Może nie w kompletnym zdrowiu, ale udało
się wyruszyć na planowaną majówkę. Cud. Mały do ostatniej chwili robił gorączkową zmyłkę. W dzień było ok, na wieczór 37,8. Aż wreszcie nastała doba bez gorączki i prosto od Zosi mogliśmy zakotwiczyć nad Wisłą.
Toruńskie okoliczności Staromiejskiego Rynku przywitały nas gwarem turystów, ciekawymi zabytkami i wakacyjnym klimatem. Przy boku moich dwóch podróżników, w kwiecistej sukience i aparatem w dłoni rozpoczęłam zwiedzanie tego pięknego miasta.
A jest tu co podziwiać.. Kopernik dumnie spogląda z góry swego postumentu, Flisak z nieodłącznymi żabami na szczęście, Krzywa wieża, Dwór Artusa, Zamek Krzyżacki z jarmarkiem w tle, śliczna kamienica pod gwiazdą, Planetarium, monumentalne kościoły, mury obronne, zabytkowe bramy i spacer Bulwarem Filadelfijskim.. Cudnie, po prostu cudnie..
Byłoby jeszcze cudniej, gdyby nie pozostałości kaszlu po przebytym przeziębieniu. Ale już mamy przetestowane, że musi się oczyścić część płucna i nosowa, dopiero wtedy zdrówko wróci do całkowitej formy. Oprócz tego Małemu i energia dopisuje, chęć do ganiania gołębi na rynku i zachwyt nad zwierzakami w toruńskim Ogrodzie Zoobotanicznym. Spacery robimy codziennie kilometrowe, aż do padnięcia w jednej z licznych kawiarni tuż przy Ratuszu. Choć ceny kosmiczne więc i Bar Miś chętnie odwiedzamy, zwłaszcza że rodem z kultowego „Misia” przeniesiony.
Niesamowity jest urok naszych polskich miast, może za rok uda się trafić do Krakowa, bo jeszcze razem nas tam nie było. Warszawa, Zakopane, Sandomierz i Mazury znajdują się też na wymarzonej liście podróży. Nie wspominając o ciepłych krajach.
Ale na razie cieszę się, że Toruń dołączył do wspólnych wspomnień i z naładowanymi bateriami możemy marzyć dalej..