Mój fejsbuk nie jest w stanie pojąć, że nie szukam znanych w przeszłości osób, że nie potrzebuję nikogo podglądać, ani obserwować. Z osobami, na których mi zależy, mam kontakt telefoniczny, blogowy lub mailowy i to w zupełności wystarcza. Choć oczywiście rozumiem przydatność tej aplikacji i sposób na utrzymywanie kontaktu – każdemu, co kto lubi i potrzebuje. Z zaskoczeniem jednak patrzę na listy podsuwanych osób do polubienia i wciągnięcia w grono „znajomych”. Pojawiają się twarze byłych współpracowników, ludzi z którymi chodziłam do szkoły, czy na studia, a nawet sąsiadów, których znam tylko z widzenia. Szok jak to wszystko w sieci jest połączone i do namierzenia. Ale niepotrzebne mi wieści, gdzie ci ludzie pracują, gdzie mieszkają ich bliscy, czy dokąd wyjeżdżają. Swoją drogą niektórzy naprawdę podają wszystkie namiary na siebie (i na innych z rodziny, o czym ci mogą nie mieć pojęcia). Załączają zdjęcia dzieci i swoje, robione na każdym kroku, od rana do wieczora. Szczytem, o którym opowiadała mi wczoraj koleżanka było załączenie do profilu biletów lotniczych! Z nazwiskiem, adresem zamieszkania i dokładną datą wylotu i powrotu – piękną informacją dla złodzieja, kiedy dom stoi pusty. Przerażające.
Rodzice wpajali mi dbałość o ochronę danych osobowych, swoich i bliskich. Adresy z koperty są ścinane w drobny mak, faktury i stare dokumenty palone. W sieci podawana jak najmniejsza ilość danych, choć ciężko uniknąć wpisania adresu czy telefonu, gdy robi się zakupy przez internet. Owszem piszę bloga i jest on formą pamiętnika o nas i naszym życiu, ale jednak nie podaję tu żadnych nazwisk, nikogo z rodziny, czy znajomych, żadnych telefonów, ani terminów podróży. Małego też będę tego uczyć, ale czy w dzisiejszym, elektronicznym świecie uda się mu zachować prywatność? To w przyszłości zależy głównie od niego i od poziomu inwigilacji netowego środowiska.
Mój FB jednak musi pogodzić się z faktem, że założony został po to, bym miała wiadomości z przedszkola, do których nie miałam dostępu. Ewentualnie wyszukania oferty sprzedaży, czy informacji o wydarzeniach w mieście – gdy te wydarzenia powrócą. Znajomi natomiast wiedzą jak mnie znaleźć i bez niego. Na ten przykład odezwała się do mnie telefonicznie, po dłuugim czasie, koleżanka zapoznana jeszcze na bloxie, z którą mieliśmy przyjemność poznać się na żywo i bardzo polubić. Znajomość przycichła z racji jej problemów rodzinnych i zakończenia blogowania, ale ma szansę się odnowić jeśli obie strony postarają się o kontakt (pomiędzy zachodem i centrum kraju). A trzeba przyznać, że wspaniale nam się rozmawiało, pisało i nawet wymieniałyśmy się życzeniami na kartkach pocztowych, czy drobiazgami z okazji Świąt. Z sentymentu zachowałam jej pracę ręczną, szytą i dzierganą od a do z i chciałabym zadbać o to, byśmy się już nie zgubiły..
