Do wpisu zasiadłam, a tu dziecię cza z wanny wyciągać, dokończę after..
Tygodnia nie wystarczy, żeby się nagadać tyle ile by się chciało. Bo jak tu nadrobić czas, który zmyka jak szalony i poczekać nie chce..
Do tego pamięć już nie ta i czasami jedynie przy pomocy blogowego pamiętnika, tudzież podręcznego kalendarza, jestem w stanie odtworzyć wspomnienia. Na szczęście z Beatą nie tylko wspominałyśmy, ale i na sprawy damsko-męskie znalazł się czas. Na fascynacje książkowe, plany wakacyjne i oczywiście temat rzekę – tyczący naszych synów. W dzień kolejny też nadrabiałam pogaduszki, po wizycie w urzędzie, zakupach i gotowaniu obiadu. Tym razem przed seansem kinowym z Hanią, Anią i Kasią. Wybrałyśmy się na „Kobietę sukcesu” i sukces, że dotrwałyśmy do końca. Połowa owej produkcji była nudna, nijaka i banalna. Druga część odrobinę drgnęła w kierunku romantycznym. Ale sztuczność gry aktorskiej, słabe dialogi i ogólny brak akcji idealnie nadawały się do spania. Mam nadzieję, że przy kwietniowym babskim kinie trafimy na lepszy film.
Sylwii nie udało się dotrzeć do kina, postanowiła więc uczcić nadejście wiosny zapraszając nas w weekend do siebie. Bynajmniej, nie na sadzenie rzeżuchy, jak oznajmiła. Nie wiem, czy akurat zalewanie wiosennego robaka dojdzie do skutku, gdyż muszę się trochę podreperować zdrowotnie. Po niepotrzebnym alarmie, trafiłam na masę badań, kłucie, uciskania i inne takie miłe atrakcje. Po czym nastąpił cud nad Odrą! Okazało się, że nic mi nie jest 🙂 Ale co się nastresowałam to moje.. i powinnam odszkodowania wołać, za napędzenie mi stracha.
Jeszcze koncert przede mną, który kusi, bawi i napawa radością. Tylko się zastanawiam, jak ja wytrwam na tej płycie. Oczekiwanie i tańce-hulańce, bez możliwości siędnięcia po ostatnich przeżyciach. Ewentualnie może jakieś kucki. Choć akurat kucanie w roztańczonym tłumie może mieć nieprzewidywalne skutki. Mimo wszystko już ładuję akumulatory radosnymi wiadomościami od koleżanki-Kamili, która odlicza wraz ze mną dni i godziny.
A później przydałoby się wziąć przykład z rodziców (może niekoniecznie na marznięcie nad morzem) i ruszyć do spa, albo wygrzać się w łaźni, czy popływać na basenie. Po tej zimie sukcesem będzie wyjście z kijkami, kiedy tylko wreszcie się ociepli.. Czy ktoś już wie, kiedy?