Ponoć trwa karnawał, który bez wirusa może miałby i rację bytu, ale jakoś tak nigdy z tej okazji nie szaleliśmy i w styczniu, czy lutym żadnych tańców nie było. Raz w życiu byłam na prawdziwym balu (nie licząc tych w przedszkolu), w prawdziwie balowej sukni na kole i z eleganckim tiulowym szalem. Ale to z czternaście lat temu. Z Mężem nowy rok z reguły witamy z przytupem w Sylwestra, potem już odpoczynek i dopiero wiosną człek odżywa. Dzieci jednak podtrzymują tradycję i oprócz robienia masek karnawałowych chyba i na jakiś bal się załapią.

Wprawdzie tylko w swojej grupie, ale i tak będzie radocha. Maska w pierwszym wydaniu miała wyglądać jak powyżej. Ale z racji zbyt ekskluzywnej prezencji została zamieniona na wersję bardziej dziecięcą. Na życzenie młodego kawalera i z jego udziałem przy klejeniu dostępnych elementów. Klient i twórca nasz pan, więc i o.

W domu natomiast karnawał przy planszówkach, ostatnio monopol, rummikub, warcaby i trenowanie gry w szachy. Mały szybko łapie zasady ale wiadomo, że jeszcze za wcześnie na przewidywanie ruchu przeciwnika. Mimo wszystko jestem pod wrażeniem, że garnie się do takich gier i sprawiają mu przyjemność.
Mnie natomiast przyjemność sprawił datek na WOŚP i tak właśnie sobie przypomniałam, że kiedyś to jednak w styczniu z tej okazji na koncertach tańcowałam. Teraz chyba ni koncertów (jedynie transmisja z występu Dżemu, Voo Voo i Kwiatu Jabłoni), ni licytacji połączonych z zabawami w plenerze (a może coś jednak), ale oby zbiórki w sklepach, do puszek i licytacje internetowe również przyniosły sukces, bo cel jak zawsze szczytny. Tymczasem weekend za pasem, ale wieści w kraju straszne i tak naprawdę świętować nie ma czego.