Tydzień rozpoczął się pod znakiem prania.. mam wrażenie, że tylko w kółko obracam rzeczy na lewą stronę, segreguję białe od kolorów, rozwieszam, dosuszam na kaloryferach, zdejmuję i układam. I tak już trzecie pranie z rzędu, na szczęście ostatnie. Uff.. Przynajmniej na jakiś czas. Odkurzanie za nami i ogólny porządek zrobiony. Wniosek do przedszkola złożony, po którym zostaje oczekiwanie na czerwcowe wyniki rekrutacji.
A tu w głowie jeszcze obrazy z Wrocławia się przesuwają, Mały opowiada dziadkom o zwierzakach, zdjęcia oglądamy codziennie i wspominamy co jakiś czas tamte przeżycia..
Tymczasem Mężu już zapracowany, a po pracy śmiga na rehabilitacje. Ja gotuję i nadrabiam zaległości w pustej lodówce. Odwiedziła mnie Kasia do przymiarki ubrań, których mam trochę do oddania, po ostatniej rewolucji w szafie. Jeszcze marynarka do zwrotu dla Sylwii, z którą może po wizycie u rodziców, uda się spotkać u Hani.
Spacery z Moniką i Igorem powróciły, wczoraj z racji ciągłego deszczu odwiedziliśmy ich w domu. Chłopaki się pobawili, bałaganu narobili, a dziś już znowu gnało ich do piaskownicy. Dobrze, że jest szansa na jakieś ocieplenie.. Po „zimnej Zośce” zapowiadane nawet fatamorgany ze słońcem i 21 stopni. Asekuracyjnie jednak nabyłam Małemu parasol, choć już intensywnie wyciągamy szyje do tego wymarzonego słońca..