Zalatany

Cóż to był wczoraj za dzień pełen tempa i załatwiania spraw różnych.. w Biedronce miały się pojawić setki książek po 4,99 i owszem pojawiły się, ale max 30 sztuk i beznadziejne tytuły, wśród których w oko wpadła mi tylko jedna historyczna. Za to w Lidlu trwało oblężenie! Otwarcie po remoncie było okazją do zrobienia dużych obniżek na owoce, warzywa i wiele innych towarów. Poszalałam i kupiłam nawet świeżego ananasa, nie mówiąc o awokado, gruszkach, jabłkach, kiwi, rzodkiewkach i ogórkach gruntowych które mogę jeść kilogramami 🙂 A ponieważ nie mogę dźwigać zakupy musiały poczekać na powrót Marcina z pracy..

 

 

Poleciałam do szpitala po odbiór wyników USG i krwi, na szczęście są pozytywne i dobrze wróżące na przyszłe miesiące..najeździłam się za wolnym miejscem parkingowym, a potem przebijałam dość długo przez miasto by zdążyć na przymiarkę sukni. Jest już wycięta, przypasowana do mnie, została do naszycia organza i góra do przybrania koronką. Za tydzień to moje cudo powinno być już gotowe.. oby! 😉

 

 

 

Kolejnym punktem programu było szybkie gotowanie żurku i przejazd do serwisu gdzie wzięli się za klimatyzację, którą trzeba było napełnić, sprawdzić, wymienić filtr i zrobić odgrzybianie całego układu. Pochłonęło to i trochę czasu i kasy ale warto było, bo jazda w upale to kosmos, o czym ostatnio przekonaliśmy się w weekend. Teraz można już schłodzić wnętrze, tylko jeszcze nie ma potrzeby, bo akurat temperatura 20 stopni jest idealna..

 

 

 

Kulminacją dnia było spotkanie u rodziców z okazji Dnia Mamy i Dnia Dziecka, bo mimo że ja i brat to już wiekowo się nie plasujemy, to dla rodziców zawsze dziećmi będziemy 🙂 Były więc lody z bitą śmietaną, truskawki, czereśnie i wychodzić mi się nie chciało z tych pogaduch. Do domu dotarłam późnym wieczorem i padłam po tym całym zalatanym dniu. Piątek postanowiłam cały poświęcić na leniuchowanie, co niniejszym czynię! Długie spanie, relaks, książka, blog, porządki w fotkach, obiad i być może spacer do biblioteki.. albo i nie… jak mi się zachce.. Czasu mam do wieczora, kiedy to wróci moje kochane „Only You” i zaczniemy wyczekiwany już weekend 🙂 Miłego!

 

 

 

 

 

 


Reklama

Abrakadabra

Życie księżnej tylko w bajkach wydaje się takie wspaniałe.. tak naprawdę wymaga wielu wyrzeczeń, poświęcenia samej siebie dla wizerunku, dla pozycji i wymagań ludu, który ani na chwilę nie spuszcza z oka poczynań rodziny królewskiej. Kobiece kino tym razem zaserwowało nam dużą dawkę takich uroków, a film „Grace księżna Monako” wszystkim przypadł do gustu, zarówno mamom jak i córkom, które zaprosiły je z okazji Dnia Mamy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Moja Mama nie dała się namówić, gdyż nie przepada za kinem, za to przed seansem pojechałam do niej z kwiatami, pralinkami i najlepszym tuszem Max Factora do rzęs 🙂 Ucieszyła się, bo dopiero na czwartek planowaliśmy uczczenie tego święta deserem lodowym, ze względu na brata który poniedziałki ma zajęte..

 

 

 

Dzisiaj natomiast miałam drugie próbne podejście do kolejnej fryzjerki i o dziwo z moich włosów udało jej się wyczarować całkiem zgrabną fryzurkę 🙂 Wyszłam oczarowana i z zaklepanym terminem na ślubne uczesanie. Podoba się i Narzeczonemu i rodzicom i koleżance, z którą później wybrałam się na szoping w celu upolowania jakiejś letniej sukienki rosnącej wraz ze mną (turecka poczeka na schudnięcie). Tym razem za 10 zł mam bawełnianą i jak się okazało indyjską kieckę, idealną na ciepłe klimaty..

 

 

 

 

 

 

indyjska

 

 

 

 

 

 

Tylko coś to ciepło trochę nam umknęło i dzisiaj trzeba znów było wbić się w długi rękaw i trampki zamiast sandałów. Oby pogoda na czerwiec się polepszyła…..    rozpoczynam już tańce szamańskie…..  i zaczynam czarować ………..czarymaryabrakadabra.

Przybędło

Od tygodnia nie miałam czasu, żeby powklejać zdjęcia z festiwalu..dopiero dziś postanowiłam zasiąść, nigdzie nie wychodzić aż do obiadu, popłacić rachunki i uzupełnić wpisy tutaj i na lubimyczytać. Na szczęście na książki zawsze znajdę choć pół godzinki przed snem 😉 Ponoć grunt to dobra organizacja, a ja ostatnio jest zbyt dużo-zadaniowa.. Każdego dnia chciałabym być w kilku miejscach naraz, przeżyć co tylko można i pochłonąć czas wypełniony po brzegi. 

 

 

 

Były zakupy z Beatą i jej synem w Auchan połączone z tankowaniem auta już na kolejne wyjazdy. Była wizyta u rodziców, pogaduszki, podjadanie świeżych i słodkich truskawek. Gotowanie obiadów, robienie prania i drzemki w chwilach przerwy. Były też pomiary do sukni, która jeszcze nie zszyta czeka na moje powiększanie się 😉 A przybędło mi trochę oj przybędło.. ze 2 cm w biodrach i ze 4 w talii (choć coraz mniej to talią można nazwać). No ale nie ma co się dziwić, Maleństwo rośnie z dnia na dzień 🙂 Z tegoż powodu dopiero za tydzień będzie pierwsza przymiarka połączona już z butami i bolerkiem.

 

 

Na pocieszenie po tych centymetrach wybrałyśmy się z mamą i Kaśką nad jezioro poopalać się. Temperatury ostatnio oscylują w granicach 25-28 stopni na plusie, słońce świeci od samego rana aż po późny ale jasny jeszcze wieczór. Załapałam więc trochę słońca na dekolcie i rękach, które lepiej będą wyglądały wystając z sukni.  Pogadałyśmy sobie z Kaśką o sprawach damsko-męskich, a z mamą o ślubnych ustawieniach gości i ostatecznych przygotowaniach. A później jeszcze była kolacja u Iwony, z Zosią, Markiem i zwierzakami (dwa koty i pies), na której zajadaliśmy się bigosem i tostami, by później pospalać trochę kalorii na spacerze z psem, w parku pełnym urządzeń do ćwiczeń na świeżym powietrzu..

 

 

 

Na powrocie zahaczyliśmy jeszcze o studenckie Juwenalia, które już od dwóch dni roztańczyły całe miasto i szczęśliwym fartem udało nam się zobaczyć i usłyszeń na żywo Dawida Podsiadło! Trafiliśmy na utwór „No”, który przypadł mi do gustu w wykonaniu koncertowym. Jest szybszy w porównaniu do ballad Dawida takich jak „Nieznajomy” który też poleciał ku mojej duszy… ale za to przypomina mi trochę The Cure, U2 i Bastille razem wziętych 🙂

 

 

 

 

 

 


Narzeczone urodziny

Zamiast leżeć plackiem i odpoczywać to ja ganiam! No ale jak tu nie ganiać, kiedy przede mną był kolejny makijaż próbny, do tego fryzura – jak się okazało, z racji podejścia fryzjerki – pseudo próbna i goście w domu na urodziny Marcina 🙂 Działo się dużo  i wszystko w jeden dzień.. Fryzjerka wkurzyła mnie z samego rana dogadując, że mam za krótkie włosy do upięcia i w ogóle z czym do ludzi. Hm jakoś druga, z którą rozmawiałam nie ma tego problemu, jak fryzjerka dobra to i króciutkie potrafi pięknie upiąć, a w końcu nie mam włosów obciętych na chłopaka. Jak będę jej oddawała spinki to pokażę jej zdjęcie moich upiętych włosów, o tej samej długości i powiem jej coś na temat podejścia do klienta. 

 

 

 

Natomiast pani makijażystka okazała się aniołem 🙂 Wyczarowała mi cudo na twarzy, zachowując naturalność, a jednocześnie podkreślając mi oczy i lekko usta. Do tego była przemiła, opiekuńcza i bardzo kulturalna, czyli taka jaka powinna być dla klienta – fryzjerka mogłaby pójść do niej na lekcje. Z poprawionym humorem poleciałam kupić truskawki i winogrona, napoje już się chłodziły w lodówce, a Marcin po obiedzie miał odpocząć i się zrelaksować. Tak nam wyszło, że się pospaliśmy i goście nas obudzili 😉 Za to radości było dużo, bo wraz z kuzynem, ciocią i mamą Marcina przyjechała też Aga – a jak wiadomo pies w domu, gdzie są tylko rybki, to frajda. Tak więc planowana od tygodnia niespodzianka się udała! 

 

 

 

A z racji, że Zosia zostaje tutaj do piątku to dziś pojechałam z nią do sklepów, żeby poszukać sukienki na nasz ślub i o dziwo już w drugim butiku znalazła taką, jakiej szukała 🙂 Moja suknia z racji stanu będzie chyba trochę poszerzana, okaże się w czwartek, kiedy to mam pierwszą przymiarkę.. Oby nie trzeba było poszerzać zbyt dużo 😉 I z tym optymistycznym akcentem zmykam szykować obiad, potem może odrobinę odsapnę, bo wieczorem jedziemy jeszcze nad Odrę na spacer z psem..

 

 

 

 

 

 

 

spacer z Agą

Z aktorskich ust

Dzisiaj był ciąg dalszy festiwalu.. wspaniałych przeżyć w gronie aktorskim, wysłuchaliśmy Martina Edena, Alicji w krainie czarów i innych utworów czytanych przez Mariana Dziędziela, Krzysztofa Globisza, Edytę Olszówkę i Adama Ferency.

 

Zdobyłam od nich wszystkich autografy do mojej kolekcji i to były dla mnie dwa dni pełne przeżyć 🙂 Szkoda że nie uda mi się dotrzeć na jutrzejszy spektakl „Kocham pana panie Sułku” gdzie można zobaczyć jeszcze Krzysztofa Kowalewskiego i Martę Lipińską w tych fascynujących rolach. Ale za to jutro większe święto 🙂 

II Festiwal Książki Słuchanej

Ależ znowu były emocje! Wierzyć się nie chce że rok już minął od poprzedniego festiwalu.. Na obecnym jest więcej czytających aktorów i o wiele więcej widzów, więc pędziłyśmy z Beatą i Kaśką w kolejki żeby się załapać na autografy i na zdjęcia 🙂

 

Dzisiejsze spotkanie z przemiłą panią Stanisławą Celińską, Arturem Barcisiem, wspaniałym aktorem, który przy okazji jest fantastycznym gawędziarzem i potrafi rozbawić tłumy anegdotami o swoim życiu 🙂

 

Ksawerym Jasieńskim o radiowym, nastrojowym głosie

 

 

 

 

Ksawery Jasieński

 

 

 

 i Marcinem Perchuciem znanym mi z oglądanego jakiś czas temu serialu „Usta usta”. Było pełne opowieści o trudach i radościach aktorstwa oraz o ćwiczeniu dykcji do czytania książek na głos. Fantastyczna sprawa taki festiwal.. 


 Jutro ciąg dalszy więc ruszam w kulturalne odmęty i będę się napawać książkami i aktorskim światem, który choć przez chwilę dane jest mi oglądać z bliska 🙂 

Nowe życie

Nie da się tego inaczej nazwać – czuję się jakbym została wypuszczona na wolność  🙂 po prawie 12 latach wykonywania codziennych obowiązków w firmie gdzie zaczynałam od prac laboratoryjnych, a później przeszłam do technologicznych, by zająć się na końcu papierkową robotą. Okazało się, że najlepiej czuję się w tych papierkach – zamówienia, logistyka dostaw, tworzenie dokumentacji produkcyjnej to mój żywioł. Jednak i tego żywiołu ma się z czasem dość. Przynajmniej na jakiś czas 😉

 

 

 

 

A czas nadszedł dla mnie szczególny.. Pamiętacie jak dostałam na Dzień Kobiet życiowy prezent od Marcina ( „na Dzień Kobiet dostałam jeszcze jeden szczególny prezent.. ale o tym w następnych odcinkach serialu zwanego życiem 🙂 ” ? Nie był to prezent tylko od niego, ale nasz wspólny… więc tak – jak wszystko dobrze pójdzie – POWIĘKSZY NAM SIĘ RODZINA!! 🙂 🙂 🙂

 

 

 

W tamten dzień zrobiłam test, kilka dni później wiadomość o ciąży potwierdziłam w przychodni, a od tamtej pory jestem pod ścisłą kontrolą lekarzy, badań wszelakich i pod pieczą dbających o mnie obu naszych rodzin.. Nie pisałam wcześniej, bo z racji na mój wiek wszystko jest delikatne, pilnujące się i starające by wszystko było dobrze..

 

 

 

Przygotowuję się więc do wspaniałej roli w życiu kobiety.. a jak się czuję? Najpierw było oszołomienie, no i oczywiście od razu myślenie jak to będzie, jak się będę czuła, jak ja przebrnę przez przygotowania ślubne w tym czasie kiedy powinnam odpoczywać? 😉 Tymczasem okazało się, że sił mam dużo.. przez prawie 3 miesiące śmigałam do pracy, na wyjazdy, zajmowałam się wszystkim co trzeba i też może trochę ponad miarę rzeczami, które już powinnam sobie odpuścić, np. cięższymi zakupami. Dawałam radę do czasu tego tygodnia, kiedy dyrek poszedł  na urlop, a mnie dopadła taka ilość pracy i stresów, że już tylko odliczałam kiedy będzie kolejne badanie. Okazało się, że podwyższone ciśnienie i wymęczenie dały mi w kość i padła diagnoza, że od poniedziałku mam głównie leżeć i pachnieć 😉 

 

 

Na szczęście po kilku dniach odpoczynku czuję się dobrze, wysypiam się, jem dużo warzyw i owoców, relaksuję się, dużo czytam i ogólnie leniuchuję, choć nie odpuszczam trzymania ręki na pulsie nad przygotowaniami do ślubu. Swoją drogą, nie wiedziałam, że czas wolny może tak szybko lecieć. Gotowanie obiadu, odwiedziny u rodziców, lekkie sprzątanie czy zrobienie prania nadal pochłaniają ten czas i tak się zastanawiałam jak ja to jeszcze godziłam z codzienną pracą. Ale niedawno przeczytałam, że brak czasu jest tylko brakiem priorytetów.. i coś w tym jest..

Pani dyrektor

Szczerze? Kompletnie to nie na moje nerwy 😉  Zasuwałam jak motorek przez cały tydzień, w którym to mój dyrektor oddawał się przyjemnościom podróży poślubnej. On się oddawał, a ja jak nakręcona… zamówienia, dostawy, magazyny, produkcja, świadectwa jakości i codziennie aktualizacja kart charakterystyki..

Do bólu gałek ocznych, do przesady, za szybko i za dużo na raz. Już nie raz wspominałam, że praca za dwoje to niezły wyczyn. Zwłaszcza gdy cały dział liczy, że poruszysz niebo i ziemię (a głównie że poruszysz szefostwo) by zdobyć to czego brakuje zarówno w surowcach, jak i dla pracowników. A tu jeszcze ten chce iść na urlop, tamten musi wyjść wcześniej, ten robił nadgodziny, a inny ma nowy pomysł, który najlepiej od razu wdrożyć. Uffff cóż to była za kołomyja!

 

 

 

A jeszcze po pracy zakupy, pranie, gotowanie itp.  – czyli przerzucenie się z pracy zawodowej na domową.. Nie mówię o tym, że przydałoby się umyć okna po zimie, ale coś nadal chłodno i nie chcę się na tym balkonie przeziębić. Warto by było też szafy ogarnąć i przebrać zimowe starocie z wiosennymi ciuchami, odświeżyć garderobę już wieloletnią – tym bardziej, że ostatnio ciągle wrzucam na siebie te same zestawy i już mi się nudzą. Z nowości przybyły mi tylko te dwie koszule po euro 😉 Ale koszul to akurat u mnie dostatek.. przydałaby się jakaś wiosenna kiecka, lekka i zwiewna. Na zakupy jednak też trza mieć czas tak więc…… …….po całym zabieganym tygodniu „pani dyrektor” była i jest wykończona więc teraz jej należy się wolne 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Może będzie czas pośmigać po ulubionych miejscach w mieście 🙂

Angermunde i jeziorne pyszności

Słońce było przez dwa dni, pierwszy z nich tak upalny, że opalaliśmy się nad jeziorem nabierając barw czerwieni na nosie i policzkach 🙂 Drugi mniej gorący, ale dzięki temu, że słoneczny to też przyjemny… 

 

 

 

the lake

 

 

 

 

 

 

 

bez z bzem

 

  

 

 

Dwa pozostałe dni były chłodne, więc w jeden z nich wybraliśmy się pozwiedzać kolejne niemieckie miasteczko, tym razem było to Angermünde. Zadbane, ładne miasto z ciekawymi rzeźbami na rynku i zabytkowym kościołem.

 

 

 

 

 

 

 

Angermunde

 

 

 

 

 

 

Spacerowaliśmy też nad jeziorem gdzie poustawiane były kamienne rzeźby…

 

 

 

 

 

 

kamienne

 

 

 

 

 

W Schwedt, które było po drodze tradycyjnie zahaczyłam o sklep z ubraniami, gdzie można trafić super wyprzedaże! Koszula za 1 euro to naprawdę gratka, więc nabyłam dwie 🙂 

 

 

 

Poza plażą i zwiedzaniem codziennie były ogniska, spacery po lesie, degustacje nalewek o różnych smakach – tarnina, jagoda kamczatka, porzeczka, bakaliowa, śliwkowa czy dereniówka. Dla mnie jednak te trunki są za mocne, wolę babskie piwka. Przy ognichu nasłuchaliśmy się różnych opowieści i pośmialiśmy przy kawałach, w których przoduje mój tata 🙂

 

 

 

 

 

 

ogniska blask

 

 

 

 

 

 

Wszystkie domki były zajęte, zebrała się prawie cała ekipa, która od lat jeździ nad to jezioro. Przybył nawet Pocik, porzucając połów karpi na rzecz szczupaków. Ale w tym roku, puchar przechodni za największy połów otrzymał Wojtek choć i tatko był niedaleko wygranej – jego szczupak miał 68 cm długości. Marcin za szczupaki się nie brał, za to złowił dwie dorodne płotki, ale tylko po to by je zaraz uwolnić do wody.. 

 

 

 

 

 

 

 

korzenia cień

 

 


 

 

Ogólnie majówka wypoczynkowa i cała na świeżym powietrzu, ale jednak noce w maju są jeszcze zbyt chłodne więc czekam na te wakacyjne 🙂

 

 

 

 

 

 

 blue sky