Sylwester

Czuję się jakbym, z tajemniczą godziną 24, miała przenieść się w nowy wymiar. Mieszkanie wysprzątane, zakupy wczoraj zrobione, nawet pranie dosuszyłam na kaloryferze i schowałam, żeby był ład i porządek. Lubię kiedy z końcem roku wszystko jest czyste i zapięte na ostatni guzik. Żadnych długów, nic nie odkładane na później, myśli spokojne i już tylko uszykować kreację na wieczór. Wprawdzie Sylwestra spędzamy u rodziców, ale kto powiedział, że i na rodzinną domówkę nie można się wystroić. Końcówka tego roku dała nam się tak we znaki, że doczekać się nie możemy 2017-go i naprawdę z wielkim uśmiechem będę skandowała odliczanie. Oczywiście nie wiadomo, co Nowy przyniesie, ale nadzieję na dobre zawsze warto mieć 🙂

 

 

 

party time

 


 

 

SZCZĘŚLIWEGO WIĘC ROKU NOWEGO!

NIECH SPEŁNIA MARZENIA,

PRZYNOSI DUŻO RADOŚCI,

POGODĘ DUSZY

I ZDROWIE W ILOŚCIACH HURTOWYCH 🙂

Reklama

I po świętach

Trochę nam się przeciągnęło to całe świętowanie, dziś dopiero powróciliśmy z wojaży, więc jeśli znajdzie się trochę czasu jutro, to zasiądę do pisania.. Tylko jak ten czas znaleźć, kiedy pranie, sprzątanie, gotowanie i zakupy czają się za rogiem? Że nie wspomnę o Nowym Roku, który czai się tym bardziej 😉

 

 

Wigilia u rodziców była bardzo wyluzowana, z racji braku sił roboczych na stole stanęło pięć głównych potraw i nikt sobie nie zawracał głowy 12-toma. Najważniejsze, że było to, co najsmaczniejsze i co wszyscy lubią. Pierogi drożdżowe z kapustą i grzybami, ryba w cieście śmietanowym, barszcz, ryba po grecku i kapusta z grzybami. Na deser tona ciasta, ale o tym lepiej nie wspominać.. Dwie kolędy odegrałam w delikatnej formie, Tata poleciał od razu po swoje harmonijki ustne i próbowaliśmy stworzyć duet. Choć w wyniku wysokiej tonacji gitarowej, ciężko było się dopasować.. Mama oczywiście na granicy wzruszenia, maskowała łzy poszukiwaniem „Opowieści wigilijnej” w tv, którą jednym okiem później oglądaliśmy. A Brat pokazywał zdjęcia widoków z Peru i Boliwii.. Mały miał zabawę z wielkimi puzzlami i dominem w zwierzaki, które przyniósł mu pod choinkę „duży pan”. Duży pan vel Mikołaj poszalał w tym roku, więc dywan usłany po brzegi i żeby odkurzyć Mężu będzie miał dużo do odgruzowania. 

 

 

 

 

Duży Pan

 

 

 

Ciąg dalszy tych rodzinnych Świąt spędziliśmy już w rejonach Męża u Zosi. Na stół poszły kotlety, bigosy, pieczona kaczka i krokiety, więc przez kilka dni objadaliśmy się do pełna mięsiwem. Nad czym teraz ubolewam, ale cóż.. takie są konsekwencje wszelkich pyszności w nadmiarowych ilościach. Trzeba było później trochę pospacerować i oderwać się od stołu, by choćby uzupełnić w sklepie dziecięce napoje. Udało nam się nawet wyjść tylko we dwoje, na małą randkę. Trwała zaledwie dwie godzinki, ale powspominaliśmy sobie nasze początki, przetańczone do rana pierwsze andrzejki i podróżowanie pociągiem w tę i nazad by spędzić ze sobą każdą możliwą chwilę.. Tymczasem Synek kończy już dwa lata, za pół roku kolejna rocznica ślubu, a za pasem Nowy Rok, który zgodnie ze swoją nazwą przyniesie dużo nowego. Oby to nowe było dobre.. bo nawet końcówka tego roku dała nam do wiwatu. U Zosi i tak posiedzieliśmy dzień dłużej, ale mogliśmy spokojnie zostać do końca tygodnia. Albowiem okazało się, że teraz choróbsko dotarło do Moniki syna i z naszego wspólnego Sylwestra nici. Także kolejna „niespodzianka” na zakończenie roku. Niech się więc już kończy ten 2016 i rozpocznie nowy rozdział w księdze życia, ze szczęśliwą siódemką w tle 🙂

 

 

 

Świetlisty

Świąteczne czary

I tak oto, równo po dwóch tygodniach, wirus odpuścił i zrobił odwrót. Jak to wspaniale nie kaszleć i nie kichać! Tym bardziej, że jutro już Wigilia i marzyłam, byśmy zasiedli do niej wszyscy zdrowi.. Zdrowie to wprawdzie trochę nadwyrężone, ale idzie ku lepszemu i tego będziemy się trzymać 😉 

 

Tymczasem za oknem słonecznie, śniegu ani śladu, za to temperatura +6 i na balkonie zakwitły pelargonie.. hm czemuż by nie. Może by tak przybrać kwiaty w łańcuchy i zawiesić światełka? Niedługo staniemy się jak te kraje, co w Święta na krótki rękawek się ubierają. Jednak u nas takie plusy w grudniu, to zdecydowanie minusy. Ani to zimowej atmosfery, ani sanek, nart, a zarazki szaleją. Nawet mucha się obudziła i w domu brzęczeć zaczęła.. 

 

 

 

kwitnąco 20.12.2016

 

 

 

Oprócz takiego prezentu na balkonie, co chwilę napływają do nas prezenty od niby napotkanego po drodze Mikołaja. Bo jak wytłumaczyć dziecku, czemu już co chwilę dostaje zabawki, a to od Moniki, a to od chrzestnej, skoro na rytmice Mikołaj już był, a tak w ogóle to przecież przychodzi dopiero w Wigilię. „Był, ale nadal podrzuca prezenty dla Ciebie wszystkim spotkanym znajomym” 😉 Monika przezornie zapakowała auto w kolorowy papier, więc udało się je schować i dołożymy jutro pod choinkę. Prezent od nas – zakręcony tor samochodowy dla straży i ratowników – przemyciliśmy w kocu, na powrocie z zakupów. Chrzestna tylko część zapakowała i to dołączymy do choinki, a reszta prezentów wylądowała już w zabawie. Świetna piankowa mata z cyframi, karty do łączenia w pary i książka o reniferach rozwożących paczki. A tu jeszcze szykują się niespodzianki od Dziadków, od chrzestnego i od Zosi. Ja wiem, że od nadmiaru głowa nie boli, ale ilość zabawek przechodzi najśmielsze oczekiwania! Jak to mawia nasz Syn – czamy czamy. Co w języku dorosłych oznacza czary mary i tak właśnie te Święta zaczynam postrzegać 😉 

 

 

 

 

renifery

 

 

 

MIŁYCH ŚWIĄT!

NIECH BĘDĄ ZACZAROWANE,

NIECH PRZYNOSZĄ DUŻO RADOŚCI, MIŁOŚCI, ZDROWIA

I TROCHĘ WYTCHNIENIA OD CODZIENNEGO ZABIEGANIA..

DOBREGO CZASU DLA WSZYSTKICH 🙂

Firmowe gwiazdki

Po kilku dniach treningu jestem w stanie płynnie zagrać jedną kolędę. Jeszcze muszę spoglądać na gryf, jeszcze zmiana chwytów nie jest idealna, ale da się do tego już zaśpiewać 🙂 Czyli dobrze jest.. może do Wigilii będę już grała całkowicie z pamięci. Czas tak pędzi w tym przedświątecznym okresie, że ani się człek obejrzy, a tu już będzie wypatrywał pierwszej gwiazdki.. Prezenty częściowo są przygotowane, nawet pod tym kątem odwiedziłam otwarcie nowego kosmetycznego i zachwyciłam się tymi kolorowymi damskimi drobiazgami.. Zachciało mi się pomalować, a i nie mogłam się oprzeć kremom, odżywkom i bursztynowemu zestawowi do włosów dla Mamy. Mężu za to załapie się niedługo na firmowe bony i kolację w eleganckiej restauracji. Ponieważ mnie firmowa impreza ominie, to wybieram się z dziewczynami do kina na „Firmową gwiazdkę” – niewysokich lotów i mało kulturalną, ale za to na odstresowanie po ostatnich przeżyciach, na luźne wyjście w babskim gronie i na głupotki oglądane na ekranie, w sam raz 😉


 

 

 

 

 

 

 

Po za tym chcę też trochę wyjść z domu, bo ostatnio głównie spotykam się z garnkiem ciśnieniowym. Tworzę a to gulasz, a to ogórkową, a to ekspresowo gotuję w nim ziemniaki czy kaszę. Kusi mnie zrobienie gołąbków, których jeszcze w tradycyjnej formie nie robiłam (tylko wersja pt. „gołąbki inaczej” czyli z kapustą w środku), ale to jednak dla mnie wyższa szkoła jazdy.


Aaa było jeszcze jedno małe spotkanie – z dziećmi i ich rodzicami w nowej grupie na rytmice. Żałuję, że dopiero teraz przenieśliśmy się na inną godzinę, po południu Mały ma więcej energii. Dzieci są trochę tylko młodsze od niego, a pani prowadząca ma do nich fantastyczne podejście. Łagodny głos, duże zaangażowanie, ciszej grana muzyka, ciekawe pomysły na zajęcia. Przechodzenie przez tunel, bujanie na kolorowej płachcie materiału, przystrajanie Mikołaja watą, brokatem i kredkami. Poza tym nie muszę wychodzić na siłę z sali, wszyscy ćwiczą z dziećmi, więc Synek od razu chętniej się udzielał. Widać, że znowu sprawia mu to radość, a skoro jemu to i nam 🙂  

 

Nie mogę uwierzyć, że dopiero co był weekend, a tu zaraz następny.. w planach jarmarki na mieście i w katedrze, zaproszenie od Moniki, które być może przełożymy na inny termin, z racji zdrowotnej i jeszcze targi świąteczne, na których być może dokupi się resztę prezentów. Chciałabym też żebyśmy ubrali wreszcie choinkę, bo już mi się zdecydowanie chce łańcuchów, bombek i kolorowych świateł przystrajających pokój..

Póki co.. światełka z centrum miasta..

 

 

 

 

 

łabądki

Przedświąteczne Jarmarki

Prześwietlenie u Męża ukazało blokadę dwóch kręgów. Zapewne jednym szarpnięciem u kręgarza dałoby to radę odblokować.. jednak zawsze istnieje ryzyko, że coś może pójść nie tak. Stąd na razie leki, dużo leżenia i ostrożne, zalecone ćwiczenia. Sam fakt, że ćwiczenia można rozpocząć już jest dobrym znakiem. Znaki u pozostałych domowników również wskazują na zdrowotną poprawę. Choć do uznania zakończenia leczenia jeszcze kawałek drogi. Mały już bez gorączki, pokasłuje i od czasu do czasu pokichuje. Ja za to mam momenty spokoju, przerywane atakami duszącego kaszlu, a nos raczej z tych zatkanych. Każdy z nas zaopatrzony w torebkę własnych leków dzielnie walczy z przeciwnościami.


 

Moje przeciwności nie przeszkodziły mi w odwiedzeniu pierwszego świątecznego jarmarku. Musiałam tam być, chociaż na godzinkę, żeby posłuchać kolęd w wykonaniu Mamy. Okolice Zamku przystroiły się w choinki, żywe renifery, Mikołaja z saniami i drewniane stoiska z wszelakimi smakołykami.

 

 

 

 

świątecznie

 

 

 

 

Poprzez owoce w czekoladzie, grzane wino, obwarzanki, kartacze, sery różniste i mięsa. Można było nawet odstać swoje w kolejce po darmową watę cukrową i popcorn. W kolejce nie stałam, za to obejrzałam wszystko co się dało i uwieńczyłam moje wyrwanie się z domu, wzruszeniem przy chóralnych kolędach. Mama jak zwykle cała w emocjach ale zadowolona, że w tym roku publiczność była większa i że nie sprawdziła się prognoza pogody, zapowiadająca deszcz. Jedynie do wystroju całości brakowało śniegu.. Może zdąży się jeszcze pojawić do kolejnych jarmarków, które zapowiadane są na cały tydzień w różnych miejscach miasta. Mam nadzieję, że w następny weekend będziemy mogli się już wybrać całą rodziną. Chciałabym pokazać Synkowi wszystkie ozdoby i atrakcje i chłonąć tę jego radość całą sobą 🙂


 

W domu jedynym świątecznym akcentem jest na razie stroik z Mikołajem.. Mąż nie ma sił przytargać choinkę z piwnicy, mi ich brak na sprzątanie. Na szczęście, jeszcze za zdrowotności, schowaliśmy zamek i kolejną reklamówę zabawek, także jakby moce powróciły, miejsce na choinkę już jest. Ach jest i drugi akcent! I to dosłownie. Odkurzyłam tatową gitarę i powróciłam do prób zagrania kolędy na Wigilię. Jest to od lat marzenie mojej Mamy, które dawno temu chciałam spełnić.. ale zraziwszy się występem przed wujkami i ciotkami, zarzuciłam grę na baardzo długo. Później wymawiałam się za długimi paznokciami albo bólem przy naciskaniu strun. Paznokcie obcięte, odciski w trakcie produkcji, dziecię na ten czas zabawiane i od wczoraj trenuję „Cichą noc”. Staram się chicho, ale domyślam się, że sąsiedzi mogą po jakimś czasie zacząć oponować. Cóż.. dwa tygodnie wytrzymają, a ja tym razem się nie poddam i zagram dla Mamy i dla nas..

 

 

 

stroik

Dyżur

W domu zdecydowanie ostry dyżur, Mężu ledwo się rusza, rwa kulszowa daje się we znaki. Na szczęście może już przejść z pokoju do pokoju i to bez trzymania się ściany. Leki pomagają, u Małego też, choć kaszel i katar nie chcą jeszcze odpuścić. Ale przynajmniej nie ma już gorączki. Za to teraz infekcja wirusowa została sprzedana do mnie, żeby za lekko nie było. Od wczoraj kaszel i zatkany nos dokopują mi przy codziennym działaniu. 


Jechałam jeszcze z Tatą do jednej z firm (musiał być osobiście) pomóc mu i być asekuracją w razie w. Jest zadowolony, kiedy wyrwie się z domu, do tego we własnych butach i już z możliwością lekkiego postawienia stopy na ziemi. Od poniedziałku rozpoczyna rehabilitację, Mama też jeszcze ma zabiegi, a teraz i Mężuś do nich dołączy. Normalnie rehabilitacyjna rodzinka 😉 


Jeszcze ja pewnie wyląduję u lekarza. Dobrze, że ruszać się mogę, wszystkich zawozić, podwozić i montować dziecię w nosidełku. Choć po ostatnich badaniach waga jego wzrosła do 11,2 kg. Dobrze, że już po schodach nosić go nie muszę, mimo iż zdecydowanie się tego domaga. Tu akurat jestem twarda, bo kręgosłup niejednokrotnie dawał mi się we znaki. Odpukać, na razie w tym rejonie wszystko gra.

Korzystając więc z własnej mobilności, gotuję, sprzątam, latam po zakupy, wożę bliskich do przychodni, na prześwietlenie, na kontrole, odwołuję rytmikę z racji przeziębienia i płacę na przyszłego Mikołaja. Oby do tego dziecięcego święta (wprawdzie Mikołajki już były, ale zajęcia rytmiki Mikołaj odwiedzi za dwa tygodnie) już większość była zdrowa..

 

Plusem jest fakt, że kiedy Mężu leży uziemiony, a dziecię śpi, mamy czas obejrzeć zaplanowane filmy. Całkiem sympatyczny był „Kochajmy się od święta” (z kolei nie polecam „Świąt do poprawki” – banalna, naciągana nuda). Ten za to przyjemny i w sam raz na grudniowy wieczór..

 

 

 

 

 

Dziś natomiast mamy „Faceta na miarę”, francuską obyczajówkę o miłości kobiety do niższego mężczyzny. Przyznam, że taka różnica wzrostu mogłaby jednak stanowić dla mnie problem.. A dla Was? U nas różnica jest niewielka, ale jednak na korzyść Męża 🙂 

 

 

 

 


Wtajemniczenie

Zamiast spacerować w deszczu odwiedziliśmy Monikę i Igora w domu, chłopaki bawili się w jednym pokoju, a my rozmawiałyśmy w drugim. Obie zaskoczone, że jest cisza i spokój. Od czasu do czasu mój wyglądał, czy jestem i wracał do zabawek. Byłyśmy obie pełne podziwu..

Mogłoby tak już być coraz częściej, tyle że może jednak poproszę bez kataru. Mężu spędził trochę czasu z Małym w markecie i przywieźli stamtąd infekcję wirusową. Tradycyjnie zaczęło się niewinnie, katarek wodnisty przemienił się w potwora zatykającego kompletnie nos i pozbawiającego nas wszystkich ciągłości snu. Doszedł kaszel, a od soboty jeszcze gorączka. Spędziliśmy więc weekend w domu, kombinując i wymyślając atrakcje dla najmłodszego, by przetrwać długie godziny. Udało mi się tylko wyrwać na małe zakupy, ale przy okazji podjechałam obejrzeć szybkowar.

 

Od kilku lat Mama namawiała mnie do przejścia na gotowanie pod ciśnieniem. Sama ma ze trzy takie garnki, o wiele krócej wychodzi jej przygotowanie zupy, stworzenie pysznego gulaszu czy ugotowanie kaszy i ryżu. Posiada jednak szybkowary, w których pokrywę zamyka się do środka i nawet nie wspominam ile razy taka pokrywka wpadła mi do zupy, czy zahaczyła paznokieć. Byłam zrażona i moje gotowanie było jednak tradycyjne. Dopóki nie trafiłam na szybkowar z pokrywą zakładaną od zewnątrz i zamykaną jednym, płynnym ruchem rączki. Po przeczytaniu tony opinii, zapoznaniu się z ofertą na rynku, po obejrzeniu zdjęć i po odwiedzeniu dwóch sklepów AGD, postanowiliśmy zrobić sobie prezent świąteczny w postaci ciśnieniowego garnka. 

 

Garnek jest, już nawet przetestowany na gotowaniu ziemniaków i zupy z kaszą pęczak – która w 10 minut była gotowa. Jestem tak pozytywnie nakręcona i nastawiona na tworzenie posiłków w szybkowarze, że teraz pozostaje mi tylko nauczenie się jego obsługi i czasów gotowania różnych potraw. Można powiedzieć, że wchodzę na wyższy stopień wtajemniczenia 😉 

 

 

 

czasy

(fot. ronatsklep – tylko ściąga, bo nie tu garnek kupowany)

 

 

Czasy czasami, da się to opanować. Mama do ściągi od dawna nie musi zaglądać, a ja już widzę, że przydałby mi się jeszcze drugi szybkowar o mniejszej pojemności. Można by w jednym robić gulasz, a w tym samym czasie gotować w drugim kaszę gryczaną. Na razie jednak spróbuję opanować jeden, a potem się zobaczy..

 

Tu się trochę sprzętem nacieszyłam, a tu jednak zdrowotne problemy znowu dały znać o sobie.. z Małym na szczęście nic groźnego, infekcja, którą musi odchorować. Za to przy wychodzeniu od pediatry Mężowi strzeliło coś w kręgosłupie, zgięło go i do końca wyprostować się nie dało. Normalnie idzie się załamać. Rodzice wychodzą na prostą, to teraz u nas atrakcje. Jutro małego chorego będę musiała wziąć ze sobą wioząc drugiego chorego do lekarza. W razie czego są już namiary na ustawianie kręgosłupa, ale jakoś z dużą dozą nieśmiałości podchodzimy do takich praktyk..

Rubik bez zmian

Po kontroli jeszcze większa ulga, rana goi się dobrze, niedługo będzie można zdjąć szwy i rozpocząć rehabilitację 🙂 Tata przeszczęśliwy (choć momentami nadal go nerw bierze że tak mu szpital państwowy tę nogę załatwił), może już spać bez buta ortopedycznego i od czasu do czasu siadać. Mama z kolei rozpoczęła dalsze leczenie kręgosłupa, niedaleko nas, więc na powrocie ma blisko by wpaść z odwiedzinami. Była wczoraj i też od razu widać, że wróciła jej radość po ostatnich stresach.

 

A my po wczorajszej rytmice podjęliśmy już decyzję o zmianie godziny i przejściu do grupy młodszej. Nie dość, że Mały nie chciał ćwiczyć, to zauważyłam, że pani prowadząca wprowadza za dużo piosenek do przećwiczenia. Dzieci nie mają czasu nauczyć się podskoków, obrotów i klaskania do jednej, a co dopiero do trzech. Podpytałam też dziewczynę, która przeniosła syna do tej młodszej grupy i ponoć świetnie się tam odnalazł. Mówią do nich bardziej jak do maluchów, a nie jak do wszystko już rozumiejących przedszkolaków. I nie ma też nacisku, by zrobić występ przed Mikołajem. Zwłaszcza, że część dzieci bywa w tym wieku zawstydzona i o żadnych większych popisach nie ma mowy. Chyba, że w domowym zaciszu.  Tutaj to dziecię nasze kochane i zatańczy i zaśpiewa misiowi i parę razy uda się namówić go do podskoków.

 

 

Co do treningów, to Mężu nadal kręci kostką.. dzień po dniu, w każdej wolnej chwili i bez znużenia. Czasy z 38 zeszły już do 17 sekund, a zapał by jeszcze je poprawić jest duży. Zbliżają się bowiem zawody w naszym mieście. Pierwsze planowane były w Gdańsku, ale że wyjazd nam nie wyszedł to będą tu na miejscu i na dokładkę już w styczniu. Emocje rosną, trzeba będzie pokonać drżenie rąk w trakcie układania Rubika przed publicznością i pokonać stres. Będę intensywnie kibicować wraz z Małym i tylko liczę na dobre godziny owych występów, bo jak wypadną w trakcie drzemki, to może być z marudzeniem. To jednak jeszcze zbytnie wybieganie w przód, na razie do kolekcji kostek doszły dwie nowe, o kosmicznych nazwach Mastermorphix i Square 1 i zwiększyły trening palców wraz z przestrzenną wizją.

 

 

 

 

kolejne :)

 

 

 

A moja wizja, to ostatnio film za filmem. Obejrzałam trudną „Opowieść o miłości i mroku”, obyczajowy „Bez miłości ani słowa” i wzruszający „Zaginiona Walentynka”. W kolejce czekają  „Jak ugryźć 10 milionów” z Willisem i z racji grudnia cała seria filmów świątecznych zapisywanych od dawna na długiej liście do obejrzenia. Ale te dopiero bliżej Świąt, wtedy takie filmy mają wzmocniony swój niepowtarzalny klimat.. Teraz „Pod słońcem Toskanii”, żeby się cieplej zrobiło 🙂