śmiałam zabronić wejścia do mojego pokoju, w ich własnym domu, choć jednak lubiłam czuć,że to moja przestrzeń i mam w niej swobodę..

Do you like ice skating?

Coś ostatnio u Małego w szkole deficyt lekcji i nauczycieli angielskiego. Pojawiła się trzecia pani i jak wszystkie poprzednie, po kilku zajęciach zniknęła. Dzieci tracą cenny czas na naukę, a my wychwalamy pod niebiosa decyzję o zapisaniu syna na prywatny kurs. Szkoda, że tylko raz w tygodniu, ale lepsze to, niż nic..

A żeby nie tylko szkoła i nauka, to dziś był bal karnawałowy i przebranie za pirata, a potem porwałam dziecię na łyżwy. W tygodniu, bo taniej i mniej ludzi. I przed feriami, z tych samych względów. Jestem dumna z Małego, że znów tak dzielnie jeździł, że próbował sam i nie poddawał się, gdy było blisko do upadku. Ambitnie, odważnie i z uśmiechem na twarzy:)

Aż serce rośnie, gdy widzę, jak wielu rzeczy już się nauczył od dnia narodzin. Jak bardzo się zmienił, jak staje się coraz starszy i zaskakuje swoją młodą mądrością..

Zew

Jako, że wiosennie za oknem, obudził się we mnie zew do porządków. Podszyty trochę nerwem, pojawiającym się, gdy zbyt dużo bałaganu w otaczającej mnie przestrzeni. Lubię porządek, świeżość i poukładanie. Potrzebuję ich dla spokojności umysłu i ciała..

Poruszyłam więc niebo (lampy, szafy, rurki od gazu i inne górne ustrojstwa) oraz ziemię. Tu z pomocą Męża, który odkurzył porządnie wszystkie zakamarki, bym mopem parowym mogła z premedytacją wykończyć podłogowe bakterie. Po wszystkim wietrzenie i dopiero odetchnęłam, ruszając na spacer z chłopakami. Nie wiem skąd miałam moce (modliłam się, by kręgosłup ów zew wytrzymał), ale chyba porządki dodały mi skrzydeł, bo i humor się poprawił i spokój wewnętrzny powrócił.

Deszczowe sobotnie popołudnie wykorzystaliśmy na wypad po buty dla Małego (na kozaki za ciepło, na adidasy za mokro) i przy okazji upolowanie letnich koszulek dla mnie – przydadzą się bardzo, nie tylko do pracy. Niedziela za to na spacerze z rodzicami i brata rodziną, a po obiedzie bajeczne klimaty z „Dziką ekipą” i „Morską bestią”. Wykorzystując chwilowego Netflixa na stanie łapiemy też filmy dla dorosłych, ale te jednak oglądane na raty i nie tak swobodnie, jakby się chciało. Za nami już ” Wielka Woda”, ‚Troll”, „Gry rodzinne”. Mężu przepadł dla „Stranger Things” i „Wednesday”, ja dopisałam do listy ” Króla” z Chalamet’em, „Nie patrz w górę” z DiCaprio i kilka innych tytułów. Teraz tylko czas na oglądanie poproszę i z perspektywą wieczornego relaksu można ruszać w nowy tydzień.

Wśród raf koralowych

Dopiero co tamten weekend wspominałam, a tu już nowy za pasem. Kiedy i jak to się dzieje? Gdzie te dni znikają? Budzę się w poniedziałek i zaraz już piątek. A jeszcze przeżyciami z Oceanarium żyję, zdjęcia oglądam i podziwiam ten kolorowy podwodny świat..

Pełen stworów różnistych, ryb przypominających foki lub węże, kolczatek, krabów i koników morskich..

Świat jak zaczarowany, pokazujący niesamowite stworzenia, których nie oglądamy na co dzień, a które zaciekawiają i wzbudzają zachwyt – pod warunkiem, że nie stykam się z nimi oko w oko, pod wodą. Wystarczy zza szyby:)

Tymczasem powrót z morza na twardy grunt, praca, tempo po niej. Mały zajęty równie mocno jak my. Z zajęciami w świetlicy, pracami domowymi, kolejnym konkursem (na maskę karnawałową), trenowaniem tabliczki mnożenia i czytaniem nowej lektury. Dlatego też należy się chwila oddechu, u mnie na dzisiejsze, przyjemne wyjście z koleżanką do kawiarni. U niego na jutrzejsze spotkanie z kumplami i u Męża na oglądanie Stranger. W sobotę może wreszcie większe porządki, a niedziela na zbieranie sił do kolejnego tygodnia w biegu:) Miłego weekendu!

Pierwsza podróż

Dłuższe weekendy są idealne na regenerację. W piątek odsypianie porannych pobudek, leniuchowanie z książką, śniadanie w piżamie i kąpiel na rozbudzenie, jakoś w południe. Potem wspólny, wzruszający film „Za duży na bajki”, ze świetną rolą p. Kolak, spacer ku dotlenieniu i wizyta u koleżanki, z zaległymi prezentami świątecznymi w tle.

A w kolejny dzień, nieplanowana podróż nad, wytęsknione od lata, morze! Wpasowana w okienko pomiędzy deszczami i w cieplejszą temperaturę niż u nas(+7). Było rewelacyjnie, od samego rana..

z zabawą na plaży, spacerem po molo, obiadem w naszej ulubionej restauracji, długą wędrówką na Kawczą Górę (cała sobota 15tyś kroków), fantastycznymi widokami w Oceanarium (o tym w następnym odcinku), placem zabaw i aż po sam magiczny wieczór..

Życiowe puzzle

Po wspaniałym Sylwestrze pora było wrócić na ziemię i z podróży do domu też. A tu początek roku pracowity, z pobudkami, praniem i ogarnianiem poświątecznego bałaganu. Z ozdób zostawiamy tylko choinkę i światełka, resztę pora schować, bo jakoś za oknem mało zimowo i klimatu na bałwanki i Mikołaje już nie czuję. Światła jak najbardziej się przydadzą, niech ocieplają wnętrze i dodają blasku szarym i deszczowym ostatnio dniom..

Nowy Rok rozpoczął się z przytupem, po tygodniu już jednak czuć zmęczenie. Dlatego fajnie, że weekend dłuższy i będzie można się wyspać. Zaczynamy składać te nasze życiowe puzzle, z 365 kawałków, w których mogą się trafić fajne, ale też i trudne do ułożenia klocki. Mam nadzieję, że tych lepszych będzie więcej i na koniec tego roku złożą się w ciekawy obraz wspomnień.

A w temacie puzzli udało nam się poskładać rodzinnie 500 szt. i wciągnęło nas to układanie bardzo. Tak, jak życie:)

O północy

Nie sądziłam, że pozytywne nastawienie, afirmacje i głowa pełna dobrych myśli mogą przywołać aż tyle cudów. Teraz w to całkowicie wierzę. Pierwszym była niespodziewana i dobra praca, drugim niesamowity Sylwester. Nie planowaliśmy niczego, a bal wyszedł jak z bajki:) Wytańczyłam się za wszystkie czasy, nie wiem skąd miałam moce, ale w ogóle nie byłam zmęczona, ani śpiąca. Muzyka wpasowana w nasze gusta, jedzenie pyszne i tak duży wybór, że nie wiadomo było za co się brać. Było lepiej niż na niejednym weselu! Tak fantastyczny czas, że i Kopciuszek nie dałby rady uciekać o północy. A, że w pięknej sukni czułam się jak księżniczka, tym energii było więcej. Udzieliła się ona też memu księciu, którego w garniturze znowu mogłam podziwiać. Zdjęcie z sylwestrowej ścianki na pewno zostanie wywołane i będzie przypominało, jakie życie czasem bywa magiczne..