Te wiosenno-letnie dni zaskakujące, z przeskokami z 27 stopni na 15, więc i my przeskakujemy ze spódnic w spodnie i skórzane kurtki. Najważniejsze, że już nie zimowe, na niebie słońce błyszczy i że nadchodzący weekend też zapowiada się przyjemnie. A tydzień dodał nam trochę roboty, przy sprzątaniu balkonu, który po cięciu tam kafli i desek wyglądał jak magazyn budowlany z zakurzonymi skrzynkami i podłogą całą w pyle. Naszorowałam się parapetów, kafli po trzy razy mopem i jeszcze okna zostały do pełnego szlifu. Skrzynki czekają na kwiaty, stolik odświeżony, a i krzesła z piwnicy Mężuś przytargał. Mały tak zachwycony nową przestrzenią, że i śniadania chce jeść na balkonie i kolacje. Ja może dołączę, jak się z maty do akupresury zwlokę. Zwłaszcza, że do sił pora wracać, bo szafki w kuchni na czyszczenie czekają. Tak – etap meblowy wreszcie zakończony! Wszystko pomontowane, przykręcone i nawet listwa oświetleniowa blasku dodaje. Choć do szczęścia brakuje jeszcze silikonów przy łączeniu kafli z szafkami i odmalowania ścian, za co już Mężu planuje się zabrać. Tak, czy inaczej powoli można się do kuchni wprowadzać. Nareszcie..
Gotowanie też już powoli rozkręcone, zupy opanowane – pomimo lodówki i składników w salonie, a i pierwsza zapiekanka (makaronowa z kurczakiem i brokułami) w nowym piekarniku upieczona. Najwięcej radości przynosi na razie zmywarka i nacieszyć się nią nie mogę, pakując wszystko, co się da do środka i wciskając guzik Start. Instrukcję piekarnika czytam, poznaję możliwości i ustawienia. Cieszę się tymi nowymi sprzętami, jak dziecko:)
A skoro o dziecku mowa, to ostatnia z prac konkursowych do szkoły tworzy się intensywnie. Mam nadzieję, że już w czerwcu nie będą nas męczyć. W planach występy na zakończenie roku i Mały ma dużo tekstu do opanowania – dostał główną rolę, w parze z koleżanką – i jestem z niego mega dumna. Uwierzyć nie mogę, że niedługo zakończy pierwszą klasę, dopiero co ją zaczynał. Znowu łapię się na tym, jak ten czas szybko leci..