Pomocni..

Jestem niesamowicie poruszona i wzruszona troską rodziny i znajomych, tych bliskich i dalszych, którzy dopytują o samopoczucie, o to, czy daję radę i czy w czymś pomóc nie trzeba. I ta chęć pomocy to nie tylko słowa, to jest naprawdę realne, z prawdziwą chęcią realizacji tych słów..

Koleżanka z osiedla zaproponowała, że może odprowadzać rano MK do szkoły. Druga, szkolna, zabrała go do kościoła i chciała robić zakupy (w tym akurat temacie Mąż coraz lepiej sobie radzi;)). Nasza blogowa Blubra zgłosiła chęć przyjazdu (30 km), żeby pogotować mi obiady i pomóc w domu (dziękuję po stokroć!). Dostaję codziennie troskliwe wiadomości, na blogu od Was tyle ich czytam, dzwonią rodzice, koleżanka z pracy, pani kierownik też..

Normalnie serce rośnie ❤ i jest mi tak niezmiernie miło ze świadomością, że na tym świecie (i tuż obok) jest dużo dobrych ludzi..

Niedogodności

Nie sądziłam, że tak męczące jest poruszanie się o kulach. Powoli jakoś się przemieszczam, ale już zakwasy w dłoniach są i wzdłuż boków, a udo drugiej nogi boli bardziej niż stopa. Cały ciężar ciała przesunął się na jedną stronę,więc i biodra już dostają i kręgosłup. Dużo leżę, trochę siedzę, w pionie mnie niewiele. Generalnie gdy stopą nie ruszam, nie boli w ogóle, za to spuchnięta jest jak balonik. Palcami mogę machać, chociaż zwiększyły się dwukrotnie i na razie nawet okłady nie pomagają. Nic to, smaruję, leki biorę i krioterapię stosuję, czekając na poprawę..

Z ułatwień – zamontowane mam w łazience krzesło, w wannie stołeczek plastikowy, na kuli zawieszoną torbę prezentową do transportu rzeczy drobnych (nie mówię o talerzu, który niosłam w zębach:)), wszelkie drobiazgi i ładowarkę trzymam na kanapie skąd mam centrum dowodzenia. I cóż.. nadrabiam spanie, czytanie i Netflixa (polecam film „Piękne życie”). Jedyne plusy 🙂

Dziękuję serdecznie za wszystkie słowa wsparcia i pocieszenia:) 🌺

Uziemiona

Przez całe moje dotychczasowe życie nie złamałam ani jednej, nawet najmniejszej kostki. Aż do wczoraj..

Schodziłam z MK po schodach. Ciemnych jak w środku nocy, a raptem 19 była (oszczędności się spółdzielni zachciało, szlag by to). Schodek był już ostatni (tak myślałam) i obróciłam się do dziecka mówiąc – uważaj Synku, bo tak ciemno, że spaść można. I zrobiłam krok. Rąbnęłam całym ciężarem, na wyginającą się w bok kostkę. Upadek mega bolesny. Cud, że ręce całe i reszta. Poszła kość sześcioboczna w stopie. Ała.

Co się działo potem, w skrócie. Opuchnięcie. 3 godziny SOR, RTG, L4, powrót taxi po nocy, zimne okłady, Traumon, przeciwzapalne, przeciwbólowe i oto jestem. Uziemiona.

Zauroczenie

Syn wrócił ze szkoły.. pachnąc damskimi perfumami. Otóż ma adoratorkę, która w ten subtelny sposób zaznaczyła swój teren;) Adoratorka dość intensywnie okazuje mu zainteresowanie, ganiając MK na przerwach, muskając go po szyi, tudzież czepiając się rękawa. I niby Młody się kryguje, niby śmieje, ale widać, że owo zainteresowanie mu schlebia. Co jakiś czas pojawiają się opowieści, o tym, jak to już 5 dziewczyn go kocha (w tym 3 z klasy, 1 z podwórka i jedna z Krakowa!). „Niestety” on ponoć jeszcze żadnej. Ta odważna panna mało nam pasuje na przyszłą synową (druga z klasy fajniejsza;)), ale cóż.. nie my wybieramy i w przyszłości wybierać nie będziemy.

Pamiętam i ja stan zauroczenia z podstawówki (choć raczej w późniejszym wieku), ale jakoś nie było śmiałości, by zaczepiać, tudzież perfumami spryskiwać – zresztą, kto miał wtedy perfumy. Skradało się z partyzanta na odpowiednie piętro, by pooglądać obiekt zainteresowania. Wzdychało w pamiętniku, a jak przeszedł obok i wzrokiem zahaczył.. uspokajało palpitacje serca.

Pamiętacie te pierwsze zauroczenia?

Wodne kule

Pogaduchy sympatyczne, a i weekend poza domem ciekawy. Spacer nad Odrą z rodzicami, jedną nogą w Morskim Centrum Nauki – do którego jednak wybierzemy się, gdy pogoda całkiem nie będzie dopisywała i gdy luźne 3 godziny się znajdą. Na tyle tam zapowiadane atrakcje, a że nikt z nas nie był, chętnie odwiedzimy.

Ktoś był? Warto?

Rodzice dawno nie wędrowali na Łasztowni, także i fotki w płaszczu Krzysztofa Jarzyny (z „Poranku Kojota”) zaliczone i huśtawka z dźwigami uśmiech przyniosła. Przyjemny czas. Niestety rodzinka brata odpadła, bo tym razem bratanek zdrowotnie się rozłożył. Nie ma lekko, a tu już powrót do pracy i odliczanie do kolejnego weekendu. Niech moc będzie z nami..

Bambetle

Fachowcy pomogli w kwestii butów – botki upolowane i jestem mega zadowolona (przy okazji 4 stare pary butów wywalone-sukces). Ale polowanie na spodnie zostawiam na wiosenny czas. Mam dość galerii, a na rynkach już mokro i zimno, przymierzać nie ma jak. Na szczęście weekend ma być suchy i taki też się zaczął. Niestety w pełni z niego nie skorzystamy, bo MK jeszcze smarka, choć wreszcie widać poprawę. Jesień przydaje się za to na ogarnianie domowych tematów. W piwnicy też, więc nareszcie Mężu zrobił porządek. Nie wiem po co trzymaliśmy stare talerze, zabawki i resztki farb. Co się dało, wywalone i chcę pilnować, by nie zarastać bambetlami. Z domu też wypadają stare książki, gry z których Mały już wyrósł, dwa krzesełka ogrodowe i oczywiście ubrania. Na jesienny czas przygotowani, nawet kalesony dla dziecka upolowane, pod chłodne spacery (dzięki Paulinko:)). Dziś spotkanie u Hani, pogaduchy w babskim gronie i wreszcie trochę relaksu. A na razie.. gramy domowo. Miłego weekendu!

W galerii

Wracając w tryby codzienności rozpoczęłam niełatwe polowanie na nowe botki, białą koszulę i spodnie. Nie sądziłam, że będzie to aż takim wyzwaniem. Po trzech godzinach przebijania się w tłumach, przeglądzie setek wieszaków z dziwnymi ubraniami o niezrozumiałych fasonach i „ozdobach” udało mi się wreszcie upolować prostą, standardową, białą koszulę. Bez bufek, żabotów i gumek przy rękawach. Uff.

Spodnie natomiast miały krój ze starszego i grubszego brata, lub były dzwonami, które choć lubię, do pracy w biurze mi nie przystają. Z botków trafiłam jeden jedyny ładny fason i niestety na sklepie również jedyny but – lewy. Prawy ktoś ukradł, ewentualnie przestawił w bliżej nieznane miejsce. „Proszę zamówić przez internet”. Tyle, że u mnie z zamawianiem problem. Zawsze coś przybywa nie takie, jak powinno. Także polowania w galerii ciąg dalszy i może wezwę na pomoc fachowców od zadań specjalnych. Niech pomogą.

Wysprzątany prezent

Cieszy mnie wysprzątane mieszkanie. Nie tak po łebkach, tylko tak od szaf po podłogę i każdy zakątek. Normalnie czuję wtedy szczęście, ulgę i oddycham pełniej. Czy to dziwne?;)

Na moje listopadowe święto zażyczyłam sobie od chłopaków czystego mieszkania i kwiatów na stole (mogą być jesienne liście). Potem wspólny czas i żadne rzeczy materialne nie są mi do szczęścia potrzebne..

MK wydobrzał na tyle, że chyba pójdzie do szkoły. Ograł nas w ten weekend w szachy, z kretesem. W środę turniej, trzymamy kciuki.

A teraz pora na głosowanie.

Doceniona

Ktoś lubi piątki 13go? Bo ja lubię 🙂 Od zawsze w te dni udawało się zdać egzaminy, albo przytrafiały się w nie fajne sprawy (może dlatego, że przyciągam je pozytywnym nastawieniem). Dziś na ten przykład, dostałam mały awans – może taki trochę na wyrost i nie do końca chciany, bo nie wiem czy podołam (ledwo rok pracuję i dopiero co podstawy ogarnęłam), ale jak miło było słuchać słowa uznania i poczuć się docenionym. Przyszłość pokaże, czy słusznie;)

MK za to, jako mistrz szachowy, został zaproszony do kolejnego turnieju szachowego. Po wakacjach trzeba trochę odświeżyć granie, a że weekend dla niego lekko podziębiony (oby na „lekko” się zakończyło), to będzie czas na trenowanie. Gry na gitarze też, bo i tu powrót do zajęć, co nas bardzo cieszy.

Miłego weekendu i spokojnego głosowania!

Pomysły

Mamy pomysł na prezenty od nas i od dziadków (na urodziny i później pod choinkę), karta sim do telefonu – bo już dłużej nie da się tego odkładać. Zdalnie sterowane auto i kubki speed stacks, które zafascynowały ostatnio MK

Do tego jakiś licznik do roweru od wujka, album na karty pokémonowe od Zosi i może kolejna książka z serii Minecraft, do kolekcji. Gry planszowe już odpadają, mamy ich dużo, a czasu na granie ciągle za mało..