W miarę opanowane

Po miesiącu pracy nareszcie wpadłam w poranny rytm wstawania i popołudniowy w ogarnianiu codzienności. Mąż mi w tym pomaga, to on budzi MK, ścieli łóżka, wstawia wodę na herbatę. Ja w tym czasie lecę do łazienki, a potem szykuję dla wszystkich śniadania na wynos i mleko z płatkami dla syna. Mam na późniejszą godzinę, więc ja odwożę Małego, a potem już na spokojnie dojeżdżam do pracy (chyba, że śmieciarki blokują trasę, wtedy robi się nerwowo) Czas przy pracy leci szybko i ani się obejrzę, już pędzę po dziecię. Chyba, że są w planach zakupy, czy jadę do rodziców, wtedy się zamieniamy. Ale wystarczy, że jest choć jedna sprawa do załatwienia po południu i praktycznie ląduje się w domu na kolację..

Nie wiem jak radzą sobie samotni rodzice, ale jestem pełna podziwu, bo kiedy wszystko jest na głowie jednej osoby, o wiele trudniej z organizacją.. O czasie dla siebie nie wspomnę. Mam znajomą, która po pracy wszystko załatwia z dzieckiem u boku. Czasem wracają obie o 20 do domu, córka robi zadania w świetlicy, po szkole jakieś zakupy, czy basen i tylko kolacja i spać. Po kilku takich dniach zmęczenie materiału murowane.

Mnie też momentami zmęczenie dopada, choć chyba bardziej z niewyspania i z braku ruchu. Dlatego po wieczornej pielęgnacji zmykam do książki i spać 👋

Polecam na niedoskonałości
Reklama

Stadny ludek

Po świętowaniu trzeba było jednak w kuchni podziałać, ale zamówienie od dziecka na rosół i spaghetti dla nas, robiło się szybko i sprawnie. Mogliśmy więc rozegrać trzy partie gry w pociągi, które to wciągające i spodobały się całej trójce. Planszówki to coś fajnego dla młodszych i starszych i w tym kierunku będziemy szli w prezentach i zabawach na przyszłość. Może dzięki temu i Mały z kumplami kiedyś pogra, zamiast siedzieć z nosem w ekranie. Ale na dzień dzisiejszy brakuje nam pomysłu pod choinkę dla syna. Dostał tyle dobroci na urodziny, że nic konkretnego do głowy nie przychodzi. Nie chcemy żadnych figurek, pierdułek co trafią do pudła. Gry dostał ze trzy i ta moja do kompletu. Zabawek w domu od groma. Hulajnoga, rolki i rower są. No klops z pętelką.

Łatwiej już było załatwić prezent dla koleżanki MK (naszego Małego Księcia), wystarczyło podpytać jej mamy i gotowa lalka do kolekcji. Urodziny Julki minęły dziś w dużym tempie, zabawa tylko 1.5 godziny, z czego dzieci nie były zadowolone. Sala zabaw nowa, ale nie tak atrakcyjna jak ta, w której ostatnio świętowaliśmy. Stąd wieść od dziecka, że tam za rok urodzin spędzać nie chce. Dla mnie w sumie też czas na pogaduchy z mamami za krótki, ale cieszę się, że w ogóle był. Ludek ze mnie stadny, więc okazje do spotkań bardzo lubiący 👍

Elegancko

Nie sądziłam, że tak niewielkie święto zamieni się w pasmo niespodzianek i miłych chwil. Tuż przed ruszyłam wreszcie w te markety i choć nie upolowałam żadnej sukienki, to udało się trafić cudne botki – na obcasie! Nie za wysokim, ale jednak. Czas ciąży i początkowego macierzyństwa jakoś sprzyjał obuwiu na płaskiej podeszwie. Sukcesywnie, wraz z przyrostem wagi, potem biegając z wózkiem, za dzieckiem, za rowerem, do przedszkola, szkoły i na zakupy wyzbyłam się praktycznie wszystkich eleganckich butów zamieniając je na wygodne trampki, adidasy czy botki i kozaki zupełnie płaskie. Jaka więc teraz odmiana, gdy do sukienki i żakietu mogłam dołożyć tak kobiece i pięknie zdobiące stopę buty. Coś w tym jest, że mamy trochę z Kopciuszka, gdyż czasem jedna para butów potrafi odmienić życie. A jeśli nie życie, to przynajmniej samopoczucie:)

I w tak doskonałym stroju i nastroju ruszyłam, wyściskana o poranku przez moich chlopaków, do pracy. Z porcją słodkości dla dziewczyn, przyjmując życzenia i wśród działań tocząc sobie fajne pogawędki. Na razie atmosfera przyjazna i sympatyczna. Nawet pani M zaczęła przemawiać, od czasu do czasu, ludzkim głosem i zdaje się powoli oswajać z nowymi. A nowe wdrażają się w tematykę, uczą zasad postępowania i poznają otoczenie. Trochę to wszystko stresujące, ale i ekscytujące, bo naprawdę dawno nie byłam w firmowym świecie.

Poza firmowym, pęd i wyciskanie z czasu ile się da, by spędzić go jak najwięcej z rodziną i dziś udało się wyśmienicie, bo i gotować nie musiałam i zaprzątać sobie głowy sprzątaniem. Było za to wyjście do restauracji, były przyjemności prezentowe i odbieranie co i rusz miłych życzeń. Za wszystkie bardzo serdecznie dziękuję i dobrego weekendu życzę 🙂

Tu oszczędzić, tam wydać

Przed śniegiem i mrozem uratowałam skrzynkę pelargonii. Może przetrwają w domu i znowu uda się rozsadzić je do skrzynek na wiosnę. W tamtym sezonie tego nie zrobiłam i wydatek na kwiaty był dość duży. Na książkach też przez ostatnie lata bardzo oszczędziłam. Wprawdzie koszt poszedł w nowy czytnik, ale przy obecnych cenach książek myślę, że szybko się zwróci. Dwie papierowe wygrałam podczas Kina Kobiet i choć trudniej mi czytać w takiej wersji (nie da się po nocy – brak podświetlenia i nie da się zwiększyć czcionki;)), to na obie chętnie się skuszę. Choć czasu na czytanie mało..

Klimat świąteczny powoli mnie dopada, zaczynamy poszukiwania prezentów dla Małego i dla reszty rodzinki. Łatwo nie jest i już nawet nie chodzi o ceny, a o pomysły. Kiedy dziecię dostaje w listopadzie 12 toreb pełnych zabawek, to naprawdę trudno coś jeszcze wykombinować. Tymczasem pod choinką prezent znaleźć się musi, bo inaczej rozpacz ogromna. Może w tym tygodniu upoluję jakieś okazje, korzystając z black week, choć wiadomo, że trzeba być czujnym. Czasem te promocje są od dość mocno naciąganej ceny i tylko udają mniejsze. Sobie też coś na prezent bym wybrała, zanim święta, jeszcze po drodze mam imieniny. Mniej je świętujemy, niż urodziny, ale zawsze to miło jakimś drobiazgiem się nacieszyć..

Zima znowu zaskoczyła drogowców

Część planów udało się zrealizować, jednak śnieg pozmieniał wszystko. Bo jakże jechać do galerii, kiedy dziecię na sanki ciągnie i warto łapać okazję poczucia prawdziwej zimy. Zwłaszcza w wolne dni. Cieszyłam się, że w piątek ogarnęłam co trzeba – domowo. Posprzątane, obiad gotowy w sobotę rano, a umówione spotkanie spacerowe przeniosłyśmy z koleżanką na sanki, dzieci miały frajdę, a i my czas pogadać.

Mężuś w tym czasie odkurzył podłogi, została łazienka do umycia, ale to już w tygodniu nadrobię. Po saneczkowym szaleństwie poszliśmy całą ferajną na herbatę i po zaległy prezent urodzinowy Małego. Teraz już myślę, jak i kiedy ugościć dziewczynki, żeby za dobroci podziękować. Wieczorem nowa planszówka, a w niedzielę długi rodzinny spacer, zakończony goframi w kawiarni. Postanowiłam nagrać filmik z rzucania śnieżkami i lepienia bałwana, by całą rodzinę mieć w jednym miejscu. Lata lecą, rodzice coraz starsi i mam ogromną potrzebę zatrzymywania chwili.. Co więcej, pasję do zapisków, zdjęć i filmów przejął chyba po mamusi Mały Książę. Od kilku dni prowadzi swój zeszyt, wygrany w szachy, pod pięknym tytułem – Pamiętnik nocny:) Pamiętnik na razie otwarty i dostępny dla rodziców, zapiski należy podziwiać i bardzo mu w tym pisaniu kibicuję. Świetnie potem wracać do własnych notatek. Szkoda, że mnie w wieku 8 lat nie wpadł do głowy taki pomysł. Chętnie bym poczytała, co wtedy w moich myślach i sercu się działo..

Biurowa moda

Tym razem tydzień zleciał w mig, bo wreszcie rozkręciły się firmowe działania. Po tygodniu nudy i czytania po kilka godzin męczących dokumentacji dostałyśmy z A przydział zadań i aż się chciało robić:) Od razu czas szybciej leciał i energia zaczęła mnie rozpierać. Po pracy nadal latam jak szalona, ale powoli przestawiam się na popołudniowe godziny. Na razie w tygodniu gotuję zupy, bo najszybciej i na dwa dni wystarcza, ale może niedługo znajdę taki rytm, że i drugie dania zdążę uszykować. Jednak na takie cuda, jakie u Zosi jedliśmy pozostaną tylko weekendy.. Chyba, że nic więcej w ciągu dnia nie wpadnie dodatkowego i da się upiec coś pysznego..

Do tej pory, a to pranie, a to gotowanie, prasowanie, wycieranie kurzy, sprawdzanie lekcji, składanie ubrań, zakupy lub odwiedziny u rodziców.. Wystarczy, że zajęcia zajmą z dwie godziny i już zaraz pora kolacji i szykowanie do snu. Jeszcze tak szybko ciemno się robi, że noc jakoś szybciej nas dopada.. Tymczasem marzy mi się wyjazd do galerii, w poszukiwaniu wygodnych, ale i eleganckich strojów do pracy. Jakichś butów, może na małym obcasie, do zmiany na miejscu. Żeby nie męczyć stóp tyle godzin w botkach czy kozakach. Zima w końcu nadeszła dziś już mróz, śnieg zapowiadają, a ja to bym najchętniej w sukienki wskoczyła. Mogą być cieplejsze, ale takie skrojone ładnie, do tego żakiet, albo wersja – spodnie, koszula i marynarka. Widzę, że trochę mi się jednak tęskniło za biurową modą:) Nie mamy wprawdzie narzuconego dress code’u, jest dowolność i luz, część śmiga w adidasach, w swetrach (nawet bluzach), ale część w kieckach i szpilkach, na elegancko i mnie akurat do tej drugiej wersji ciągnie. Wreszcie przydają się ulubione marynarki, wyciągnęłam koszule i można by tylko odświeżyć look, bo jednak przez osiem lat trochę się moje biurowe kreacje zdezaktualizowały.

Czy uda się wykroić czas na zakupy, zobaczymy, priorytetem jest czas dla moich chłopaków. Potem spotkanie z koleżanką, obiad, spacer z rodzicami, odkurzanie mieszkania i odpoczynek, po całym tygodniu..

Bezcenny

Ten wolny czas był bardzo potrzebny i przydatny. Wysypianie do 9tej, odskocznia od pędu, wyciszenie, gry planszowe i pasjanse karciane z Małym. I co najważniejsze, dużo na powietrzu i spacery, w okolicy i po lesie..

Były też pogaduchy z Zosią, wspólne filmy – Listy do M 4 i bajki – Coco. Były pyszne obiady i nasza mała randka, z wyjściem do kina bo skoro 4 to i 5 część Listów do M obejrzeć chcieliśmy. Film, jak dla mnie na plus, może trochę bardziej nostalgiczny, gorzko prawdziwy, ale śmiech też był i ogólnie fajnie spędzony czas. Już się cieszę na rodzinne oglądanie poprzednich części. To taka nasza tradycja przedświąteczna i tylko na grudzień poczekamy, żeby bardziej klimat do filmu pasował.

Tymczasem zakupy na nowy tydzień wczoraj zrobione i przywiezione do domu. Zapas warzyw prosto z ryneczku, po części na obiad, reszta do zamrożenia. Lodówka uzupełniona we wszystko, co na urodziny z niej wyszło. Upolowałam też cienki, ale ładny sweter, pod marynarkę do pracy i wreszcie mały plecak, bo mój po wielu podróżach dokonał żywota. Ten jednak na dalsze podróże trochę sobie poczeka, nie wiem kiedy trafi się jakikolwiek urlop. Pozostaje cieszyć się weekendami i będę na nie czekać z utęsknienieniem.

Z rozwianym włosem

Ledwo się wyrabiam z ogarnianiem codzienności. Wszystko w pędzie, od samego rana i gdyby nie pomoc Męża dużo rzeczy do zrobienia leżałoby odłogiem. Mam jego wsparcie i realną pomoc, a to dużo przy takiej zmianie w życiu. Wstajemy wszyscy bardzo wcześnie.. jak Mały mógł pospać sobie do 7.30 czy do 8, tak teraz pobudka o 6 z hakiem i duże tempo. Choć powoli opanowuję rozkład dnia i nawet wykrajam moment na zakupy, gotowanie, wstawianie zmywarki, czy pranie pomiędzy innymi obowiązkami (nie wszystko naraz, ale jakoś to idzie).

Była też akcja mycia okien po remoncie u Rodziców. Był i wyskok po odbiór książek za naklejki – Mały teraz dużo czyta i każda fajna mile widziana.

Ale tak naprawdę latam jak szalona, trochę z obłędem w oczach i na razie ciągłym lękiem, czy się ze wszystkim wyrobię, czy dam radę z dbaniem o dziecko, o nas, o pracę, dom i choć trochę też o siebie.. Są momenty, że mnie to przerasta, że plecy mega bolą (po 12 tysiącach kroków, robię zaledwie 3 – 4 i kręgosłup odczuwa już brak ruchu), że jestem bardzo zmęczona i totalnie niewyspana. Ale daję sobie czas, na adaptację do nowego rozkładu dnia i zobaczenie, czy jakoś się w tym wszystkim odnajdę.

Na szczęście trzydniowy weekend przed nami, pora więc na regenerację, długi sen i jeszcze dłuższe spacery, żeby kroki nadrobić i ulżyć plecom. Miłego więc!

Urodzinowy szał:)

Przygotowania rozpoczęłam już w piątek, tworząc ciacha dla pierwszej tury gości. Sobotnie urodziny Małego odbyły się w tej mega sali, którą odkryliśmy rok temu. Duży plac zabaw, z trampolinami, piankami, boiskiem, tyrolką i małpim gajem to ogromna radość dla dzieci:) Za to dla rodziców kolorowa sala z zastawionym stołem i pogaduchami przez kilka godzin, to niezły wypoczynek. Wyszło ich prawie 5 h i choć nam już wystarczało, to dzieci jeszcze chciały poszaleć. Jakby normalnie czerpały energię z powietrza. Włosy mokre, zadyszka, ale – Mamo jeszcze nie wychodzimy!

W domu otwieranie prezentów do nocy. Tematyka przewodnia w tym roku – Pokémony (gry, maskotka, figurki, plecak, klapki.. wszystko z Pikachu). Przeszliśmy już etap Psiego Patrolu, Avengersów i Minecrafta. Ciekawe co będzie w kolejnym roku. Może tort z Harrym Potterem?

A skoro już w temacie tortów, to po raz pierwszy popełniłam swój własny. Robiony z pomocą Męża i z masą porad. Wyszło całkiem fajnie, jak na pierwsze pieczenie. Smakowało rodzince, która w niedzielę dotarła na drugą turę urodzinowego imprezowania. Oprócz zabaw z dziadkami i bratem ciotecznym, była też degustacja mego pierwszego sernika. Aż sama byłam pełna podziwu za odwagę. Choć miałam też wsparcie i porady online, za które bardzo dziękuję! Najważniejsze, że Mały szczęśliwy i można w dobrym nastroju wchodzić w 8 rok życia:)

Pierwsze koty za płoty

I tak to, trzy dni w nowej pracy za mną. Jest bardzo dobrze – poza porannym pędem;) Na razie dużo luzu, czytanie dokumentów. Co i rusz podpisywanie papierów i tak naprawdę odliczanie czasu do wyjścia. Bardziej męczy mnie nicnierobienie, niż gdy zasuwam i upływ czasu staje się niezauważalny. W nowym tygodniu zacznie się większe tempo, obecnie oswajam się z terenem i z dziewczynami, z których większość fajna, otwarta i pomagająca. Tylko jedna z pań trochę zdystansowana, ale niektórzy tak mają, że są bardziej ostrożni i dalecy od spoufalania się. Choć dziś już kilka słów w moją stronę padło, więc jest szansa, że się z panią M kiedyś dogadam;) Pozostała ekipa sympatyczna, pani kierownik z uśmiechem, także z przyjemnością zasiadam sobie w moim biurowym królestwie.

Choć to zasiadanie moim plecom nie służy, dlatego pilnuję, by co godzinę wstać, rozprostować się i trochę poruszać. Największy ruch jednak mam o poranku, kiedy to muszę na czas wyprawić siebie i Małego. Kiedyś w 20 minut byłam gotowa do pracy, przy dziecku dużo więcej do ogarnięcia. Ale już widzę ile mi zajmuje, by się ze wszystkim wyrobić i spokojnie mogę pospać 15 minut dłużej.

Mały świetlicą zachwycony, bawi się przed lekcjami i po. Ma teraz więcej czasu z kumplami i zacieśnia też więzy z koleżankami. Zwłaszcza z jedną;) Ponoć i buziaki w policzek już były. Dobrze, że tylko to;) Do tego wygrane za szachy drobiazgi i wyróżnienie za pracę plastyczną. Jest więc co świętować, choć najważniejsze teraz przygotowania do urodzin syna. Muszę tylko odespać pobudki i biorę się do działania.