Dwa pączki w czwartek szczęściu dopomogły i już nie siedzimy jako te styrgnięte na lodzie gołębie.

Ciepło w kaloryfery wróciło, a i z kranu nareszcie wrzątkiem źródło bije. Auto śmiga, jakby w ogóle nie chciało mnie przymrożonym zaciskiem hamulcowym wykończyć. A i ogólnie nastrój lepszy i słońce po śnieżnej burzy wyjrzało. Jak to w życiu, raz w dołku, raz na emocjonalnych wyżynach.
Z racji Walentynek, ale i bez okazji próbowałam nawet ciasto upiec – miał być sernik, wyszedł serowy naleśnik 😉 Choć czymże są kulinarne niepowodzenia (spowodowane felernym piekarnikiem), gdy wokoło bliscy wracają do zdrowia, znajomi zaprosili na dziecięce urodziny, a ukochany Mąż odciążył żonę w sprzątaniu, zamawiając cudo odkurzacz, samojeżdżący i samoodkurzający, z opcją mopowania. Skarb! I Mąż i odkurzacz. Spacer z Rodzicami też zaliczony, a święto romantyczne miło spędzone. Ze śniadaniem zrobionym przez Męża, z drobnym upominkiem i kartką walentynkową. Do tego szaleństwo na sankach, więc i Mały szczęśliwy, czegóż chcieć więcej. Może jedynie tego, żeby tak dobrze zostało na dłużej..
