Plastuś przypadł Małemu do gustu, a ja dzięki temu przypomniałam sobie przygody małego ludka nie tylko w książce, ale i w bajce. W necie to jednak można znaleźć wszystko. Nawet moje „Przyjaciółki”, które już po wakacjach nadrabiam. Po przedszkolnym zebraniu trzeba było też nadrobić płatności i to wcale niemałe. Wyprawka, książki, rada rodziców, ubezpieczenie.. i oby tylko nie zamknęli wszystkiego, by dzieci z dobrodziejstw owych mogły skorzystać.
My natomiast skorzystaliśmy z opieki chrzestnej Małego i mogliśmy wybrać się do teatru. Najpierw jednak wysprzątaliśmy całe mieszkanie, upiekłam dwa ciasta i zrobiłam deser budyniowo-herbatnikowy według przepisu naszej Ani Piszącej.

Mały został pod dobrą opieką, a my w maseczki i po podpisaniu oświadczeń o wirusowym zagrożeniu, mogliśmy wraz ze znajomymi obejrzeć sztukę.

„Szalone nożyczki” to komedia kryminalna, która gdyby była odgrywana tylko przez aktorów bardzo by mnie zachwyciła. Od połowy prowadzona jednak była wraz z publicznością, widzowie mogli zadawać pytania podejrzanym, ingerować w to, co się działo na scenie. Retrospekcja zdarzeń wydłużyła całość, a niektórzy widzowie zadawali żenujące pytania przez co trochę siadły emocje. Bardziej podobała nam się pierwsza sztuka Teatru Dramatycznego z Koszalina – „Związek otwarty” – szybka akcja, dużo śmiechu i mimo iż grały tylko dwie osoby, perełka.
Za to po teatrze humor wrócił na całego, za sprawą zaproszenia na domowe party. Mężuś musiał wracać i odwieźć ciocię, a ja dotarłam na pogaduchy w ośmioosobowej ekipie. Wytańczyłam się, pojadłam smacznych sałatek, orzechów. I po intensywnej degustacji białego, półsłodkiego wina, po północy padłam w ramiona Męża. Także niedziela po tych szaleństwach przyda się wyciszona, spokojna i przeznaczona na regenerację..
