Ciężkie chwile za nami, nie da się opisać łez i cierpienia najbliższych, którzy muszą się uporać ze stratą. Zosi było tym bardziej ciężko, że jednak bez ślubu, dla rodziny zmarłego i dla prawa jest się tylko „obcą”. I to nic, że mieszkało się razem 22 lata, żyło, troszczyło, tworzyło dom i rodzinę. Bez ślubu nie ma informacji o stanie zdrowia, nie otrzyma się aktu zgonu i nie ma się nic do gadania w sprawie miejsca pochówku. Czyli w listopadzie to Zosia będzie dojeżdżać godzinę drogi, by zapalić znicz. Rodzina Tomka zadecydowała, to oni zajęli się organizacją pogrzebu i w większości spraw podejmowali decyzje. Z jednej strony dobrze, bo zdjęli ciężar załatwiania, ale z drugiej na pewno było jej jeszcze bardziej przykro..
Na pogrzeb przybyło sporo osób, których rodzina mego Męża się nie spodziewała. Delegacja z miejsca pracy Zosi, sąsiedzi i koleżanka z byłej firmy. Wzruszenie przez cały dzień było i bez tego trudne do opanowania.. Mi pozostawało wspierać słowem, przytuleniem i pilnować Małego, który nieświadomy rozgrywającego się dramatu podskakiwał i konwersował w najlepsze. Chociaż na mszy akurat był bardzo grzeczny. Stał cicho i słuchał się nas bez problemu.
Potem kawa u Zosi w domu, dla części rodziny. I patrzyłam jak powoli schodzi napięcie. Mężu też się wyciszył, opadliśmy z sił. Wieczorem, przy zgaszonym świetle, przyszła chwila spokojnego snu. Drzemaliśmy we trójkę, Mały w tym czasie oglądał przyciszoną bajkę i aż szok, że przestał na ten czas mówić. Mówienie jest obecnie nieodłącznym elementem jego osobowości. Od momentu gdy się budzi, nie przestaje trajkotać, pytać i debatować. Tymczasem w tamtym momencie – cisza..
Potrzebna bardzo, dla odpoczynku po ciężkich przeżyciach, na wyciszenie i dla regeneracji, po nieprzespanej nocy. Można powiedzieć, że najgorsze za nimi. Choć to dopiero początek żałoby. My, po dzisiejszym pożegnaniu pełnym łez, wróciliśmy do domu. Do naszej codzienności, miasta tętniącego życiem, do przedszkola, pracy, drugich dziadków i znajomych.
A Zosia teraz musi nauczyć się żyć bez powrotów Tomka. W zupełnie innej rzeczywistości, gdzie ze wszystkim trzeba sobie radzić samemu. Nam na odległość trudniej pomagać, choć będziemy starali się być u niej, kiedy to tylko możliwe. Ale dobrze, że jesteśmy i że jest rodzina, która teraz będzie bliżej, częściej i na pewno nie pozwoli spędzać jej samotnych weekendów. Zosia nie chce się przeprowadzić do naszego miasta. Mówi, że tam jest jej dom, tam ma pracę, znajomych i swój ogród. Rozmawiałam z nią, o tym, że gdyby zrobiło się ciężko, gdy zdrowie zaczęłoby szwankować. Gdyby nie miała sił radzić sobie z paleniem w piecu, z codziennością życia w pojedynkę. To my tu jesteśmy, są tu jej siostry i brat. Mieszkanie zawsze można zmienić, choć niby „starych drzew się nie przesadza”. Ale gdy pozostałe drzewa są w innym miejscu, to raźniej i łatwiej żyje się jednak bliżej nich..