Po wesołym i wizytowym weekendzie tydzień toczy się domowym trybem. Za oknem wczoraj pojawił się pierwszy śnieg, a u nas w domu ciepło i karuzela karmienia, przewijania i usypiania trwa. Ale to ostatnie idzie coraz trudniej.. Synek coraz mniej chętnie śpi w swoim łóżeczku, zdecydowanie bardziej woli być na rękach 🙂 W sumie nic dziwnego, też bym wolała! No ale na dłuższą metę tak się nie da. Zwłaszcza moje ręce szybko opadają, Mąż ma większą wytrzymałość. To nie byłby jeszcze kłopot, gorzej że zaczynają się chyba kolki. Wieczorny płacz się nasilił, momentami przechodzi w krzyk i widać że dziecko się spina i coś go od środka męczy. Położna na ostatniej wizycie poradziła masowanie brzuszka, układanie na nim, ciepłe kąpiele, a leki typu espumisan dopiero jak Mały skończy miesiąc. Dobrze, że nie będzie tego pamiętał, za to my pewnie zapamiętamy na długo..
Maluszek dostał już swój pesel i zameldowanie stałe. Stał się pełnoprawnym obywatelem tego ziemskiego padołu. Teraz byle dotrwać do dowodu osobistego 😉 Swoją drogą niedługo Marek – syn naszej ślubnej świadkowej – kończy 18 lat, szykuje się rodzinny obiad na 25 osób i zastanawiam się czy przy obecnym płaczu uda nam się wytrwać z naszym synkiem na tym obiedzie. Pewnie godzinka max i trzeba będzie wracać do domu. W sumie dobra i ta godzinka! Wczoraj wyszłam z domu do mięsnego i to już była dla mnie atrakcja i odrobina dotlenienia się po drodze. Dziś spróbuję wyjść na spacer do pobliskiej biblioteki, bo mam ostatnią książkę do oddania. A w sobotę, jak dobrze się zgramy z karmieniem, to może nawet zahaczę o koncert KAMPA, bo co jak co ale ten zespół na dłużej zagościł w mej muzycznej duszy..
Wszystko jednak zależy od synka, nawet to, czy teraz zdążę rozwiesić pranie zanim się obudzi 😉 To ja tradycyjnie lecę i życzę miłego dnia!