Wśród bliskich było i nawet wyjazdowo, bo do Zosi się wybraliśmy. W domu z piecem i kuchnią opalaną drzewem było ciepło jak w puchu. Do tego smakołyki dla nas, krokiety z pieczarkami i serem, kotleciki w cieście – jakie tylko moja teściowa robić potrafi. Przy okazji wizyta z psem u weterynarza, buszowanie po rynku, place zabaw z Młodym, spotkanie Męża z kumplem i lekko mroźne, ale jeszcze słoneczne spacery po lesie..

Psinka i kot mają się już lepiej, jak nie chorowały, tak teraz oboje ich coś zmogło. Na szczęście idzie ku lepszemu, leki pomagają, choć niestety na starość (w przypadku psa Agi) już się wiele zrobić nie da. Piesek ma jednak wspaniałą opiekę i dużo miłości. Może nawet uda się go zabrać wraz z Zosią i kotem do nas na Święta. Czego bardzo sobie wszyscy życzymy. Moi rodzice chcą wyprawić je u siebie w domu, z naszą pomocą, ale żeby właśnie zebrać wszystkich w jednym miejscu. Jeśli się to uda, muszę zacząć trenować kolędy na gitarze, bo Mama mi znowu nie odpuści;) Z podróży przywiozłam jeszcze myszę witrażową z przydomowego ogródka. Skoro blog Myszy, to i tych stworków zabraknąć nie może (na równi z chomikami, które od zawsze uwielbiam). MK już się zresztą chomika domaga, ale póki pokoju brak, póty miejsca na kolejne akwarium (czy klatkę) nie wystarczy.
