Myślałam, że do weekendu koniec spotkań, a tu niespodzianka i to dzięki brzydkiej pogodzie. W czwartek rano padał deszcz, więc zamiast na spacer Monika z Igorkiem przybyli, pierwszy raz, na zabawy domowe do nas. Mieszkanie jej się podobało, te nasze dwa pokoiki ją zachwyciły, a to za sprawą podobnego gustu w temacie wystroju. U niej też jest klimatycznie choć, chyba z racji mniejszych przestrzeni, bardziej przytulnie. Tylko co z tego, że mamy duży pokój.. zamiast niego wolałabym dwa mniejsze i możliwość zatrzymania sypialni..
Igor, z racji nie swojego terytorium, nie denerwował się, że ktoś zabiera mu zabawki. Bawił się spokojnie i wspólnie z naszym smykiem, czym obaj wprawili nas w zdumienie. Mogłyśmy im nawet zdjęcie zrobić, w bezruchu i nie rozmyte 😉
W piątkowe przedpołudnie pojechaliśmy z Mamą na cmentarz porobić porządki, a wieczór spędziłam z Małym u rodziców. Za to w sobotę od rana rozpoczął się ruch książkowy. Dwa pełne kartony i trzy duże reklamówki starych książek (niektórych wydanych w latach 60-70’tych) zebranych z mojego regału i z półek u Taty dotarło na Kiermasz Książki Przeczytanej.
Zgodnie z postanowieniem wyprzedawałam wszystko, część oddałam za darmo dla dzieci, część do domu opieki społecznej. Sylwia załapała się na jakiś atlas kulinarny z poradami. Parę sztuk dokładałam gratis dla fanów danej tematyki i tym sposobem nareszcie pozbyłam się tego, co chciałam. Jednak 240 sztuk książek nie jestem w stanie ruszyć z mojej małej biblioteczki, zostają i koniec kropka. Zresztą nie udało mi się też wyjść z kiermaszu z pustymi rękami, choć mocno się pilnowałam 😉 Kupiłam wspomnienia o Hance Bielickiej
bajkowy poradnik dla przedszkolaka i książkę z pytaniami i zabawami dla dzieci. To i tak niezły wynik, bo kusiło mnie tam wiele tytułów. Ale, że na czytniku rozpoczęta właśnie „Menażeria ludzka” Zapolskiej, w kolejce czekają „Filary ziemi” Folletta, „Małe niedole pożycia małżeńskiego” Balzaca i wspomniana Hanka Bielicka w wersji papierowej, to zdecydowanie trzeba było się powstrzymać od nowych tytułów. Pozostaje mi jeszcze wymienić trzy książki Joanny Chmielewskiej zaczynane na amen przeze mnie i moją rodzinkę. Jedną trafiłam za 5 zł na kiermaszu, pozostałe dwie znalazłam w necie – używane ale w dobrym stanie. Dlatego po dzisiejszym kulinarnym poranku (ugotowałam krupnik, zrobiłam mielone, potrawkę meksykańską i kluski leniwe), jedziemy odebrać drugą z książek, od dziewczyny mieszkającej niedaleko moich rodziców. Czyli, co za tym idzie, po drodze wstąpimy i do nich na małe odwiedziny.
Miłej niedzieli więc i jak najwięcej czasu na czytanie 🙂