Mała podróż

Wśród bliskich było i nawet wyjazdowo, bo do Zosi się wybraliśmy. W domu z piecem i kuchnią opalaną drzewem było ciepło jak w puchu. Do tego smakołyki dla nas, krokiety z pieczarkami i serem, kotleciki w cieście – jakie tylko moja teściowa robić potrafi. Przy okazji wizyta z psem u weterynarza, buszowanie po rynku, place zabaw z Młodym, spotkanie Męża z kumplem i lekko mroźne, ale jeszcze słoneczne spacery po lesie..

Psinka i kot mają się już lepiej, jak nie chorowały, tak teraz oboje ich coś zmogło. Na szczęście idzie ku lepszemu, leki pomagają, choć niestety na starość (w przypadku psa Agi) już się wiele zrobić nie da. Piesek ma jednak wspaniałą opiekę i dużo miłości. Może nawet uda się go zabrać wraz z Zosią i kotem do nas na Święta. Czego bardzo sobie wszyscy życzymy. Moi rodzice chcą wyprawić je u siebie w domu, z naszą pomocą, ale żeby właśnie zebrać wszystkich w jednym miejscu. Jeśli się to uda, muszę zacząć trenować kolędy na gitarze, bo Mama mi znowu nie odpuści;) Z podróży przywiozłam jeszcze myszę witrażową z przydomowego ogródka. Skoro blog Myszy, to i tych stworków zabraknąć nie może (na równi z chomikami, które od zawsze uwielbiam). MK już się zresztą chomika domaga, ale póki pokoju brak, póty miejsca na kolejne akwarium (czy klatkę) nie wystarczy.

Reklama

Nic więcej

Współczuję tym dzieciom uziemionym na kwarantannie w domu. Przez brak ruchu, wybiegania na powietrzu i przez siedzenie po pięć godzin przed ekranem już się można rozchorować. Do tego uziemieni rodzice, choć oni akurat po południu wyjść mogą. Koleżanka po trzech dniach takiej zdalnej nauki ma dość, co dopiero mówić o siedzeniu tak tydzień, czy dwa. Młody chodzi do szkoły – nie wiadomo na jak długo – świetlica już zamknięta, wszystkie panie na kwarantannie, ale lekcje jeszcze trwają. W klasie zamontowany jest ekran, widać nauczyciela i część klasy. WF odwołany, bo ograniczają wyjścia na zewnątrz i poruszanie się po korytarzu. Tyle dobrego, że z garstką kolegów się spotka w sali. Najważniejsze jednak żeby nie zachorował, boję się tego choróbska, niektórzy naprawdę ciężko przechodzą, a powikłania mogą się ciągnąć miesiącami.

Niedługo kończy nam się umowa na internet, a w razie czego musimy być gotowi do zdalnego nauczania. Nowa oferta oczywiście próbuje być droższa, ale nie dajemy się i więcej płacić nie zamierzam. Najwyżej będę składać wypowiedzenie i szukać alternatywy, albo czekać na telefon z działu utrzymania klienta i walczyć o utrzymanie obecnej ceny. Brat wynegocjował lepsze warunki niż mamy, czyli da się, tylko twardym trza być, nie miętkim. Net to teraz podstawa, choćby na takiej kwarantannie dla dziecka do szkoły. Drugi laptop też by się przydał, na jednym długo nie pociągniemy. A wydatków za dużo jak na tak krótki czas, zamówiliśmy zlewozmywak z baterią i syfonem, w grudniu musi być kupiona kuchenka, zmywarka i płyta gazowa. Do tego Święta przed nami, a wszystko rośnie w cenę z dania na dzień. Także nawet świętowanie imienin we troje, bez zapraszania rodziny i ferajny. Już wystarczy, że Młody miał trzy imprezy, a ja przy okazji też się z rodzicami, bratem i ze znajomymi spotykałam. Mężuś zrobił niespodziankę, skrócił nadgodziny i porwał mnie na desery do Cafe 22, bardziej dla widoków na nasze miasto z wysokości 22 piętra, niż tych słodkości.

Było romantycznie i zaskakująco, gdy dostałam od niego i od Młodego Księcia perfumy. Nie spodziewałam się żadnych prezentów, myśląc że samo wyjście nim będzie, tym bardziej było miło:) Ale tak naprawdę zamiast prezentów najbardziej pragnę zdrowia, obniżek cen i spokojnego życia, wśród bliskich. Nie trzeba nic więcej..

Światła

Zabawki dla dzieci zamówione, pod poduszkę i do buta będą drobiazgi, pod choinkę już coś fajniejszego, ale też bez szału. W te Święta raczej wszystko skromniejsze. Rodzice postanowili jeszcze wyprawić uroczystość w domu, z naszą pomocą, ale na spokojnie. Po pierwsze drogo, po drugie sił trochę brak i tej radości, którą kiedyś czuli razem z nami. Mnie Święta cieszą najbardziej pod kątem spotkania z rodziną i tej otoczki, która od grudnia do końca lutego może sobie być i świecić kolorowym światłem.

Światła dodały też uroku Bulwarom nad Odrą, nad które ostatnio chętnie jeździmy. Spacer po lesie z Bratem, jego rodziną i Rodzicami był fajny, ale tłumy psuły całościowy odbiór. Bratanek ledwo manewrował rowerkiem biegowym pomiędzy ludźmi. Nic dziwnego, kiedy pogoda w listopadzie dopisuje, każdy nosa z domu wychyli.

No prawie każdy, bo nie każdemu teraz dane. Na ten przykład dwudziestu maluchów z naszej klasy zostało od wczoraj uziemionych w domach, na kwarantannie. A to za sprawą pani ze świetlicy z pozytywnym wynikiem testu. Została ósemka pierwszoklasistów, w tym nasz Młody, co z jednej strony cieszy, z drugiej stresuje. Choć odizolowano panią i dzieci mające z nią kontakt, to przecież wirus szaleje sobie po korytarzach w najlepsze. Przyznam szczerze, że gdyby była możliwość zaszczepić dziecko, od razu bym to zrobiła. Akurat u niego wszelkie choróbska idą na oskrzela i wolałabym, by miał jakieś wsparcie od środka. Sami czekamy na trzecią dawkę i choć spotykamy się ze znajomymi i rodziną, Mąż pracuje, chodzimy do sklepów – bo zamknąć się na życie całkiem nie da – to jednak z tyłu głowy słowo wirus nie znika. I chyba im dłużej będzie opór przeciw szczepionkom, tym nie ma co liczyć na zmianę tego stanu. A świat taki piękny i chciałoby się żyć normalnie i bez strachu o zdrowie swoje i najbliższych..

Imprezowy listopad

Oko przymrużone – na bałagan jaki czwórka dzieci w ciągu pięciu godzin twórczo rozkręciła i jakie my, całą zastawą w kuchni wytworzyli. Tym bardziej, że spotkanie bardzo udane, pogaduchy o wszystkim i miłe towarzystwo. MK dostał fantastyczne prezenty, które i mnie cieszą. Nowa czapka na zimę się przyda, koszulka z długim rękawem i fajna planszówka do kolekcji (dziś sześć razy grana) i klocki Lego wciągające w budowanie (zwłaszcza po kolejnym odcinku Lego Masters).

Dzięki jednej koleżance mieliśmy animację dla maluchów, a dzięki drugiej obiad na dzisiaj. Przyniosła ze sobą pyszne drożdżowe buły z kurczakowo-warzywnym farszem. Rarytas idealny pod sos czosnkowy i po podgrzaniu w piekarniku smakujące równie dobrze, co w dniu pieczenia.

Od nas tradycyjnie sałatki, przekąski, słodkości, chrupanki dla dzieci i dużo ciasta, które jeszcze na niedzielę zostało. Także zaopatrzenie mamy, jutro do sklepu skoczę tylko po piżamę dla Młodego. Pora go cieplej ubrać, gdyż nadal nie chce się w nocy przykrywać i sama marznę na widok tych jego odkrytych nóg i podwiniętych rękawów.

Listopad mimo wszystko okazał się łaskawy z pogodą, jest już chłodniej, wichry znad morza docierają (choć dużo mniejsze niż tam), ale spacery nadal przyjemne i widoki wieczorne miłe dla oka. Wkleję fotki przy następnym łączeniu z bazą, bo teraz wreszcie nasz Jubilat zasnął i lecę wybierać świąteczne prezenty od Mikołaja. Rodzina postanowiła, że już – z obawy przed kolejnymi podwyżkami w grudniu.

Spontan

Dotrwać dotrwaliśmy i jeszcze weekend przywitał mnie niespodziewanym wyjściem do Prywatki. Nie na, ale właśnie do. Dziewczyny skrzyknęły znienacka ekipę, babski wieczór zakotwiczył w pubie i choć niedawno widziałyśmy się na urodzinach MK, to z przyjemnością dałam się z domu wyciągnąć. Choć obecne spontany inaczej wyglądają, niż kiedyś. Teraz jakoś szybciej człek zmęczony, a i chętnie do Męża i dziecięcia wraca, zamiast balować do godzin porannych. Co się jednak nagadałam i naśmiałam to moje, a przynajmniej jutro będę wyspana.

Wyspanie przyda się na kolejne spotkanie, wprawdzie dwa dni wcześniej planowane, ale do ostatniej chwili niepewne. Dopiero dziś ok 22 dostałam wieści, że koleżanka przybędzie z córką, która to nie mogła dotrzeć do sali zabaw z racji przeziębienia. Też znajomi z dwójką chłopaków się przyłączą i wreszcie świętowanie urodzin Młodego będzie można uznać za zakończone. I choć obecnie jest wiele ważniejszych spraw i trudnych tematów, to warto wśród nich znaleźć coś dobrego i przyjemnego, by nie brać życia tylko i wyłącznie na serio. Spontan czasem się przydaje i przymrużenie oka też..

Drogo

A na tej ziemi drogo jakoś się zrobiło niesamowicie (ceny już nie skaczą trochę, lecz walą z grubej rury) i listopad przytłoczył nas dodatkową ilością opłat wszelakich. Dwie imprezy urodzinowe dziecięcia, dwa auta po naprawie, jedno OC bijące po kieszeni, przegląd, a jeszcze w ramach decyzji kuchennych 50% zadatek horrendalnej kwoty. Mimo wszystko ulgę poczułam, gdy fronty i blaty wreszcie trafiły w nasze gusta. Jednak po ostatniej wizycie fachowca, który przywiózł osiem desek w różnych odcieniach by wybór leciał metodą odrzutową, dotarło do mnie, że będą jeszcze kafle na podłogę i na ścianę. Tymi jednak rzucać ciężej, także pora ruszyć do Lerojów, Castoram i innych takich.

Ale zanim ruszymy, najpierw zdjęcia z imprezy do wszystkich pełnoletnich gości. Wizyta z MK u dentysty (zęby zdrowe, ortodonta się kłania), potem do rodziców na zabawy z wnuczkiem. Kolejny konkurs w szkole – tym razem wierszem malowany (na tapetę poszło „Nic dwa razy” Szymborskiej) i codzienne dosyłanie zadań bieżących i domowych dla przeziębionych dwóch kolegów i koleżanki Młodego. Na pocieszenie całkiem przyjemna pogoda z plusem, w ciepłym swetrze wprawdzie ale nadal w płaszczu. I wspomnienie z weekendu, nad Odrą, by dotrwać do kolejnego..

Dziecięcy raj

Imprezy urodzinowej ciąg dalszy, tym razem wśród znajomych i ich dzieci. Było wesoło, z pogaduchami dorosłych i szaleństwem dzieci w kulkach, piankach i na trampolinach. Dwanaścioro młodych i małych gości (miało być 17, ale przeziębienia zrobiły swoje), skakało, biegało, grało w piłkę i zjeżdżało z czego się dało. Trudno było łapać ich na zdjęciach w tej ogromnej sali zabaw i w ciągłym ruchu. My za to w ferworze dbania o gości, o smakołyki i dolewanie napojów, żeby nikomu niczego nie brakowało. Tort, który Młody dostał w prezencie od mamy koleżanki, zrobił furorę. Podziwialiśmy jej zdolności, a przy okazji świetne smaki, jakie połączyła w środku- malina i oreo.

Całość bardzo udana i ten jeden raz zaszaleliśmy na taką skalę, następne tak kosztowne i wielkie spotkanie przewidujemy dopiero na komunię.

Tymczasem z dziecięcego raju wracamy do codzienności. Po sobotnim nalocie na markety z AGD, trochę bardziej klaruje się temat kuchennych sprzętów. Jutro oddajemy też próbki blatu i frontu i bierzemy kolejne, do obejrzenia w kuchni i przy dziennym świetle. Czeka też dentysta dla MK i znowu auto trzeba oddać do mechanika – tym razem jakiś żarnik przy świetle i blokada bagażnika. Nie ma lekko, wracamy na ziemię.

Święto?

Przykre to, ale naprawdę coraz trudniej być patriotą w tym kraju. Dużo niechęci płynie z góry w kierunku własnych obywateli, podejmowane decyzje napawają strachem i smutkiem. Żyje się coraz trudniej, a takie widoki, jak na wczorajszym spacerze nie napawają radością w związku z wolnością, tylko zaczynają budzić niepokój. Nie mówiąc o marszach niepodległości, które ze świętowaniem niewiele już mają wspólnego..

Nie wiem jak dziecku przekazywać te dobre wartości, tę miłość do kraju, z którego wielu już uciekło. Zaczyna pytać o historię, o nasz Pomnik Czynu Polaków, wczoraj mówił, że on chce tu mieszkać, bo to jego dom, jego miejsce. W przedszkolu hymn znał już na pamięć, dziś w szkole mają apel z kotylionami polskimi przypiętymi do eleganckich koszul. I pewnie dzieci wiele wzniosłych słów usłyszą i chciałoby się, by te słowa w rzeczywistość dało się odnosić.

Tymczasem trochę na smutno, ale jednak nie tracąc nadziei, wracam do domowego grajdołka. Gdzie temat kuchni pochłania mnie bez reszty, a Męża porywam wkrótce na oglądanie blatów i frontów, bo na razie tylko ja je widziałam. Wieczorami czytam o sprzętach, cieszę oczy ich wizją i możliwością użytkowania czegoś lepszego niż teraz. W weekend chciałabym pojeździć po sklepach AGD, a i spotkaniem wśród znajomych w sali zabaw razem z dzieckiem cieszyć się zmierzam. Miłego weekendu..

Projekt Kuchnia

Po gruntownym sprzątaniu, przed przyjęciem, w domu nadal czysto i jeszcze trochę świątecznie, z racji pozostałych ozdób i kolorowych balonów. Niech się MK (Młody Książę) nacieszy swoim świętem, a my wraz z nim, na przekór temu, co się w świecie dzieje. Są takie momenty, że złość i rozpacz, pojawiające się przy kolejnych dramatycznych wiadomościach potrafią skutecznie załamać i odechciewa się wszystkiego. Ale też mimo wszystko żyć trzeba i wykrzesać z siebie energię do działania.

Odnośnie naszej małej przestrzeni życiowej – na początek kuchennej – klamka zapadła. Przybyli fachowcy na pomiary i rozpoczęło się tworzenie projektu owego grajdołka. Mocno nadwyrężonego zębem czasu, oparów z czajnika i z wieloma brakami. Brakiem głównym jest dobry piekarnik, z termoobiegiem, a mile widzianym – okap i zmywarka. Także temat ruszył, dziś byłam oglądać fronty i blaty, nie ma odwrotu. A co się z tym wiąże, wie ten, kto ma już remont kuchni za sobą.

Rozpoczęły się więc pytania typu – czy wymieniamy kafle na podłodze, czy zlew czarny, srebrny, a komory dwie, a może jedna z ociekaczem? Zmywarka 45 czy 60? Fronty matowe ili z połyskiem? Trudna decyzja! Lodówkę zabudować, zostawić odkrytą? A obok półki, czy szafka zamknięta? Jaki piekarnik, jakiej firmy zmywarka? Ratunku pomocy! Jednego fachowcy byli pewni. Będzie oświetlenie i duże kafle na ścianie. I będzie pięknie. Ale drogo. W co akurat nie wątpię;)

Foto z ogródka Zosi, dla ukojenia..

Siedem

Coś jest takiego w tej liczbie, że dla wielu szczęśliwa, a i my ją bardzo lubimy. Młody nawet w dzienniku pod ten numer trafił i choć nie od cyfry powodzenie w szkole zależy, to jak na razie same szóstki i piątki z plusem przynosi.

Tymczasem siedem lat temu nasza Miłość przyniosła nam na świat maluszka takiego, słodziaka dla nas najpiękniejszego na świecie. I JUŻ BEZ NIEGO NIC. Z nieporadnego niemowlaka wyrósł zaradny pierwszoklasista, który przez te lata nauczył się tak wiele. Biega, tańczy, maluje, czyta całe zdania, dodaje, odejmuje i w tabliczkę mnożenia już wskakuje. Ogarnia techniczne sprzęty czasem lepiej niż my, babcię uczy obsługi smartfona, ale na szczęście i w domowych sprawach sobie nieźle radzi. Czasem przychodzi do kuchni i pyta, w czym Ci pomóc mamusiu. A mnie serce z radości i dumy podskakuje.

To już, albo dopiero Siedmiolatek, który wszystko mocno przeżywa. Popłacze, gdy ktoś się z nim bawić nie chce, przybiegnie się przytulić, omówić w tempie katarynki swoje ważne tematy. A radości i dziecięcej ufności ma w sobie tak dużo, że i my z niej czerpiemy garściami.

Urodziny na razie w gronie rodzinnym, druga tura będzie z kumplami i wśród naszych znajomych. A w domu sympatycznie, z dziadkami, wujkiem, ciocią i kuzynem, o którego trochę Młody zazdrosny;) Głównie o uwagę, którą młodszemu się poświęca, ale i dzielenia się tą uwagą musi się nauczyć. Pierwsze prezenty ucieszyły dziecię, a nas spotkanie, ciacha, tort i różne smakołyki.

Kochamy Cię Synku najmocniej na świecie ❤ i życzymy by ten świat był dla Ciebie przychylny. Byś szedł przez życie uśmiechnięty, szczęśliwy, spotykał dobrych ludzi i spełniał swoje marzenia 🤗 Wszystkiego co najlepsze dla Ciebie! 🎁