Sezon jesienny uważam za otwarty i to nie przez kasztany, liście czy inne objawy.. tylko oczywiście, nieodłączny przejściowej pogodzie, najzwyczajniejszy w świecie – katar. Mężu kicha, Brat już swoje odchorował, Monika atakowała katar lekiem przeciwwirusowym, a ja nawet nie chcę myśleć ile w powietrzu unosi się kropelek, z których pewnie padnie i coś na mnie. Żeby nie było lekko dopadło i naszego Synka. Wiążą się z tym noce przesypiane w kratkę, aspirator w użytku non stop, ciężkie oddychanie i inhalacje z soli fizjologicznej.. Miodzio.
Cieszę się, że jeszcze na początku tygodnia udało nam się wybrać na długi spacer z Moniką i Igorem. Moniki Meżu wyjechał w swoje rodzinne strony i miałyśmy czas dla siebie, przez kilka dni, również popołudniami. Powędrowałyśmy nad jezioro, na plac zabaw, gdzie chłopaki mogli szaleć do woli jeszcze przy ładnej pogodzie. Tyle, że ta pogoda teraz zdradliwa, tu przygrzeje, tam zawieje i katar gotowy. Znowu dylemat jaką czapkę zakładać, z daszkiem, bawełnianą czy ocieplaną. Najlepiej żonglować wszystkimi trzema na zawołanie. Tyle, że ta z daszkiem woła już o pranie, ta pośrednia się zagubiła, a na zimową chyba jednak za wcześnie. Czyli sezon czapkowych dylematów i ich poszukiwań również uważam za rozpoczęty. W związku z powyższym pojechaliśmy dziś na polowanie i choć nie udało się trafić takiej czapki jaką bym chciała, to dobre i te…
Tatko nie przejmując się wiatrem, zapowiadanym deszczem i innymi niedogodnościami wybył już na ryby. Mieliśmy podjechać do niego nad jezioro, w weekend, ale z racji kataru chyba nic z tego nie wyjdzie. Na razie śmigam więc do Mamy, żeby nie siedziała sama w domu. Tyle dobrego, że katar nie pozbawił najmłodszego energii, ciągle dokazuje i bawi się na całego. Na dokładkę nauczył się mówić A B C D i liczyć do trzech, z czego „tsy” najlepiej mu wychodzi 🙂 Miłego weekendu życzą więc dumni rodzice.