Zapowiadało się i tak też było, na dokładkę z emocjami, z kinem i rodzinnym spotkaniem. Najpierw pierwsza rocznica ślubu Brata, w restauracji i z obiadowymi pysznościami. Skusiłam się na polędwiczki z gruszką i żurawinami, podane ze śląskimi kluskami i surówką. Cała rodzina ze swoich dań zadowolona, a że miejsce przy okazji urocze podpytałam od razu o możliwość rezerwacji terminu na komunię dla Małego. Wiem, że to jeszcze dwa lata, ale obłożenie w lokalach duże, to naprawdę trzeba się spieszyć.

Po takich smakołykach chcieliśmy iść na spacer, ale deszcz nas pogonił do domów. A tam wpadliśmy w szpony planszówki, bo Catan wiedzie teraz prym. Gramy czasami po dwa razy dziennie, a jedna rozgrywka to z 1,5 godziny zabawy. Wszyscy w emocjach i wciągnięci w budowanie swoich miast:)

Żeby jednak nie ugrzęznąć w domu, złapaliśmy po drodze koleżankę Małego i skoczyliśmy jeszcze na bajkę do kina. „Pan Wilk i spółka” okazał się świetny! Dużo akcji, morał – że lepiej jednak być dobrym i nie budzić strachu w ludziach. Do tego przed seansem dmuchany zamek, zwierzakowe balony w prezencie i oczywiście popcorn karmelowy, bo jakże by inaczej. Dzień Dziecka blisko i mam wrażenie, że imprezowanie rozciąga się już na cały tydzień. Niedługo w szkole festyn z tej okazji, ale żeby nie było iż tylko dziecię ma wyjściowe atrakcje, to i mama do kina się wybiera. Jeszcze Męża wyciągnąć na jakieś tańce i będzie komplet;)