Witaminy

Spacer rodzinny wreszcie doszedł do skutku, a i dziś mogłam do rodziców pojechać bez stresu, że ktoś kogoś zarazi. Mam nadzieję, że etap przeziębień mamy za sobą, choć trochę stresuje fakt, że w pracy grypa panuje. Wcinam tran, witaminy i bronię się jak mogę, żeby w zdrowiu dotrwać do wiosny. Potem będzie chyba spokojniej..

W pracy ostatnio atmosfera lepsza, gadamy bardziej na luzie, jest o wiele swobodniej, niż było na początku. Jednak do nauki nadal dużo i fajnie byłoby to przeskoczyć, żeby prócz atmosfery poczuć się pewniej w działaniach.

Nic to, zaraz marzec i już w niektórych miejscach wielkanocne ozdoby się pojawiły. Trzeba będzie pomyśleć o prezencie od Zajączka, a zaraz potem polatać za sukienką na komunijne przyjęcie. Czas pędzi jak szalony..

Optymistyczny początek

Skoro nadszedł weekend i do tego słoneczny, nie było mocnych, by zatrzymać nas w czterech ścianach. Zew podróżny wzywał, a i chęć zjedzenia obiadu w naszej ulubionej knajpce. Nad morzem.

Tym razem jednak się nie spieszyliśmy. MK był umówiony z kumpelą, ja na spokojnie chciałam się wyspać i ogarnąć, także bez pośpiechu ruszyliśmy w południe nad nasz zaskakujący Bałtyk.

Przyznaję, że dawno nie widziałam w nim tak czystej wody. Choć zimna była, jak zwykle;)

Spacer brzegiem morza miał wiele uroku i takiej radości, że niedługo koniec zimy i wiosna rozgości się na dobre. Na razie dobry był jej początek, z kwiatami, śmiechem dziecka i z nadmorskim plenerem..

Trzymajmy się

Rach ciach i luty się skończy, a dopiero co był Sylwester w górach. Jakim cudem? Kalendarz nowy niedawno kupiłam, a już prawie dwa miesiące zapisane.. To naprawdę jest nie fair. Nic to, zakasujemy rękawy i działamy, lepiej do przodu niż do tyłu;)

W pracy ciągła nauka. Temat jest tak trudny, że po 2-3 godzinach mamy z kumpelą łeb jak sklep. Czasami nawet ból głowy. Cieszę się, że jesteśmy w tym we dwie. Samej byłoby jeszcze trudniej, a tak mocno się wspieramy.

Zdrowotnie trochę jestem osłabiona, więc ruszam na badanie krwi i do różnych specjalistów, żeby nie stać w miejscu. Jak to mówią, lepiej zapobiegać niż leczyć. Rodzice wreszcie wyszli z przeziębień, brat i jego rodzinka też już na nogach, także jest nadzieja na spotkanie i spacer w weekend. A warto się teraz wybrać, bo z tygodnia na tydzień wiosenne klimaty zaczynają nas otaczać. W parku są już takie o, a to dopiero optymistyczny początek 🌺

Luty

Niby tylko tydzień w ciepłym kraju, a naprawdę mam wrażenie, że wyjazd skrócił nam zimowy czas. Od powrotu ciągle jest na plusie, dziś wręcz wiosenny dzień. O poranku słychać ptasie trele, jaśniej się zrobiło i zaczynam odliczać do wiosny.

Żeby jednak luty tak się nie ciągnął, wyskoczyliśmy do Zosi na weekend i byliśmy potańczyć w klubie (już zapomniałam, że w ogóle coś takiego istnieje). Spotkałam się też z moimi babeczkami na pogaduchy przy ciachu i przytuliłam walentynkowe kwiaty od Męża. Od MK sercowy balon, wprawdzie z mojej kasy (danej na loterię w szkole), ale i tak miło.

Jeszcze dwa tygodnie i jak dla mnie zacznie się wyczekiwany wiosenny kwartał..

Powroty

Energia słoneczna bardzo się przydała, wróciliśmy do pracy z zapałem, ale i tak jedną nogą jesteśmy jeszcze na Teneryfie:) Wywołałam właśnie zdjęcia i choć to już ostatnie wspomnienia z wyprawy, to jeszcze w duszy nam grają..

Trasa wycieczki zaprowadziła nas do uroczego miasteczka Candelaria, w którym znajduje się Bazylika z obrazem Czarnej Madonny – patronki Wysp Kanaryjskich. Ku zaskoczeniu wejście było darmowe i nikt nie zabraniał robić zdjęć (chyba, że nie dojrzałam zakazu).

Samo miasteczko i okolica bardzo przyjemne, choć znowu było dość stromo, by się tam dostać. Za to widoki z góry niesamowite..

Kolejny dzień przeznaczyliśmy już tylko i wyłącznie na relaks, basenowe kąpiele i hotelowe atrakcje (występy, gry na automatach, smakołyki łapane w restauracji i barach). Aż nadszedł wieczór, w którym trzeba już było spakować walizki (nie wiem czemu, na powrocie trudniej je dopiąć), ostatni raz spojrzeć na ocean i na wieczorny widok z balkonu..

A potem wsiąść w samolot i pożegnać cudowne ciepło, hiszpański klimat i swobodny czas. MK aż się wzruszył, pytając, czy nie możemy zostać jeszcze dwa tygodnie:)

Powroty nie są łatwe, zwłaszcza, gdy wraca się do zimna i obowiązków, Ale gdy już się wkręci w trybiki i codzienny świat, wszystko wraca do normy, a człowiek bogatszy o wspomnienia, doświadczenia, cieszy się, że wyrwał tej codzienności tydzień ciepła i szczęśliwe chwile..

Smocze drzewo

Zima nie odpuszcza, wczoraj sypnęła jeszcze śniegiem, dlatego zmykam w ciepłe rejony i ciąg dalszy naszej podróży:)

Autkiem łatwo było się dostać do kolejnej atrakcji Teneryfy – Drago Milenario – ponoć 800 letnie smocze drzewo, przywitało nas w pięknym ogrodzie dendrologicznym. Ponad 16 metrowa dracena robiła wrażenie i wzbudzała zachwyt..

Ale to nie koniec atrakcji, gdyż w owym ogrodzie można było na własne oczyska zobaczyć jak rośnie papaya, jakie ogromne kiście mają bananowce i jak wyglądają roślinki cynamonu. Spotkaliśmy też jaszczurki, słusznych rozmiarów, ukrywające się w zacienionych murach i tuż przed nimi kwitnącą strelicję, przypominającą ptaka z kolorowym pióropuszem,

a jeszcze w okolicy pyszniła się na zielono ozdobna fontanna, dojrzewały kaki i jakieś egzotyczne cudo w formie wielkiej szyszki (ktoś wie co to?). Za to przed bramą ogrodu i w okolicy motylej wystawy cały mur pomalowany był kwieciem na pomarańczowo..

Po takiej roślinnej dawce kolorów, oglądanej w styczniu, energia wraca do człowieka i mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej..

Santa Cruz

Powrót z ciepełka do zimowego kraju nie był taki straszny (pomijając zakończenie wolnego czasu i fantastycznych przeżyć), ale z racji, że chłód i do wiosny ok 40 dni, powspominam sobie jeszcze hiszpańskie klimaty..

Kolejną wycieczkę zaplanowaliśmy sami, wynajmując po raz pierwszy w tym celu samochód. Na Teneryfie rządzą małe autka, od fiatów panda, poprzez clio, citroëny i naszego vw polo. Z racji małej powierzchni, parkowanie prawie na zakładkę, za to jazda po autostradzie bajeczna. Widoki na ocean, góry i wulkan, przejazdy przez tunele i niedalekie odległości. Zrobiliśmy ok 320 km, zwiedzając po drodze, co się dało:)

Na pierwszy ogień poszła stolica, z pięknie prezentującym się Auditorio i z centrum, w którym i port duży i sklepów z wyższej półki nie brakuje.

Spacerując wgłąb miasta, natknęliśmy się na rynek, gdzie świeżych warzyw i owoców było multum. Papaja, melony, arbuzy, dorodne pomidory i moje ulubione awokado cieszyły oko.

Tego już mi brakuje, przez tydzień objadałam się warzywami i owocami do woli, zagryzając je kalmarami w cieście, sałatkami, kaszami różnymi i lodami, które znów można było wcinać.

Dziś na osłodę tylko pączek i na szczęście, żeby tradycji stało się zadość.

Księżycowo

Wjazd tuż pod szczyt Pico del Teide był zdecydowanie prostszy i mniej zakręcony, za to równie ekscytujący, z racji mijanych widoków. Powulkaniczne skały, kamienie pumeksowe i zastygłe języki lawy robiły wrażenie.

Zeszliśmy też niżej, by pospacerować po Parku Narodowym Teide i spojrzeć na, uznawany nadal za czynny, wulkan z dalszej perspektywy..

Trochę przerażające, że ta góra licząca sobie ok 3700m może się jeszcze kiedyś obudzić i zalać okolicę gorącą lawą. Słuchaliśmy opowieści o erupcjach, ciesząc się, że jednak mieszkamy w mniej wybuchowych rejonach.

Serpentyny

Tę wycieczkę wzięliśmy z polskim przewodnikiem i hiszpańskim kierowcą. Całe szczęście, bo sami byśmy w życiu nie dojechali do wioski ukrytej tak wysoko w górze. Wyprawa wąskimi serpentynami, z emocjami sięgającymi zenitu, gdy na wąskiej drodze próbowały się mijać autokary z samochodami. Ludzie za kierownicą w szoku, a i niejedno auto takiego doznało, w postaci rysy na masce. Do wioski, nomen omen, Masca dojechaliśmy jednak szczęśliwie, a gdy w niej wysiadłam mój błędnik zwariował. Skos był tak duży, że ledwo dało się stać na drodze. Za to widoki niesamowite..

Wioska malutka, bez żadnego sklepu, do której codziennie dowożone jest pieczywo, wieszane o poranku przy drzwiach. Dookoła skały i masa zieleni, wśród której opuncja, kaktusy i kwitnące migdałowce..

Po zjeździe w dół rozpoczęła się kolejna wspinaczka, tym razem łagodniejsza, ale równie ekscytująca. W kierunku wulkanu.