Złapaliśmy trochę oddechu, po siedzeniu kilka dni w domu takie wyjście do lasu jest jak wyjście na wolność. Wolność, w której jednak nie oddycha się pełną piersią. Tylko z myślą, z tyłu głowy, czy aby na pewno to jest dobry pomysł. Jednak dla duszy i ciała, taki spacer to teraz niesamowita odskocznia..

Mały nareszcie wybiegany i kiedy patrzyłam jak szaleje, śmieje się i biega za piłką, to aż łzy w oczach miałam, że nie ma tak na co dzień. Koleżanka wychodzi z dziećmi codziennie, a to na piłkę, a to na rower. Mieszkają koło lasu i mówi, że niewiele osób zagląda w ich rejony. My musimy wsiąść w samochód, podjechać w okolicę, albo udać się do Zosi, bo jednak do lasu na piechotę nie dotrzemy.

Sobota okazała się łaskawa z pogodą, niedziela już z deszczem i gradem. Miałam więc czas by zająć się porządnie zadaniami z angielskiego i zrobiłam ich naprawdę dużo. Łącznie z testem kończącym kilka rozdziałów w książce. Napisałam też maila do naszej prowadzącej, żeby wyjaśniła mi kilka zawiłości. Bo naprawdę stosowanie „a”, „the” czy nie używanie owych przedrostków nadal stanowi dla mnie zagadkę. Ale cóż, w każdym języku gramatyka nie należy do najłatwiejszych. W naszym też jest dużo wyjątków i reguł rządzących się swoimi prawami.
Głowa przewietrzona i rozruszana, podjechaliśmy jeszcze zawieźć rodzicom ważną fakturę. Najpierw był plan wrzucić dokument tylko do skrzynki na listy, ale Mama nie wytrzymała i chciała się zobaczyć z córką choć na sekundę. Wizyta przez drzwi i na odległość dwóch rąk trzymających papier. Przykre przeżycie i bardzo wymowny moment. Nie można się przytulić, wyściskać, a odległość staje się koniecznością. Mam wrażenie, że rzeczywiste relacje międzyludzkie już nie będą tak swobodne. Uścisk na niedźwiedzia, zwykłe podanie dłoni.. I nie chodzi mi o rodziny, ale o młodych ludzi, którzy dopiero w ten świat zaczną wchodzić i będą próbowali odnaleźć w nim miłość i poczucie bliskości.. Oby mimo wszystko kiedyś znaleźli..