Nie wiem czy to po zimowych spacerach, czy jeszcze efekt poszczepionkowy, ale znowu u Smyka katar. Tym razem mniej wodnisty, a co za tym idzie, bardziej zatykający i trudniejszy do usunięcia. Witamina C i calcium w syropie podawane są codziennie, bo nic innego tu chyba podać nie można. A nie. Doszła jeszcze maść majerankowa smarowana pod nosem. I oby jak najszybciej szło na poprawę, bo szykuje się wyprawa do babci Zosi z okazji świątecznej jaka nadejszła.
Do moich Rodziców wybieramy się dzisiaj, Mały już się uśmiecha kiedy tylko słyszy słowa „jedziemy do Dziadziów” 🙂 Dziadzie są fajne, można się z nimi pobawić, na wiele pozwalają, noszą na rękach – mimo protestu mamuśki z obolałym kręgosłupem i o dziwo mimo ich bolących pleców. Te zabawy powodują przy okazji niezły bałagan, bo w każdym miejscu gdzie Wnuk, pojawia się za nim sterta porozrzucanych różności. Od samochodów, poprzez podarte kartki Echa, puzzle w kawałkach, niezidentyfikowane kółka, figurki z jajek niespodzianek, kosmiczny zegarek czy wiaderko pamiętające jeszcze czasy moich i brata zabaw nad morzem.
U nas natomiast furorę robią ostatnio „przyklejki” montowane na dolnej części, umorusanej niemożliwie, szyby od drzwi balkonowych. Szyby czyścić nie ma sensu, bo odciski łapek, palców, nosa i owych przyklejek pojawiają się tam regularnie co pięć minut.
Już nawet nie zliczę ile razy dziennie należy wyławiać je spod kanapy, spod choinki, tudzież szukać ich w zakamarkach pod kaloryferem. A ile śmiechu, kiedy Mały kładzie się na brzuchu i zagląda pod kanapę idąc naszym śladem. Taki mały ludzik, a jak już wiele umie i ile każdego dnia przyswaja gestów czy znaczeń. Na słowa „ojojoj” łapie się za policzki lub głowę (zależy gdzie akurat trafi) i kręci nią na boki. Wita się z rybkami machając do nich przyjaźnie ręką. Dojeżdżając pociągiem do lodówki puka w drzwiczki, a ostatnio hitem są wygłupy przy lustrze. Robienie różnych min, rozpinanie zamka od bluzy, zaglądanie do rękawa, czy przesuwanie się na brzuchu do lustra lub od niego i to w dużym tempie. Pocieszne są te wszystkie gesty, a i wzruszające kiedy przychodzi się przytulić, obejmuje nasze twarze i zagląda prosto w oczy. Słodziak jeden 🙂 Oczywiście dla równowagi potem rozrabia i pokrzykuje. Dlatego, zaraz po obiedzie, jedziemy wraz z czekoladkami uszczęśliwiać Dziadziów. Niech też poczują ten wulkan energii 😉