Zanim kolejne podróże, to najpierw zakończenie roku u naszego pierwszoklasisty. Całkiem przyjemne, w formie wesołego przestawienia, a nie nudnego apelu, jak u mnie bywało. Dzieci poprzebierane za postaci z bajek, piosenki, wzruszający wiersz dla taty i wychowawczyni dziękująca za współpracę i pomoc. Było naprawdę sympatycznie, tym bardziej cieszyłam się z Małym, że i moi rodzice dotarli i Mężowi udało się wyrwać z pracy. Na koniec kwiaty, prezenty i świadectwa z opisami, od których duma rośnie z własnego dziecka:)

Potem lody z dziadkami, drobny prezent dla, już prawie, drugoklasisty, wakacyjne przekąski na balkonie..

i.. wieczorna gorączka 38.3, żeby za wesoło nie było;) Nie wiadomo, czy to z emocji, czy ktoś z licznych gości na występie jakiegoś wirusa Małemu sprzedał grunt, że uziemiła nas w domu na kolejny dzień. Miały być urodziny koleżanki syna, w ogrodzie, z basenem i różowym tortem. Były dwie gry w Catana, który to rozbudował swoją wersję w kupieckim kierunku. Na szczęście gorączka już nie wróciła, za to humor, moce i energia jak najbardziej. Także niedzielny, rodzinny spacer, na imieniny mego Taty mógł się odbyć, a popołudnie nad rzeką dopełniło radości. I tym akcentem, przy 30 stopniowych upałach, rozpoczęliśmy wytęsknione wakacje 🙂 🏝
