Trzy dni wolnego przydało się na wyspanie po porannych pobudkach, na spędzenie razem rodzinno-spotkaniowego czasu i nawet do kina z dziecięciem i jego koleżanką udało się wyskoczyć. „Ron Usterka” okazał się jednak bajką dla trochę starszych dzieci, niż siedmiolatki. Przez jakiś czas było zabawnie, ale ilość technicznego słownictwa i powaga tematyki – problemy z przyjaźnią, uzależnienie od socialmediów i technologicznych sprzętów – przekroczyły możliwość skupienia się pierwszoklasistów. I nie chodziło o czas trwania, bo jak Młodego bajka wciągnie to i dłużej by oglądał (gdyby miał pozwolenie). Po prostu tak od połowy z hakiem maluchy wolały wspinać się na krzesła, niż śledzić losy głównego bohatera i jego przyjaciela robota.
Tymczasem za nami pierwsze łączenie online ze szkołą i nauczycielką, choć nadal mam nadzieję, że więcej nie będzie takiej potrzeby. Było trochę chaotycznie, z problemami połączenia czy z mikrofonem u niektórych i absolutnie nie chciałabym, żeby tak wyglądał czas szkolny dla dzieci. Zdecydowanie jestem za spotkaniami w realnym świecie i za normalnym trybem nauczania.
Poza nauką więc już większość znajomych i ich pociech pozapraszana na świętowanie urodzin Młodego. Przed imprezą w sali zabaw szykuje się jeszcze rodzinna domówka, ale taka na luzie, tylko z dziadkami, wujkiem, ciocią i kuzynem. Zamawiam więc małego torta, ciasto (po ostatnim zakalcu odpuszczam pieczenie), zrobię ze dwie sałatki i trochę drobnych przekąsek. Pora ogarnąć mieszkanie, wyciągnąć ozdoby urodzinowe, balony i świeczki. Będzie w małym gronie, ale przytulnie i najważniejsze, że razem.
