Że też doszło do tego, że się człek cieszy ze zjedzonego przez dziecko paluszka! Że o krupniku nie wspomnę 🙂 Marchwianka z ryżem tylko przemielona, ryż z gotowanym jabłkiem ble, ryż bez jabłka ble, ziemniaki ble.. Dwa pełne dni o chlebie i mieszankach rumiankowo-herbaciano-elektrolitowych z dodatkiem probiotyków. W każdym razie wychodzimy na prostą, choć momentami grubo było i wizja kroplówek majaczyła coraz bliżej. Synek był tak słaby, że trzeba go było na rękach w domu nosić, picie do ust podawać, bo sił brakło na uniesienie czegokolwiek. Na taki widok płakać nam się chciało.. Przesypiał prawie całe doby. Nagle się czasu zrobiło dużo, ale towarzyszący stres utrudniał cieszenie się nim. Grunt, że już dziś maluch odzyskał trochę formy. Ruszył nawet pochodzić po kałużach, bo kalosze mocno pobudzają go do działania. Oczywiście te najpiękniejsze, słoneczne dni, przesiedzieliśmy w domu. Ale nic to, wrócą jeszcze. Już nawet mam pocieszenie od Moniki, że w weekend mają być letnie temperatury. Oby! Bo czuję się wymęczona, niedotleniona, czego i dziecię nasze doświadcza. A Mężu właśnie w nocy zaczął doświadczać i efektów specjalnych pochodzenia wirusowo-żołądkowego. Trafił na L4 i przynajmniej plus, że dzielimy się opieką w domu. Na tyle, na ile mu zdrowie pozwala. Przyznaję, że już tylko czekam, kiedy i mnie trafi. I niech nawet trafia, byle teraz. Byle na weekend wreszcie można było odetchnąć i to pełną piersią..
Jak na razie udało mi się wyskoczyć tylko na małe zakupy, na krótkie spotkanie z Beatą, która musiała zostać w kraju na dłużej. I po odbiór zamówionej przez internet marynarki. Skusiłam się na ten zakup tylko ze względu na dużą promocję i na brak możliwości przymiarki w sklepie. Jakoś jednak wolę najpierw rzeczy zobaczyć, dotknąć materiału, przypasować przed lustrem i wtedy decydować, czy brać, czy nie. Marzy mi się odświeżenie garderoby. Jak zresztą, co roku na wiosnę.. Tymczasem leczenie mojego czoła i obecne leczenie chłopaków pochłonęło już tyle, że o czymś więcej do ubrania można zapomnieć. Dlatego tym bardziej muszę się zmieścić w posiadaną sukienkę na weselicho. Szkoda tylko, że ruchu ostatnio mało, brzuszki robiłam teraz w kratkę, pogoda na kijki umknęła, a rytmikę znowu trzeba było odwołać. Podziękowaliśmy również za zajęcia w kwietniu. Nie chcę ryzykować kolejnych chorób, łapanych na rytmice zbyt intensywnie. W końcu Wielkanoc się zbliża, wspomniany ślub znajomych i jakby nie patrzeć majówka. I niech no tylko zdrowie będzie. Gdyż albowiem „szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz..” Nie psuj się więc zdrowie i daj cieszyć się życiem..