Letnie

Ależ by się chciało mieć od teraz 3 miesiące wolnego 🙂 Letnie klimaty czas start.

Na początek festyn z okazji Dnia Dziecka nad naszym rodzinnym jeziorem. Cały dzień zabaw, atrakcji i śmiechu. Było przeciąganie liny ze strażakami, celowanie wodą z węża, strzelanie do balonów, plażowanie, były mecze piłkarskie, słodkości z piniaty i na deser lody. I skakanie na dmuchanym zamku bez limitów czasowych. Raj dla dzieci 🙂

Dziś plaża, gofry bąbelkowe i relaks w pełni.. Jak tu jutro wstać do pracy?

Reklama

Do pionu

Niedziela uratowana, choć pierwszy raz przyjechało ze mną krzesło.. …na plażę.

Bałam się, że z koca nie dam rady wstać, ale nie było tak źle. Pomocna dłoń jest w takich momentach nieoceniona. A było tych dłoni obok mnie kilka, bo zabraliśmy się nad morze całą rodzinką. Na dwa auta i trzy krzesła. Mama w trakcie rehabilitacji, ja też, tata już z permanentnym bólem pleców..

Tak czy inaczej dzień fajny, upalny w miasteczku, wietrzno-parawanowy w plenerach. Do tego dobry obiad już na Dzień Mamy, plac zabaw dla chłopaków i lody na deser. Jedyny minus we wspólnych wyjazdach, to próba godzenia potrzeb i chęci całej ekipy. Kompromisy bywają trudne do osiągnięcia, zawsze ktoś będzie się nudził, czy czekał aż inni zrealizują swoje plany. I choć podołaliśmy, to na kolejną wyprawę ruszymy jednak sami;)

Imieninowa niespodzianka

Z racji imienin Zosi, Małego i zbliżających się urodzin Męża, wybraliśmy się na świętowanie w jego rodzinne strony.. Były prezenty już od wejścia, desery, lody i zaplanowana przez Męża niespodzianka.. Zapakował nas do auta i wywiózł w świat.. do Dzikiej Zagrody. Polecać można ją głównie dzieciom, ponieważ na stanie tylko 8 żubrów (bezalkoholowych) i dwa lub trzy rysie. Bez szału ale z przyjemnością obserwowania z bliska żubrowego stwora, o łagodnych oczach, ostrych rogach i silnych żuchwach (o dziwo z zębami tylko na dole szczęki).

Niewątpliwą atrakcją była możliwość karmienia żubra marchewkami i polowanie na zdjęcie ryśka, ale po tak małej dawce zachciało się do prawdziwego i dużego ZOO. Trwają debaty, które odwiedzimy ponownie..

Miłosny eliksir

W muzeum Ducha gór Mały Książę miał jeszcze możliwość wybrać sobie i stworzyć eliksir – niestety tylko na ekranie, ale dobre i to. Wybór padł na eliksir miłosny, co mam nadzieję, zapowiada mu przyszłe szczęście na gruncie uczuciowym:)

Na gruncie codziennym na razie jednak łapanie dobrych ocen, przed końcem roku, który już za miesiąc z małym hakiem.. Zleciała druga klasa w mig, a czas jeszcze bardziej przyspieszył odkąd zaczęłam pracę. Dlatego w weekend przystopować należy, docenić wolne i z racji pięknej pogody złapać trochę oddechu (od strasznych wieści ze świata też) poza domem i wśród pięknych okoliczności przyrody. Spokojnej niedzieli..

Klocki i duch

Coś atrakcyjnego dla dziecka znaleźliśmy, choć w temacie klocków Lego jak najbardziej i dla nas też. Lubimy budować, kibicujemy uczestnikom Lego Masters i na wystawy klocków też chętnie z dziecięciem zaglądamy..

A po wystawie zajrzałam jeszcze z synem do muzeum Ducha Gór, tu większa atrakcja dla małych – choć i trochę strachu, bo niektóre opowieści i makiety intensywnie straszące były.. Za to wygrywały gry i układanki multimedialne, jak choćby tworzenie wizerunku ducha gór..

Dla mnie jednak najfajniej było w samych górach, podróż udana, to teraz odliczamy do kolejnych wolnych dni..

Magnesowy klops

Skoro Książ to wiadomo, centrum Wałbrzycha blisko. Choć tu już nie tak książęco i kwiatowo, to jednak na rynku przyjemnie wśród kropel wody z fontanny i przy pysznym obiedzie w polecanych Polskich Smakach. Z racji święta majowego na mieście pusto, większość przybytków pozamykana, a że na dokładkę zmęczenie w nogach po zwiedzaniu, to zwijamy się szybko w nasze górskie rejony, podziwiając po drodze masyw Śnieżki..

Jedyny klops, że nie zdążyłam zaopatrzyć naszej lodówki w magnes z podróży.. Czyżby znak, że jeszcze kiedyś na Zamek Książ wrócimy? Nawet jeśli, to nie tak prędko. Na liście miejsc do odwiedzenia, już kolejny zamek wyrasta, a że jeszcze dwa dni w podróży zostały, coś atrakcyjnego i dla Małego trzeba było znaleźć ale o tym.. wiadomo, w następnym odcinku;)

Książęco

Na Zamek Książ ledwo udało nam się dostać. W świąteczne dni na ten sam pomysł wpadły setki osób, kolejki były ogromne i ciężko z biletami. Jednak nie poddałam się i skoro już kilometry zrobione, parking trafiony, warto było o wejście zawalczyć. Tym bardziej, że zwiedzać zamki i poznawać ich historie bardzo lubię..

Na dokładkę trwał festiwal kwiatów i sztuki, więc ukwiecone zewnętrza i sale zamkowe koniecznie zobaczyć chciałam:)

Mały wraz ze mną wciągnął się w zwiedzanie, wyglądał przez okna, pokazywał nowe komnaty i o wszystko pytał. Mnie ciekawiło życie Księżnej Daisy, jej pasje, podróże, koronki, stroje i zdjęcia ze słynnymi perłami..

Mężu jednak był średnio zachwycony (w Malborku i na Wawelu bardziej mu się podobało) i szybko na tereny zewnętrzne wybył. A tam jeszcze piękniej, w ogrodzie, z fontanną, ozdobami i wśród ogrodowych kwiatów..

Dla mnie było magicznie, momentami baśniowo i apetyt na kolejne wyprawy rośnie..

Majówkowy odlot

Odsypianie zrealizowane, choć dopiero od drugiej nocy. Pierwszej bowiem, w nowym miejscu, zasnąć nie mogłam. Tak już mam na wyjazdach, za to potem odpływam w mig, zwłaszcza, gdy większą część dnia spędzę na świeżym powietrzu i kilometrów narobię. A w górskich klimatach jednego i drugiego nie zabrakło.

Wyjazd fantastyczny! Postraszono deszczem i zimnicą, a było słonecznie i na tyle ciepło, że czasami wystarczyło w bluzie śmigać. Wdrapywaliśmy się więc dwa razy na Karpatkę i zaliczyliśmy spacer do Kruczych Skał. Wędrówkę na Śnieżkę i do Świątyni Wang odhaczyliśmy w czerwcu tamtego roku, w tym więc zaplanowany został dodatkowy wyjazd do Wałbrzycha i do Zamku Książ. Ale o tym w następnym odcinku, gdyż padam już po podróży, a jutro do pracy wstać trzeba..

Plus i minus

Weekend przyniósł i uśmiech i stres. A zaczęło się tak pięknie.. Sobota jak z bajki, w cieple, ze słońcem i nad naszym pięknym morzem. Wytęsknionym, może z rana trochę wietrznym, ale za to niezmiennie zachwycającym..

Dzień cudowny, na plaży, ze spacerem, obiadem w ulubionej knajpce, polowaniem na pokemonowe drobiazgi dla MK i wieczornym powrotem do domu. Niedzielne odsypianie, książka, planszówka, porządki w szufladach.. I wyjście na rodzinny spacer, na który Mama owszem, dotarła.. ale jak się okazało już ze złamaną ręką – prawą. Jedno potknięcie z pośpiechu i po sprawności, po majówce i oby tylko dobrze się wszystko zrosło..

Poświątecznie

Święta u Zosi to cud, miód i bąbelki, ale o tym nie raz i nie dwa już pisałam:) Relaks był, spacery po lesie, dobry film na wieczór („Nietykalni”) i oczywiście biesiadowanie i smakołyki w ilościach hurtowych..

Mały nadal z zachwytem tworzył gniazdko, na skarby od zająca i z uśmiechem leciał rano sprawdzić, czy coś mu w prezencie skapnęło.

Dziś od rana lata zadowolony z psikawką, z balonami na wodę i hojnie świętuje śmingusa oblewając wszystko i wszystkich. A my szykujemy się do świętowania urodzin Bratanka, który to kończy już 4 lata. Fajny, rodzinny czas.. nie miałabym nic przeciwko, gdyby potrwał jeszcze kilka dni..