Ilekroć zdarza się taki czas, jak ten, od razu w uszach dźwięczy mi utwór „IRONIC”. Jakże adekwatny w swej wymowie. Gdy marzy się o prawdziwej zimie, a ona i owszem przybywa, ale szokując znienacka do -12 w nocy, zasypując śniegiem po kolana i powodując w mym aucie przymrożenie tylnego zacisku przy zaciągniętym hamulcu ręcznym. Oczywiście wtedy, gdy umówiona jest ważna podwózka do szpitala. Gdy jedzie się po śliskiej nawierzchni, nie mając pojęcia o tym, że koło się nie kręci. I gdy po jakimś czasie trąbią wszyscy dookoła powodując, że nogi zaczynają się trząść na pedale gazu i hamulca. Najlepsza była rada taksówkarza – niech pani złapie jakiś kawałek czystego asfaltu. A że wszystkie asfalty w okolicy zasypane 20 cm warstwą śniegu, to już pikuś. Pan Pikuś. Cud, że dojechałyśmy! I drugi, że niedaleko szpitala był serwis samochodowy, w którego bramę po prostu ślizgiem wpłynęłam.
Po całej akcji kolejna miła niespodzianka, tym razem w domu. Zimne kaloryfery i lodowata woda w kranie, na skutek awarii w elektrociepłowni. I tak już trzeci dzień z rzędu, z tą zmianą, że woda już cieplejsza, a kaloryfery lekko grzeją. Tak do 18 stopni. Mało komfortowe, gdy wraca się z przemoczonym i zamarzniętym dziecięciem z szaleństwa na sankach i gdy posiada się dla niego tylko jedne narciarki pasujące rozmiarem. Ale nic to, ratują wełniane skarpety, swetry, koce i gorąca herbata ,wypijana litrami. Jest (nie)wesoło:)
Mniej wesoło było za to dzisiaj, kiedy to pojechałam do Lidla odebranym (po sowitej opłacie) autem, odstawiłam go. I zapomniałam o bilecie parkingowym! Nosz. Jak się chodzi tam ciągle piechotą i raz się wreszcie zdecyduje na odciążenie ramion bagażnikiem, to co się dziwić o takim zapominalstwie. Leciałam z tobołami i duszą na ramieniu, ale biletu żadnego za wycieraczką nie było. Czy ktoś się orientuje, czy spisują po numerach rejestracyjnych, czy jednak jakiś kwitek jest zostawiany?
Już nawet nie wspominam o czarnej telewizji, głuchym radiu i czarnym humorze nawiedzającym ostatnio nasz kraj. O zaciętym dziś zamku w kurtce. Czy kluczykach do auta, tkwiących w kieszeni, gdy leci się właśnie po nie z powrotem do domu, pokonując po raz kolejny kilka pięter schodami. Ale już wiem, gdzie tkwi przyczyna! Jest południe, a ja jeszcze nie zjadłam ani jednego pączka. Nic dziwnego, że słyszę chichot losu za plecami. Pora nadrobić to niedopatrzenie i pomóc szczęściu. Smacznego 🙂
Sporo się u ciebie działo, szkoda, że tyle negatywnych emocji. No niestety czasem tak bywa… Na takie dni to tylko słodkości pomagają. Skuteczne i szybkie w działaniu 🙂
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Niestety też szkodliwe, w większej ilości 😉 Ale na odrobinę słodkości, zwłaszcza po takich przeżyciach można sobie pozwolić.. Mam tylko nadzieję, że już teraz emocje pójdą w lepszą stronę 🙂 Czego i Tobie życzę, uściski Aniu!
PolubieniePolubienie
W takich chwilach to aż się prosi by sobie osłodzić dzień jakimś słodkim akcentem.
PolubieniePolubienie
O tak i fajnie, że ten felerny dzień miał możliwość na słodko się zakończyć 🙂
PolubieniePolubienie
Cukier niczym balsam 😀
PolubieniePolubienie
W niewielkiej ilości tak. W większej bardziej zaszkodzi 😉
PolubieniePolubienie
Oj tam..życie jest tylko jedno 🙂
PolubieniePolubienie
No właśnie jest jedno i warto dbać by zdrowo je przeżyć 🙂
PolubieniePolubienie
Od sernika nik nie umarł 😉 Paranoja tez jest chora 😉
PolubieniePolubienie
Może być, nie wiem, bo nie mam paranoi. Po prostu wiem, że nadmiar słodyczy nie jest wkazany 🙂
PolubieniePolubienie
oj są takie dni, czego człowiek się nie dotknie, to pech! Ale mijają. Smutki można zaś zajeść pączkiem!
PolubieniePolubienie
Całe szczęście, że mijają. Na dłuższą metę są nie do zniesienia! I lepiej, żeby jednak za dużo tych pączków nie jeść 😉
PolubieniePolubienie
Zawsze są faworki na pociechę 😁
PolubieniePolubienie
Baardzo dawno ich nie jadłam.. już nie pamiętam kiedy. Ale lubię i mogłyby na pociechę być 🙂
PolubieniePolubienie
No to mieliście niezły horror! Dobrze, że już za Wami i pączkowanie odbyło się tradycyjnie!
PolubieniePolubienie
Takie kosmosy co jakiś czas się w życiu zdarzają, trzeba przetrwać 🙂 Pączkowanie nawet z nadwyżką udane, bo i Mąż w pracy zajadał, a i mój Tata dostarczył nadprogramowe jednostki. Jest dobrze 🙂
PolubieniePolubienie
To miałaś dzień!!!mam nadzieje, że miło się zakończył…
PolubieniePolubienie
To było nawet kilka dni, ale grunt, że przetrwane! A dzisiejszy pech pączki odgoniły.
PolubieniePolubienie
Taak, idzie się przez te śniegi, zimno, wieje i człowiek myśli, że przecież tak chciał zimy. 🙂
Przygód z autem współczuję, dobrze, że nic się nie stało. Braku ogrzewania również, w taką pogodę to fatalnie, brrr. Pamiętam, że najbardziej zimą w budynku zmarzłam kiedyś w Meksyku, bo niby na dworze plusowo, ale ogrzewanie nie działało, a ściany niezbyt izolujące, do 18 stopni temperatura nie dobijała… ale chociaż woda w kranie była wtedy ciepła i pod prysznicem można się było rozgrzać.
Co roku zastanawiam się, czy nie bojkotować Tłustego Czwartku, ale jednak się łamię. 🙂 Dzisiaj nawet wyszłam po pączka, ale w jednej piekarni już nie mieli, w innej tylko z różą i dżemem, a chciałam z adwokatem, a do innych nie chciało mi się iść, bo za zimno. 😛 Ale jak pójdę do rodziców, to pewnie na jakiegoś pączka trafię. 🙂
PolubieniePolubienie
Daj znać, czy trafiłaś 🙂 Miałam plan zjeść tylko jednego pączka, a wyszły dwa.O bojkotowaniu nie ma mowy, od czasu gdy usłyszałam, że jednego trzeba zjeść i kropka – ku tradycji i na szczęście. Zimy się chciało, przybyła, pokazała co potrafi i jak dla mnie już może znikać 😉 A z samochodami miałam już tyle przejść, że chyba zdążyłam się przyzwyczaić..
PolubieniePolubienie
Trafiłam, jeden pączek zaliczony. 😉
Kiedy bywałam w pracy, zawsze wpadał jeszcze przynajmniej jeden, bo zawsze ktoś naniósł tych pączków, a jedna pani przynosiła swoje własne malutkie.
PolubieniePolubienie
Te własne, najzdrowsze 🙂 Jeden w zupełności wystarczy, szczęście masz zapewnione! W pracy zawsze szefostwo pączki dostarczało, Mąż też się na jednego załapał.
PolubieniePolubienie
Współczuję 😦
PolubieniePolubienie
Nie no nie ma czego, czasem tak idzie wszystko pod górkę ale na szczęście dobrze się kończy 🙂 A to najważniejsze.
PolubieniePolubienie
To najważniejsze 😉
PS Lubisz pączki? 🙂
PolubieniePolubienie
Lubię, ale jem tylko raz w roku 🙂
PolubieniePolubienie
Dlaczego? Odmawiasz sobie, czy nie masz chęci? 🙂
PolubieniePolubienie
W ogóle o pączkach nie myślę, są zbyt słodkie i jakoś tak nie chce mi się od tak sobie ich jeść. Ale w tłusty czwartek tradycji musi stać się zadość 🙂 A Ty lubisz pączki? Jesz je częściej niż raz w roku?
PolubieniePolubienie
Od dziecka nie znoszę 🙂
PolubieniePolubienie
Czyli nie ma u Ciebie tematu pączkowego 😉
PolubieniePolubienie
Nie xD
PolubieniePolubienie
A co ze słodkości lubisz najbardziej?
PolubieniePolubienie
Warzywa 😀
PolubieniePolubienie
Najzdrowiej 🙂
PolubieniePolubienie
A kiedy juz naprawdę najdzie mnie na cos slodkiego (raz na rusi rok) to wolę owoc ewentualnie RAW batonik 😉
PolubieniePolubienie
Pozazdrościć, ja muszę walczyć sama ze sobą, żeby słodkiego nie zjeść (i to każdego dnia)..
PolubieniePolubienie
Organizm sie domaga..
PolubieniePolubienie
Myślę, że to już uzależnienie od słodyczy.. Naprawdę ciężko je zwalczyć.
PolubieniePolubienie
Współczuję. Faktycznie czas na zrobienie sobie przyjemności,
a cukiernikowi radości
PolubieniePolubienie
Radość obustronna. Jedynie potem kalorie nadmiarowe do zrzucenia;)
PolubieniePolubienie