Mam wrażenie, że ostatnio tylko coś tworzę, przyklejam, doszywam, kombinuję wśród dostępnych materiałów i biorę czynny udział w przedszkolnym życiu. A znajoma pociesza mnie, że to dopiero początek, że w szkole będzie dużo więcej atrakcji. Po ozdobach choinkowych przyszła pora na zbliżające się występy z okazji Dnia Babci i Dziadka. Mały ma występować jako jesienny pan, więc dostałam zadanie przyozdobienia mu kapelusza w jesienne klimaty. Ptaszek może bardziej wiosenny, ale uznajmy, że z tych, co to do ciepłych krajów nie odlatują;)

W kolejce czeka maska karnawałowa na konkurs, ale na razie nawet o niej nie myślę. Zajęłam się bowiem ratowaniem moich obolałych kręgów, gdyż termin rehabilitacji wypada za około pół roku. I to tylko pod warunkiem, że pojawi się drugi fizjoterapeuta, bo na razie przyjmuje jeden, raz w tygodniu. Przygotowałam więc zestaw ćwiczeń, po części zalecanych już wcześniej, ale z dołożeniem jogi na zdrowy kręgosłup i odcinek lędźwiowy. I ćwiczę codziennie, bez wymówek, czasem od razu po zakupach, czasem po gotowaniu obiadu. Tak, żeby nie wypaść z rytmu i żeby faktycznie był jakiś efekt tych ćwiczeń. Na razie czuję, że mam mięśnie pleców – o których już zapomniałam, a które mają szansę trzymać mnie w pionie. Także mobilizacja w pełni.
Wkręciłam się też na powrót w Sudoku, co jest zaskoczeniem, bo kiedyś sprawiało mi dużą trudność. Lecę drugi poziom, ale nad trzecim zapewne będę musiała dłużej powysilać szare komórki. Niech ćwiczą i one. W przerwach od wysiłku filmy, książka, wizyta małego sąsiada z góry, spotkanie ze znajomą i spacer z drugą. A na weekend łyżwy sobie odpuściliśmy, bo choć nadeszło sprostowanie i kwieciste lodowisko, po informacji o zamknięciu przez sanepid działa dalej, to jednak nie ma co się narażać i na wirusa i na kontrole. Utrzymało się trochę śniegu, więc będą sanki i pozostaje tradycyjna wędrówka z rodziną, przez łąki, przez pola, do parku lub w las.