Sankowe szaleństwo w weekend było chyba ostatnim tej zimy, za dnia już u nas na plusie a i deszcz od rana leje się strumieniami. Choć jeszcze w nocy z poniedziałku, na wtorek porządnie śniegiem sypnęło..

Chociaż nie raz człek mocno zmarzł, to jednak dla dziecka w takim śniegu zabawa była najlepsza. Dlatego cieszę się, że na prawdziwą zimę w tym roku się załapaliśmy. Wyjazd w góry odpadł, ale mogliśmy przynajmniej na naszej parkowej górze pośmigać..

Rodzice spędzili niedzielę w lesie świętując przez trzy godziny, przy okazji spotkania ze znajomymi, Ostatki. Ponoć były nawet tańce, których ich grupie tanecznej bardzo już brakuje. Czacza czy samba w śniegu może nie miały warunków do rozwinięcia się, ale dla chcącego nic trudnego. Na sankach tancerze nie zjeżdżali, ale mogli sobie przy okazji pooglądać zimę w pełni..

Potańczyli, pośpiewali i pora rozpoczynać okres wielkiego postu. Mama z tej okazji wzięła się za dietę, ograniczyła pieczywo, tłuste jedzenie i słodkości, od których i ja trochę uwolnić się muszę. Będzie teraz większa mobilizacja i na pewno przyda się na czas letni, pod planowane sukienki i dwa śluby (czy wesela, zależy od wirusowych obostrzeń). Na razie jem mniej mięsa, wędlin i żółtego sera, zamieniłam go na twaróg i mozzarellę. Do smarowania chleba częściej hummus, gotuję różne kasze, lekkie zupy, na śniadanie jem owsiankę lub kaszę manną z płatkami, orzechami czy ziarnami słonecznika. Planuję jeść buraki, fasolkę – ostatnio przeze mnie zapomniane, a zamiast słodyczy, owoce. Zobaczymy, jak długo wytrwam, choć docelowo chciałabym, by lżejsze menu stało się częścią codzienności, a nie tylko zrywem od czasu do czasu. Ćwiczenia na kręgosłup wykonuję już kilka razy w tygodniu i wręcz czuję różnicę, gdy przestaję je robić. Także wiem, że można się zmobilizować do zdrowszego trybu życia, zarówno w menu, jak i w ćwiczeniach. Trzeba tylko mocno chcieć i swoją (słabą) silną wolę nagiąć do postawionego sobie celu.