Kot nie miał nic przeciwko nowemu mieszkańcowi. Czasem dał mu łapą po nosie, gdy ten za dużo fikał. Poza tym pełna zgoda i picie z jednej miski. Do tego odezwał się w nim instynkt ojcowski i biegnie na ratunek z każdym piskiem małego szczeniaczka. Zwierzaki są niesamowite..
Jak i niesamowity był ten weekend, pełen sympatycznych spotkań (swoją drogą nie ma to, jak stracić głos w dzień, w którym zakłada się dużo pogaduch), nowych osób, czasu z moimi chłopakami, dokończeniem pierwszego sezonu „To nie koniec świata” i filmem, który może nie powalił na kolana, ale miał w sobie ciekawy klimat. W Kiniarni pełna sala, przy stoliku herbata (na moje obolałe gardło) i winko dla dziewczyn. Opowieść „Madame” o pani domu, która wpuszcza służącą na salony, z lekkim humorem, z pięknymi zdjęciami w tle i zakończeniem bez zakończenia.. Jak to u mnie bywa, już happy end w głowie mam dograny..
Po filmie podjechałyśmy na kolację, jak się okazało zimną, gdyż na trzecie piętro lokalu, tylko taka docierała. Zabawne było to, że na dwóch piętrach brakowało miejsc, a nikt z obsługi nie informował przybywających, że istnieje dodatkowe. I to z pustymi stolikami, co powinno nam dać do myślenia. Nie dość, że pierogi ze szpinakiem i oscypkiem były zimne, to koleżanka Beaty miała płacić za zupę, której w ogóle nie dostała. A gdy nam się zwiększyła ekipa przy stole, kelner chyba opadł z sił i stwierdził, że piwa do stolika nie nosi – zaprasza do baru – dodając, że on jest od jedzenia. Ha. Koleżanką Jagodę zamurowało, a później miałyśmy stały ubaw z tego tekstu 🙂 Prócz Beaty przybyła Gosia, Jagoda, Karolina i jeszcze mąż Beaty z osiedlową koleżanką. Zrobiło nas się sztuk 7, pośmiałam się i nagadałam na miarę możliwości wytężania głosu. Do północy czas minął w moment, brakowało mi jedynie tańców, które mam nadzieję przy kolejnym spotkaniu nadrobimy.
Niedziela już na spokojnie, gotować nie musiałam, bo ciocia zamówiła pizzę do domu i nawet mały psiak skorzystał, przeżuwając kawałek. Mały najpierw był szczeniakiem zauroczony, głaskał i chciał siedzieć obok. Póki nie okazało się, że pluszowa kulka posiada ostre zęby, którymi wprawdzie nie gryzie, ale chwyta wszystko w ich zasięgu. Były więc ucieczki na kanapę i stwierdzenie, że jednak pieska w domu nie chce. Wystarczy mu pluszowa zabawka, co chodzi i szczeka. Choć domyślam się, że kiedyś mu się to odmieni.
Dzisiaj za to od rana sprzątam, układam i ogarniam domowy plac zabaw po weekendzie. Czekając na Beatę, która zaraz przybędzie w odwiedziny. Wśród całej ekipy nagadać się we dwie nie dało i miło będzie to nadrobić, przed jej wyjazdem.