Nie ma to jak odpocząć, a potem w mig zapomnieć o wolnym relaksie po którym dobrze, że choć grzyby zostały i kilka zdjęć ze spaceru w lesie..
Wtorkowy poniedziałek był bowiem zakręcony od samego rana. Na ćwiczeniach wylądowałam sama i stwierdzam, że w towarzystwie ćwiczy się lepiej. Kiedy gadamy z Edytą, to czas szybciej leci, jazda rowerem się nie dłuży, jakoś intensywniej nam to idzie i jest zdecydowanie raźniej. Po ćwiczeniach szybkie szykowanie obiadu w domu, wstawianie i rozwieszanie prania, a potem pędem do Mamy. Zawiozłam ją do przychodni i pojechałyśmy na zakupy, żeby nie musiała sama dźwigać. Tatko jest już po zabiegu artroskopii i choć już trochę nogą ruszać może, to na bieganie po zakupy jeszcze nie czas.
Odebrałam Małego, dałam obiad, Mężu odpoczął i mógł przejąć stery w kwestii wymyślania na wieczór zabaw dla dziecięcia. Mój wieczór był natomiast zaklepany na kinowe spotkanie z Bluberką.
„Bohemian Rhapsody” to niesamowita opowieść o powstawaniu zespołu Queen, zawrotnej karierze Freddie’go i jego życiu. Świetnie oddany klimat lat 70′-80’tych i dobra gra aktorska Rami Malek’a. No i rewelacyjna muzyka Queen.. niezapomniana, wiecznie żywa, pełna energii, ale i bólu, gdy nadchodzi już świadomość przemijającego zbyt szybko życia. Bardzo emocjonalnie przeżyłam ten film, z mocno bijącym sercem, z ciarkami i żalem nad ogromną samotnością pogubionego artysty, momentami z uśmiechem, ale w większości ze łzami w oczach.
Ze wspomnieniami sprzed lat, kiedy muzyka Queen rozgrzewała do tańca. Pamiętam, że raz nawet trafiłam na zlot fanów zespołu i podziwiałam zaangażowanie prowadzących, po tak wielu latach od śmierci Freddie’go. Ta muzyka zawsze już będzie legendarna i bardzo żałuję, że nie mogłam być na koncercie Queen. Za młoda byłam, nikt by mnie wtedy nie puścił w te wielkie tłumy.. Ale pamiętam moje zafascynowanie ich teledyskami, piosenkami, których słuchałam pomiędzy DM, U2 czy The Cure. I pamiętam, jak bardzo mi było żal, na wieść o chorobie i śmierci Mercury’ego. Film zrobił na mnie duże wrażenie, chciałabym kiedyś obejrzeć go z synem i być może przekazać mu choć trochę fascynacji moją muzyką. Oczywiście jego gust muzyczny sam się ukształtuje, ale myślę że ma na to wpływ i to, czego słuchamy w domu. Wracam do wielu zespołów i utworów, których słuchali rodzice, więc chyba coś w tym jest..