Dni weszły w rytm przedszkolny, budzimy się z trudem, bo ciężko się przestawić ze wstawania o 9 na 7. Mi idzie łatwiej, ale Mały zasypia ok 21, a to jak widać za późno, by rano był na chodzie. Na razie nie wyobrażam sobie biec do przedszkola na 6 i jak myślę, o powrocie do trybu pracy, to mrozi mnie od środka.
Od zewnątrz też już mrozi, rano trzeba wskakiwać w kurtkę, a Małemu zakładać ciepłą kamizelkę. Jeszcze staram się nie ubierać kurtki ocieplanej, tylko łączę ciepłą bluzę z kurtką wiosenną. Na zimowe okrycie przyjdzie czas, a popołudniami potrafi wyjść odrobina słońca i trochę nas ogrzać. Ptaki jednak już wyczuły jesień nosem i odlatują hen w ciepłe kraje.. też bym sobie chętnie poleciała, ale cóż..
Obecnie latamy do przedszkola, do rodziców i na zakupy by uzupełnić zapasy lodówkowe. Kupiłam trochę różnego mięsa, by porobić kotlety, gulasz i upiec coś na weekend. Teraz mam mniej zachodu z wymyślaniem potraw dla Synka, część posiłków je w przedszkolu. Od nowego tygodnia będzie zostawał dłużej, więc załapie się na oba dania obiadowe. Ale wiadomo, że i my musimy coś na ten obiad zjeść, także od gotowania się nie ucieknie.
Zawieźliśmy wczoraj smyka do dziadków i oboje wzięliśmy udział w pierwszym zebraniu. Oczywiście rozpoczęło się od opłat, a to na radę rodziców, a to zajęcia dodatkowe, ubezpieczenie i wyprawkę. Ale po podliczeniu i tak kwota o niebo mniejsza niż za przedszkole prywatne. Damy więc radę, bez względu na to, jak się potoczy moja sytuacja firmowa. Tymczasem został mi miesiąc urlopu i zamierzam delektować się każdą jego wolną chwilą i każdą godziną spędzaną wspólnie z moimi kochanymi chłopakami 🙂