A skoro nie można sobie pozwolić na egzotyczne wojaże, to namiastką staje się wizyta w pobliskim Rio! Mężu zrobił mi jeszcze jedną (oprócz prezentu) imieninową niespodziankę. Kazał ubrać się lekko, mimo mrozu za oknem, zapakował rodzinę do auta i wywiózł w nieznane. Nieznane okazało się opierzone, kolorowe i skrzeczące 🙂 Nowo otwarta papugarnia przyciągnęła w weekend ptasich odkrywców i nas. Wielkie ary, nimfy, amazonki i żako, latały nam nad głowami i na głowach siadały. Na ramionach też i na plecach. I wcale nie było jak w ptakach Hitchcock’a 😉 Było kolorowo, wesoło i z emocjami. Mały na początku oszołomiony potem już z ciekawością oglądał te latające ptactwo. Około 40 papug! Można było i karmić i głaskać i zdjęcia robić. Największe wrażenie robiły oczywiście ary.. przepiękne z nich papugi..
Później podjechaliśmy zatankować auto i wrzucić zebrane nakrętki do pudełka w markecie. Trudno było tylko przewidzieć, że black friday zahaczy o cały weekend, choć z racji nazwy mogli się już opamiętać z tymi pseudo-obniżkami do jednego dnia. Nie dało się więc uniknąć wyprzedażowego szaleństwa. Dobrze, że obiad ugotowałam w domu, bo i miejsca przy stolikach brakowało, choć tam akurat nie dało się zauważyć minusowych procentów. Uciekliśmy więc do rodziców na pogaduszki – Tata ma się już trochę lepiej, wraca do sił i humoru, niedługo też wiozę go na pierwszą kontrolę po zabiegu. Przy okazji spotkaliśmy się u nich z Bratem, który obdarował chrześniaka piankowymi klockami. Dziś od rana owe klocki zasłoniły dywan i stwierdziłam, że jeszcze trochę, a będziemy musieli poruszać się po kanapie, bo miejsca na postawienie nogi braknie 😉
Dlatego poranne spacery z Moniką są zdecydowanie wskazane, przebywanie poza domem bowiem zdecydowanie przywraca równowagę. Na rytmikę też jeszcze śmigamy, choć tu akurat zauważam jakiś bunt ze strony malucha. Zamiast ćwiczyć zaczął ostatnio kłaść się na środku dywanu i machać sobie nóżką w takt muzyki. Podrywa go tylko otwieranie magicznego kuferka z instrumentami i wtedy ewentualnie, łaskawie pobiega wraz z innymi grzechocząc z uśmiechem na twarzy. Zaczynamy się zastanawiać, czy nie przepisać go na inną godzinę, bo ta jest zbyt blisko drzemki i stąd może owo dywanowe pokładanie się. Chyba, że winna jest zimowa pora, choć na mnie akurat działa odwrotnie. Czuję przypływ świątecznej energii i najchętniej już bym choinkę ubierała.