Od września podczas odbierania naszego smyka z przedszkola widywałam dzień w dzień tatę Natalki, koleżanki z grupy. Tata ów zawsze miły, uśmiechnięty, coś tam do wszystkich zagadujący. Twarz więc zapamiętałam. Po czym pewnego dnia, po ruszeniu tematu sufitu łazienkowego, prezes wysyła do nas nowego inspektora budowlanego na kontrolę. Już chyba wiadomo, kim okazał się pan inspektor? I jakieś było moje zdziwienie na widok taty Natalki w naszym domu. Jeśli doda się jeszcze do tego panią, która robiła ze mną wywiad w urzędzie pracy i okazała się sąsiadką mojego byłego szefa. A jeszcze, że siostra Margi mieszka rzut beretem ode mnie. To.. taak.. świat jest zdecydowanie mały 🙂
Tymczasem w domu nareszcie jako tako. Ilość sprzątania przerosła moje najśmielsze wyobrażenia. Od samego rana, po późny czwartkowy wieczór (godzina 22 prawie już jak noc) myłam, pucowałam, układałam drobiazgi, zmieniałam i wymrażałam pościel, wycierałam i odkurzałam każdy zakątek. Mężu pomagał mi od rana, w miarę swych podziębionych możliwości i z myślą, że jednak trzeba mieć jeszcze siły na drugiej zmianie. Ja zaś moją zmianę wykorzystałam na maxa i wreszcie mieszkanie zaczęło przypominać stan sprzed remontu. A nawet jeszcze lepszy, bo odmalowany, czysty i pachnący.
Z czystym więc sumieniem mogłam oddać się piątkowemu relaksowi. W wannie, z piankami, maseczką, goleniem, peelingiem i przywracaniem swego stanu do jako takiej wizualności. A to z racji wieczornego spotkania z Margą, na które już od rana się cieszyłam. Plany Salmiaki pokrzyżowało niestety zdrowie dziecka, ale liczę, że za jakiś czas nadrobimy zapoznanie. Marga natomiast przyjechała i zaprosiła do swej siostry, z zaznaczeniem, że może rozkręcić się tam małe party. Już kiedy wdrapywałam się po schodach usłyszałam jej sympatyczny głos i wiedziałam, że trafiłam pod dobry adres. Marga okazała się pełną ciepła kobietką, otwartą i niesamowicie przyjacielską 🙂 Wraz z Małym zostaliśmy wyściskani i zaproszeni do wnętrz. A tam siostra, szwagier, siostrzenica i dwa piękne charty na dokładkę. Swobodna atmosfera szybko mi się udzieliła i wszelkie stresy odeszły. Dołączył do nas Margowy Misiek, przesympatyczny, którego również od razu się lubi. Normalnie nie da się inaczej, nawet mimo bariery językowej (Bożenka potwierdzi). Kilka pseudo niemieckich zdań udało mi się z nim zamienić. Później część rodziny wybyła, za to dotarli znajomi w ilości sztuk czterech. Czyli jednym słowem działo się dużo, były wesołe pogaduchy i spędziliśmy naprawdę super wieczór. Mały zabawiany przez siostrzenicę, lat 16, zachwycony wychodzić nie chciał, a jak wróciliśmy do domu to pyta – kiedy jeszcze idziemy do cioci Margi? Zaproszenie w niemieckie progi mamy, to kto wie, może kiedyś uda się dojechać. Bardzo bym chciała..
p.s. Marga nawet nie wie, jaką rewolucję w mej kosmetyczce uczyniła. A to za sprawą zamieszczonego na swym kanale filmiku o make-up’ie. Zakup pierwszy dokonany, w środę poluję na pozostałe cudeńka do nauki 🙂