Na Swap party nie dotarłam – okazało się, że już tak wyczyściłam szafę, że nie mam czym się wymieniać ani czego oddawać. Zostały mi 3 sukienki, wszystkie prawie nówki, ale z każdą coś mi nie gra.. później pomyślę co z nimi zrobić.
Tymczasem weekend za nami, piątek spędziłam u Rodziców, po czym odbierałam Męża z firmowego grilla. Miło kiedy firma dba o pracowników, pamięta o bonach na święta, od czasu do czasu zorganizuje jakieś wyjście na imprezę i doceni pracę chociaż małą premią. Takie gesty są doceniane, zwłaszcza że są firmy, gdzie nie ma żadnych dodatków. Pojechałam z Synkiem, więc za jednym zamachem współpracownicy poznali mnie i naszą pociechę 🙂
W sobotę ogarnęłam trochę mieszkanko, ale na obiad wybraliśmy się do miasta – odkryłam niedawno małe bistro w centrum z ciekawym menu i przyjaznymi cenami. Placek po węgiersku i schabowy gigant w ich wykonaniu zaspokoją największych głodomorów. Polecę to miejsce Rodzicom, może kiedyś się wybiorą na musakę, pieczonego łososia lub polędwiczki wieprzowe w jakichś wymyślnych dodatkach. Po takiej wyżerce przydał się spacer nad rzeką przy parku, gdzie przy okazji poszukiwacze skarbów – czyli my – odnaleźli kolejne 3 skrytki i dopisali się do listy. Mamy już na koncie 11 skrzynek, można zacząć obmyślać miejsce ukrycia własnej 🙂 Uczciliśmy ten sukces lodami, kryjąc się pod parasolami przed krótką, ale intensywną ulewą.
I tak nadeszła niedziela – zapowiadana deszczowo, więc niecny plan udania się na basen był trafieniem w dziesiątkę. Trochę mieliśmy obawy, czy Mały się nie wystraszy, czy nie będzie płakał i czy mu nie zaszkodzi chlorowana woda. Najpierw powolne zanurzanie, tylko do pasa, cały czas na rękach, to moich to Męża. Potem trochę na plecki, na brzucho, z rąk do rąk, zanurzenie po szyję i poszło! 🙂 W basenach woda cieplutka, ominęliśmy część gdzie są fale morskie, ale że akurat świeciło słońce, to na chwilę było wypłynięcie do solanki zewnętrznej. Basen płytki, gdzie Synek mógł zasiąść na schodach i chlapać do woli podobał mu się chyba najbardziej. Fantastyczna wyprawa, gdyby nie cena trochę zaporowa, to bylibyśmy tam częstszymi gośćmi 😉